Zasady dla fasady?
Uwaga - będzie długo, bo krótko się nie da
Już od dawna na naszym rynku jest tak duża różnorodność karm - chyba ponad 100 marek - że wybór jednej dobrej karmy może nastręczać niemałych trudności, tym bardziej, że niestety w żywności dla psów, kotów czy fretek nie obowiązują zasady podawania zawartości karm w taki sposób, jak dzieje się to w przypadku produktów dla ludzi. Nie mniej i tu obowiązują pewne zasady, dzięki czemu można jednak rozszyfrować co zawiera karma, którą być może chcielibyśmy żywić naszego psa (kota, fretkę), z tym że podobnie jak w produktach dla ludzi musimy uważać na "obchodzenie" obowiązujących przepisów przez producentów walczących o prymat na rynku i tym samym o swoje dochody. Musimy - zapewne z przykrością, ale jednak bezwzględnie - założyć, że do rzadkości należą producenci, którym zależy przede wszystkim na zdrowiu naszych pupilków, a najbardziej mimo wszystko koncentrują się oni na zyskach. Zwłaszcza dotyczy to wielkich koncernów, "molochów", które mają skłonność do obniżania kosztów za wszelką cenę. Do takich zaliczam - moje zdanie wynikające z doświadczenia - Mars (Chappi, Pedigree, Royal Canin, Whiskas, Sheba, Cesar, Frolic, Kitekat, Catsan, Brekkies), Nestlé (Purina Dog Chow, Friskies, Purina One, Purina Cat), Procter & Gamble (Eukanuba), że już nie wspomnę o lidlowym Orlando, czy biedronkowym Puffi.
Mówię tu o karmach ogólnodostępnych, nie tzw. weterynaryjnych choć i do nich mam bardzo zmienne ;) zaufanie wynikające z praktyki i jeśli z psem (czy innym zwierzem) cokolwiek niedobrego się dzieje, zwykle "uciekam" w żywienie "ręczne", czyli sama reguluję i komponuję dietę, bez używania jednak "ludzkich" przypraw, gdyż większość z nich szkodzi psom, chyba że uda mi się dobrać jakąś wyjątkową karmę, co zaliczam jednak do rzadkości. Oczywiście, jeśli samodzielnie, to z uwzględnieniem produktów zabronionych, o których między innymi pisałam tutaj (planuję rozleglejszą publikację na ten temat, ale czas mi niestety na to na razie nie pozwala).
Wracając do zasad. Producent musi podać na opakowaniu następujące informacje:
- dane producenta, datę ważności, datę produkcji lub numer serii, wagę produktu,
- listę składników (uporządkowaną malejąco wg. wagi),
- analizę (w formie procentowej),
- określenie, czy jest to pokarm kompletny czy uzupełniający,
- określenie dla jakiego gatunku i wieku zwierzęcia karma jest przeznaczona,
- sposób stosowania karmy,
- zawartość konserwantów i podobnych dodatków.
W analizie producent musi podać gwarantowaną minimalną zawartość białka i tłuszczu oraz gwarantowaną maksymalną zawartość popiołu, włókna i wody (tylko gdy przekracza 14%). Nie ma obowiązku podać (więc bardzo rzadko podaje), ile karma zawiera węglowodanów oraz jaka część białka i tłuszczu jest pochodzenia zwierzęcego, a jaka roślinnego oraz jaka jest ich wartość odżywcza i jakość. Nie jesteśmy tego w stanie w żaden sposób sami obliczyć, jedynie orientacyjnie możemy domyśleć się czytając listę składników (o tym później). Dlatego nie należy przy porównywaniu karm brać pod uwagę wyłącznie zawartości białka i tłuszczu.
Omówmy zatem poszczególne zasady, ze zwróceniem szczególnej uwagi, jak ich stosowanie odbywa się w praktyce. I tu konieczna uwaga: na rynku karm jak na drodze - obowiązuje zasada ograniczonego zaufania! Producenci bowiem w wyścigu do naszego portfela stosują różne triki, które postaram się naświetlić.
Zanim jednak to zrobię, chcę przypomnieć, że pies od wieków żywiony był "resztkami z pańskiego stołu", o czym szerzej pisałam tutaj. Warto o tym pamiętać, gdy zagłębimy się w tajniki produktowe suchych karm, co nie oznacza jednak, że można je karmić byle jak i byle czym i że analizując żywienie psów jesteśmy nadgorliwi. Faktem jest jednak, że moje "pierwsze" psy (czyli lata temu) żywione były właśnie tak, "jak za króla Ćwieczka" (w owych "zgrzebnych czasach" nikt nawet nie marzył o karmach dla psów, jakie były dostępne na "zgniłym Zachodzie"), a mimo to wszystkie żyły w zdrowiu, świetnej kondycji i po kilkanaście lat (15-17), bez problemów ze stawami, wątrobowych, z układem krążenia, czy innych swoich "części" i zachowując pełne uzębienie do śmierci. Inna sprawa to ówczesne i obecne zagrożenia biologiczne i cywilizacyjne, których teraz jest znacznie więcej, ale i dziś znam wiele osób, które w taki właśnie "resztkowy" sposób żywią swoje zwierzęta i nic ich pupilkom z tego powodu nie dolega. Tak więc miejmy w pamięci to, że nasz pies to ani nie wilk, ani nie człowiek i ewolucja przygotowała go do innego, niż nasz, sposobu odżywiania się.
A przy okazji i to "wrzućmy do głowy", że pies ma jednak mimo wszystko zgryz drapieżnika, a i przewód pokarmowy dostosowany do żywienia mięsno-kostnego, choć oczywiście roślin też trochę mu "się należy", dla lepszej perystaltyki jelit (falowo-skurczowej pracy przewodu pokarmowego), by pokarm nie zalegał nazbyt długo w jelitach oraz dla zawartości cennych witamin, a także wiele roślin stanowi pożywkę dla korzystnych bakterii jelitowych psa (czyli jest prebiotykiem). Najlepiej jest, gdy podaje się jarzyny i owoce możliwie najbardziej rozdrobnione (na podobieństwo spożytego wcześniej przez roślinożerców posiłku), aby pies mógł wykorzystać wszystkie wartości zawarte w roślinnym pożywieniu. Większe kawałki roślin są dla niego niestrawne, bo brak mu w przewodzie pokarmowym odpowiednich do trawienia celulozy substancji, przez co wykorzystuje on wartości roślinne w niewielkim stopniu, mimo ich dużej porcji, zaś praca jelit jest nadmiernie "napędzana", często powstają w nich gazy, a duże ilości treści pokarmowej w jelitach (nie strawionej, stąd jej ilość) mogą, choć nie muszą, powodować stany zapalne, wzdęcia, a w dłuższym czasie nawet owrzodzenia jelit. Generalnie więc pies, jako zwierzę z natury mięsożerne, spożywać rośliny nie tylko może, ale też powinien (pamiętajmy, że nie wszystkie!), jednak - jak wynika z badań - lepiej jest, gdy stanowią one do 30% jego pożywienia, choć żywienie głównie roślinne nie musi psa zabić ;)
Nieco inaczej ma się rzecz z kotem. Kot zazwyczaj żył "na obrzeżach" ludzkich obozowisk czy gospodarstw, bardziej na zasadzie symbiozy, niż współżycia, nie stroniąc jednak od tworzonych przez ludzi śmietnisk, czyli zbiorowisk odpadów. Znaczy to, że człowiek pomagał kotu dożywianiem w ciężkich chwilach i dawaniem "smakołyków", zaś kot pomagał człowiekowi w regulacji populacji gryzoni i owadów. Dlatego kot nie przystosował się do odżywiania ludzkiego, w naturze żywiąc się głównie owadami. Od czasu do czasu łowił mysz lub rybę oraz dostawał od człowieka trochę mleka (w bardzo niewielkich ilościach kot może pić mleko, ale nie to ze sklepu!), czy jakieś resztki ze stołu, z których jednak wybierał sobie to co chciał, a resztę zjadało ptactwo. Kot ma także inaczej niż pies czy człowiek regulowany metabolizm (cały system trawienia i spalania w organizmie). Jest więc wrażliwszy na niedobory lub nadmiary, a także "bardziej wymagający" pod względem żywienia, gdyż jego organizm potrzebuje przede wszystkim białka zwierzęcego, zaś bardzo niewiele błonnika, który oczyszcza kocie drogi pokarmowe.
O fretkach wiemy - jeśli chodzi o prawidłowe żywienie w warunkach domowych - stosunkowo najmniej, gdyż jest to "najmłodszy" mieszkaniec ludzkich domostw, jednak wywodząc się od tchórzy, są one bardziej drapieżcami, niż wszystkożercami, co znajduje odbicie w tym, iż w języku potocznym nazwa tchórzofretka jest często utożsamiana z fretką domową, mimo iż w rzeczywistości tchórzofretki są skrzyżowaniem tchórza i fretki domowej (na co wskazuje nazwa) i są hodowane na futro, tzw. alki :(( Mimo więc, że i tchórze nie stroniły od ludzkich śmietników, należy je potraktować bardziej jak koty, niż inne zwierzęta. A to tym bardziej, że fretki pełniły podobne role, jak koty, wspomagając gospodarstwa ludzkie w zwalczaniu gryzoni, głównie królików. Dodam tu jedynie, że nie możemy wyciągać daleko idących wniosków odnośnie żywienia fretek z faktu, iż od dawna są one hodowane na futra (podobnie jak tchórzofretki) lub jako zwierzęta laboratoryjne :(( Szczególnie hodowla futrzarska, zbytnio nie przejmuje się żywieniem, poza tym, by miały one mocne futro, natomiast ze względu na to, że ich życie ma być z założenia krótkie, nikt nie przejmuje się tym, jak sposób żywienia odbije się na ich zdrowiu w pozostałym zakresie, jak i w dłuższym czasie :'( Fretki hodowane w laboratorium mają się pod tym względem nieco lepiej :( ale i tu żywione są w zależności od tego, do jakich badań mają służyć, a ich życie też jest z reguły raczej krótkie i - łagodnie mówiąc - trudne :((( Możemy natomiast wyciągnąć pewnie wnioski z żywienia kota, a z czasem zapewne doczekamy się dokładniejszych badań nad żywieniem tych pięknych ssaków :)
Nie mniej wszystko, co w dalszym ciągu powiemy o karmach ma zastosowanie do wszystkich karm, czy to dla psa, czy dla kota, czy dla fretki :)
Premium, Superpremium, High czy Extra?
Nie istnieje żadna regulacja dotycząca oznaczania karm przez producentów jako Premium, Super Premium itp. To czy producent tak nazwie swoją karmę zależy od jego pomysłu na sprzedaż. Nie należy więc ufać takim oznaczeniom. Być może jakiś producent produkuje gorszą karmę "XXX" (np. na poziomie Pedigree, czy Whiskas) i nieco lepszą, którą dla odróżnienia nazwie sobie "XXX Premium" albo "XXY Premium", co oznacza tylko tyle, że producent tak sobie ją nazwał. Natomiast nic nie mówi to o jakości, ani tym bardziej zawartości karmy.
Na marginesie - w naszym sklepie staraliśmy się możliwie najdokładniej podawać skład i wartości analityczne oraz dawkowanie (tam gdzie brak dawkowania będziemy się starali uzupełniać w miarę możliwości), bowiem w karmach opartych głównie na zbożach/ziarnach zwierzę musi zjeść więcej karmy, by dostarczyć organizmowi odpowiednią ilość potrzebnych białek, a to przekłada się z kolei na cenę karmy, która może być tańsza, ale należy jej podawać więcej, przez co w ostatecznym rozrachunku wcale nie jest ona bardziej ekonomiczna (np. dawkowanie karmy opartej na ziarnach - koszt 10 zł./1 kg. dla psa o wadze 30 kg. to 600-700 g. na dobę, natomiast karmy zawierającej ponad 50% białka z mięs, w cenie niespełna 20 zł/kg. to 275 g. na dobę). Przekłada się to także na większe lub mniejsze obciążenie organizmu psa. Nie chcemy jednak narzucać Państwu naszego zdania, dlatego staramy się udostępniać jak najwięcej informacji, byście Państwo mogli wybrać samodzielnie i zgodnie z Waszymi preferencjami :D Dlatego też serdecznie prosimy o wszelkie informacje dotyczące Waszych doświadczeń odnośnie karm.
Czego w karmie jest najwięcej?
Producent ma obowiązek podać produkty w takiej kolejności, w jakiej występują one w karmie pod względem zawartości (ilości). Inaczej mówiąc: to czego jest w karmie najwięcej musi się znaleźć na początku listy składników, zaś na końcu to, czego jest w karmie najmniej, jednak producent nie musi podawać konkretnej ilości poszczególnych składników.
Widząc więc karmę "XXX z rybą", a w składzie na pierwszym miejscu kukurydzę, możemy być pewni, że podstawę karmy i zarazem największą ilość w karmie stanowi kukurydza, a nie - jak to sugeruje nazwa - ryba. Często owa tytułowa "ryba" stanowi najwyżej 1-2% składu, a i to nierzadko jest to mączka rybna, a nie mięso ryby, to jednak wystarczy, by na opakowaniu napisać "z rybą".
Kolejną kwestią jest ilość węglowodanów. Rzadko znajdziemy w składzie informację o ich ilości w karmie. Możemy sami to policzyć - w prawdzie w przybliżeniu, ale dla orientacji to wystarczy. Załóżmy zatem, że w karmie wyszczególniono: 26% - białko, 16% - tłuszcz, 3% - surowe włókno, 1,4% - wapń, 1% - fosfor, 0,4% - sód, 0,1% - magnez, 6,5% - popiół surowy. Gdy zsumujemy otrzymamy wartość = 54,4%. A co w takim razie z pozostałymi 45,6%? Zazwyczaj ok. 7% stanowi w suchych karmach woda. To nadal nie wyjaśnia co stanowi 38,6% karmy. Z pewnością nie jest to powietrze ;) A zatem co to jest?
Popatrzmy więc na skład: "jagnięcina (min. 50% świeżego mięsa), groszek, tłuszcz, tapioka, karob, skrobia ziemniaczana, cytrusy, jabłko, pulpa buraczana, chlorek sodu, lucerna, fruktooligosacharydy (FOS), ekstrakt z drożdży (MOS), algi morskie, glukozamina, chondroityna, wyciągi roślinne (polifenole - cytrusy i rozmaryn), Juka Schidigera, lecytyna, zioła (tymianek, kwiat rumianku, koper włoski, jeżówka/echinacea). Zawiera antyoksydanty."*
Zacznijmy od tego, że "50% świeżego mięsa" to NIE jest połowa karmy, tylko - prawdopodobnie - połowa białka zawartego w karmie, a więc ok. 13% karmy, gdyż nie podano innego produktu mięsnego. Gdyby znalazł się w składzie inny produkt mięsny, taki wpis mógłby oznaczać, że połowę produktów mięsnych stanowi "świeże mięso". Pewności jednak nie mamy, bo precyzji od producentów już się aż tak nie wymaga.
Chlorek sodu (czyli zwykła sól, tzw. kuchenna), lucerna, fruktooligosacharydy (FOS), ekstrakt z drożdży (MOS), algi morskie, glukozamina, chondroityna, wyciągi roślinne (polifenole - cytrusy i rozmaryn), Juka Schidigera, lecytyna, zioła (tymianek, kwiat rumianku, koper włoski, jeżówka/echinacea) - te produkty możemy w przybliżeniu zsumować na podstawie podanego w składzie 0,4% sodu będącego składnikiem soli kuchennej, co oznacza, że ilość dalej podanych produktów jest mniejsza niż 0,4% i stopniowo jest ich coraz mniej. Przyjmijmy więc, że dodatki stanowią ok. 3% (maksimum wynosiłoby 0,4% x 11 pozycji = 4,4%).
Ponadto mamy groszek, a dalej tapiokę, karob (czyli tzw. chleb świętojański), skrobię ziemniaczaną, cytrusy, jabłko, pulpę buraczaną. Skoro tłuszcz stanowi 16% a chlorek sodu (sól) 0,4%, to zawartość groszku to ponad 16% karmy (czyli więcej niż mięsa), a reszta podanych składników musi wynosić od 0,4% do 16%, przy czym najwięcej jest tapioki (niskobiałkowe źródło skrobi), a najmniej pulpy buraczanej (prebiotyk). Tak czy inaczej wszystkie podane składniki to węglowodany. Jeśli więc od (wyliczonych wyżej) 38,6% odejmiemy 3% dodatków, z których część to także węglowodany), stwierdzimy, że co najmniej 35,6% to węglowodany, a skoro białka stanowią 26%, zaś mięso to połowa (50%) wówczas widzimy, że zawartość mięsa stanowi 13%. A pozostałe 13% białka(?) - tego nam już producent nie mówi. Gdy jednak uważnie popatrzymy okazuje się, że pozostałe 13% białka pochodzi z wymienionych roślin, bo w składzie nie podano żadnych innych produktów zwierzęcych, z których owe białka mogłyby teoretycznie pochodzić! Czy to źle? Nie (jak zobaczymy niżej), ale warto to wiedzieć i warto wiedzieć, jak skomponowane są białka roślinne i czy wypełniają one zapotrzebowanie na aminokwasy :)
Inny przykład - tym razem szybki rzut oka (tej karmy nie ma w zasobach "Karmnika"):
"mięso z jagniąt w postaci mączki (min. 30%), ryż pełnoziarnisty (min. 26%), kukurydza pełnoziarnista, tłuszcz z kurcząt, pulpa buraczana, suszone drożdże piwne, sproszkowane jaja, mączka rybna, siemię lniane, tran, składniki mineralne, witaminy, nukleotydy, prebiotyki FOS, prebiotyki MOS, wyciąg z żurawiny, chondroityna, glukozamina, MSM 1, wyciąg z juki zabezpieczone mieszaniną tokoferoli (witamina E) i wyciągiem z rozmarynu.
Typowa analiza: Białko 25%, Tłuszcze 16%, Błonnik 2%, Popiół 6%, Wilgotność 8%, Omega6 3.5%, Omega3 0.4%, Witamina A 15 000 iu/kg, Witamina D3 1500 iu/kg, Witamina E 80 iu/kg, Wapń 1.53%, Fosfor P 1.1%, Miedź (sulfat miedzi) 20 mg/kg".
Jakimże "cudem" mięso z jagniąt może stanowić 30%, skoro białko to 25%? Załóżmy więc, że białko mięsa to 30% białka w karmie (czyli ok. 1/3), a to oznacza, że białko mięsne stanowi ok. 8% wszystkich białek. Nawet jednak gdybyśmy uwierzyli producentowi, to ponadto mamy jeszcze: ryż pełnoziarnisty, kukurydzę pełnoziarnistą, pulpę buraczaną, suszone drożdże piwne, sproszkowane jaja, mączkę rybną, siemię lniane, które także są źródłem całkiem sporej ilości białek Ryż ma ich mało, ale kukurydza już dużo więcej, a dodatkowo mamy drożdże, proszek jajeczny, mączkę rybną, a to oznacza, że należy ową karmę potraktować bardzo nieufnie, ponieważ producent próbuje coś przed nami ukryć (zawartość faktyczna białka pochodzącego z mączki mięsnej nie jest tak wysoka, jakby sugerowały podane wartości procentowe, czyli mączka jest słabszej jakości).
Nie musimy zatem wdawać się w skomplikowane obliczenia, by stwierdzić co reprezentuje sobą karma, którą właśnie trzymamy w dłoni, oglądając ją w sklepie.
Dla sprawdzenia spróbujmy przeprowadzić dokładniejszą i bardziej wszechstronną obserwację (np. po powrocie do domu). Załóżmy tym razem, że mączka mięsna stanowi 30% karmy. Jeśli tak faktycznie jest, to musiałaby to być mączka o stosunkowo niskiej zawartości białka (porównaj niżej). Załóżmy, że jest to mączka o 55% zawartości białka, z czego białko strawne w białku ogólnym powinno stanowić nie mniej niż 87%. To oznacza, że białko strawne to 47,85% mączki. To z kolei znaczy, że musimy liczyć, iż strawnego białka mięsnego jest 30% x 47,85% = 14,4%. Zatem ryżowe białko i węglowodany - stanowiące zgodnie z przyjętym tym razem założeniem 26% karmy - to prawie dwa razy więcej niż wartościowe (strawne) białko mięsne w karmie. Jeśli dodatkowo - jak chce producent - mączka mięsna (bez względu na to, co oprócz białka zawiera) oraz ryż stanowią 56% karmy, to pozostałe składniki stanowią zaledwie 44%, z czego najwięcej jest kukurydzy, a najmniej prebiotyków, glukozaminy i chondroityny, nie wspominając o śladowych zapewne ilościach wyciągów z ziół. Gdybyśmy spróbowali rozliczyć te 44% na poszczególne składniki, to ich zawartość średnio na każdy produkt wynosiłaby 2,2%, a zawartość białka w każdym z tych składników wypełniła by swobodnie owe 10,6%, które pozostało po odjęciu białka z mięsa. Jak zobaczymy niżej białko roślinne to nie zbrodnia, ale to daje nam pogląd na zawartość karmy poza mączką mięsną i ryżem, a także na wartość samej mączki mięsnej. Ponadto skrobia kukurydziana może być niestrawna dla naszego psa (nie wszystkie psy ją trawią), jest raczej niestrwana dla kota (najpewniej też dla fretki). Dobrze więc zrobiliśmy, że odstawiliśmy tę karmę na półkę ;)
Jak wobec tego widzimy, przy pomocy dwóch obowiązkowych pozycji: analizy chemicznej składu oraz podanej zawartości możemy dojść do tego, co dana karma naprawdę zwiera. Szkoda tylko, że producent nie chce nam tego podać sam, choć niektórzy producenci już wskazują, jaką wartość procentową stanowi białko zwierzęce, a jaką - roślinne. I do tych wyliczeń jednak też trzeba podchodzić z ograniczonym zaufaniem, bo są one orientacyjne, a ponadto istotna w żywieniu jest nie tylko sama ilość białka, ale także jego "biodostępność", czyli to, ile białka może zostać przyswojona przez przeciętnie zdrowy organizm zwierzęcia (tzw. białko strawne). Tu już niestety niewiele możemy sami zrobić. Jedyna informacja jaką mamy mówi nam, że białka roślinne są słabo przyswajane przez psa, kot własciwie ich nie przyswaja, podobnie zapewne fretka, i tyle :( A czy każde białko zwierzęce jest dobrze przyswajane? Nie każde. Aby jednak dowiedzieć się, które i w jakim stopniu jest najlepiej przyswajalne musielibyśmy uciec się do dokładnych badań, co dla przeciętnego opiekuna futrzaka jest raczej trudno osiągalne i często mało zrozumiałe, a w dodatku musielibyśmy wiedzieć dokładnie, jakich białek użyto w karmie, czego producent nam już nie ujawnia.9 Możemy więc tylko stwierdzić, że najbardziej biodostępne jest białko z mięsa, co stanowi szczątkową informację, ale i to jest więcej niż nic, zaś doświadczenie podpowiada nam, że jest to prawda.
Zdarza się też, że producenci stosują metodę polegającą na rozdzielaniu jednego produktu na różne części (tzw. splitting), w taki sposób, aby każda część stanowiła niewielki wycinek składu. Dzięki temu nie muszą podawać tego produktu na początku. I tak na przykład możemy znaleźć w składzie: pszenicę + zarodki pszenne + mąkę pszenną albo ryż + mąkę ryżową, lub też kukurydzę + mąkę kukurydzianą. Oczywiście gdyby zsumować owe produkty to mogłyby one przewyższyć ilość mięsa. Jednak rozdzielone mogą zostać podane na dalszych pozycjach.
Określenie natomiast czy karma jest "kompletna" czy też "uzupełniająca" z kolei ma nas poinformować, czy teoretycznie powinniśmy stosować dodatkowe uzupełnienia (suplementy) do żywienia, czy też nie musimy tego robić. Karma "kompletna", w ramach zalecanego przez producenta dawkowania, powinna zwierać wszystko czego zwierzę potrzebuje, by zachować dobre zdrowie i kondycję - fizyczną oraz psychiczną. W praktyce niestety bywa bardzo różnie. Dlatego powinniśmy od czasu do czasu złożyć wizytę w gabinecie weterynaryjnym, by przez analizy laboratoryjne i badanie skontrolować stan zdrowia naszego czworonoga, a generalnie warto założyć że musimy uzupełnić "suchą dietę" naszego zwierza innymi produktami (sztucznych suplementów lepiej nie stosować samodzielnie), a to powinno nas skłonić do rozważenia: ile w rzeczywistości kosztuje nas żywienie naszego futrzaka, bo może okazać się, że koszty te są znacznie wyższe, niż sądziliśmy i znacznie wyższe, w porównaniu z innymi metodami karmienia (NIE sposobami - metoda zakłada wykorzystanie konkretnego planu). Okresowe kontrole u lekarza bez względu na sposób żywienia są wskazane tym bardziej, że nasz futrzak nie może nam powiedzieć, że codziennie pobolewa go głowa, albo że coś mu "leży na wątrobie". Pamiętajmy jednak, że jeśli nie wiemy do końca czym żywimy naszego pupila, to kontrole te muszą być znacznie częstsze niż w przypadku zastosowania sprawdzonych i sprawdzalnych karm lub ustalonego z weterynarzem żywienia naturalnego.
Co z tymi nieszczęsnymi węglowodanami?!
I jeszcze jedna ważna sprawa - dodawanie do karmy węglowodanów to nie zbrodnia, ani nawet zło czynione zwierzęciu. Istotne jest źródło owych węglowodanów, a tu niepożądane są zboża (wyjątek mogą stanowić proso, czyli kasza jaglana oraz kasza gryczana - gryka wbrew dość powszechnemu mniemaniu nie jest zbożem, ale jej delikatne w prawdzie, nie mniej jednak łuski mogą być przyczyną podrażnień). Węglowodany NIE muszą się znajdować w diecie zwierząt, ale mimo wszystko węglowodany to źródło długo uwalnianej energii, którą - jak wykazały badania - pies potrafi wykorzystać, kot sobie z nimi jakoś poradzi, jeśli nie jest ich zbyt dużo i zależnie od tego jakiego są pochodzenia, a o fretce można wnioskować z reakcji kota. "Złoty standard" zalecany dla drapieżników (psów, kotów, fretek) można określić w skrócie jako 70/30/0 - 70% białka, 30% warzyw i owoców, 0% zbóż. Zwróćmy uwagę, że warzywa i owoce to także węglowodany. Zbóż natomiast należy unikać, podobnie jak skrobi (ziemniaczanej, kukurydzianej), choć niewielkie ilości gotowanych ziemniaków - wbrew obiegowym opiniom - pies może zjeść.
Istotne są więc proporcje w jakich jednocześnie z węglowodanami podawane są białka, a przede wszystkim aminokwasy. To one bowiem pozwalają zwierzęciu odpowiednio przetwarzać energię węglowodanów. Bez nich węglowodany stają się bezużyteczne i albo futrzak nadmiernie przybiera na wadze, albo przeciwnie - jest zbyt chudy i jakby brak mu zapału do aktywności fizycznej bądź wytrzymałości. Natomiast grzechem głównym karm przemysłowych jest najczęściej nadmiar węglowodanów, w tym głównie pochodzących ze zbóż, często także skrobi i to jest prawdziwy problem, bo warzywa i owoce to także węglowodany, a przecież zupełnie inaczej trawione i bardzo potrzebne, dodatkowo zawierają błonnik i stanowią prebiotyki.
Natomiast istotna jest faktyczna zawartość białka w karmie, co w powyższych przykładach wyliczaliśmy. I tu jest konieczna ostrożność w stosunku do karm przemysłowych - bowiem to, że w karmie jest 30% mączki mięsnej, nie oznacza, że to ona jest głównym źródłem białek, ani że jest to białko pełnowartościowe (biodostępne, strawne - porównaj niżej), a to stawia w złym świetle producenta, który takie rzeczy pisze, przez co należy postawić pod znakiem zapytania także bilans aminokwasowy.
I tu napotykamy kolejny mit, że w białkach roślinnych brak aminokwasów, głównie egzogennych. Nieprawda! Właśnie warzywa i owoce, których nie posądzalibyśmy o zawartość białek bardzo często mają pełny komplet aminokwasów.
W dodatku nie ma potrzeby dostarczania odpowiednio zbilansowanego kompletu aminokwasów z każdym kolejnym posiłkiem. Wystarczy, że w ciągu dnia, a nawet w dłuższych okresach zwierzak zje różne produkty bogate w białko (mięso, jarzyny) aby organizm korzystał z dostarczanych mu aminokwasów. Musimy jedynie założyć, że białko roślinne jest gorzej trawione przez drapieżniki (na razie nie wiadomo do końca na ile gorzej) i potrzeba go więcej - kiedyś jednak podobnie mówiono o człowieku, a okazało się to prawdziwe, ale mocno przesadzone i weźmy też pod uwagę, że kota, czy fretkę traktujemy bardziej rygorystycznie pod tym względem. U człowieka soja jest przyswajalna na poziomie 91% (identycznie jak białko z kurczaka), komosa ryżowa w 86%, a fasola to około 75%. To w zupełności wystarczy dla człowieka do zdrowego życia. Pies ma raczej podobnie do nas, co wykorzystują producenci wegetariańskich karm, a psy na tych karmach mają się całkiem dobrze, choć ciągle jeszcze jest to na tyle nowość w żywieniu psów, że trudno ocenić długofalowe skutki takiego żywienia, tym bardziej, że nikt nie monitoruje wszystkich psów tak żywionych, ani tym bardziej nie wykonuje ich autopsji (sekcji) po ich odejściu za TM. Dla kotów i fretek nie spotkałam karm wegetariańskich, głównie z powodu ich odmiennego wykorzystywania (a raczej nie-wykorzystywania) węglowodanów. Jedyna różnica pomiędzy białkiem roślinnym, a odzwierzęcym to odmienne proporcje aminokwasów. Aby je wyrównać w produktach roślinnych i tym samym uzyskać pełnowartościowe białko powinno się łączyć ze sobą trzy główne źródła białka:
- rośliny strączkowe
- zboża/kasze
- orzechy/pestki.
Orzechów i pestek lepiej psu nie podawać (kot i fretka w ogóle "odpadają"), choć rozdrobniony słonecznik i dynia im nie szkodzą (dynia pomaga zwalczać robaczyce), ale dowolna kombinacja dwóch z wyżej wymienionych grup zapewnia komplet aminokwasów w odpowiedniej proporcji, zatem zboża lub kasze połączone z białkiem roślin strączkowych (np. groszku) już wystarczą. Pamiętajmy, by nie podawać psu zbóż zawierających gluten (kot i fretka są szczególnie wymagające pod tym względem)! Do bezglutenowych należą: kasza gryczana (w rzeczywistości nie jest zbożem, ale jest niewątpliwie kaszą), proso (kasza jaglana) i ryż, najlepiej możliwie nie przetworzone, ale zbyt dużo łusek (błonnika) może podrażnić jelita psa. Kasza gryczana i jaglana są bardzo dobrym źródłem witamin z grupy B, ale gotować je należy NIE w torebkach plastikowych (co dotyczy także nas), tylko z odpowiednią ilością wody, którą kasza wchłonie całkowicie (np. kaszę gryczaną gotuje się w proporcji 1 część kaszy na 1,5 części wody), ponieważ witaminy z grupy B są rozpuszczalne w wodzie i wylewając ją, pozbywamy się znacznej części najbardziej pożytecznych składników!
Osobiście nie polecam soi, która poza tym, że jest podejrzana ze względu na to, iż może pochodzić z upraw GMO2, zawiera też stosunkowo dużo fitoestrogenów, które mogą zaburzać gospodarkę hormonalną psa, kota czy fretki (i jego, i jej). Ponadto zawiera ona cukry ograniczające trawienie białek oraz innych cukrów czyli węglowodanów (nie tylko z soi, przez co pokarm dłużej zalega w przewodzie pokarmowym), zwiększa ilość gazów i może w rezultacie być przyczyną przewlekłych podrażnień przewodu pokarmowego oraz alergii (w naszej kuchni możemy ograniczyć ilość niepożądanych cukrów, natomiast nie wiemy, czy procesy technologiczne w produkcji karm także przewidują takie zabiegi).
Podobnie bardzo ostrożnie podchodzę do kukurydzy, jako że i ona jest niestety najczęściej uprawiana w odmianie GMO, i choć teoretycznie na terenie UE obowiązuje zakaz, to nie wiemy skąd mogą pochodzić półprodukty używane przez danego producenta, a ponadto ma ona dużo węglowodanów w postaci raczej niestrawnej dla psa - jak i dla kota oraz fretki - skrobi. Kalafiora, brokułów czy groszku lepiej nie podawać surowego i najlepiej przetarty, a wtedy bardzo dobrze służy psu, ale marchew utartą na tarce, buraczki, pietruszkę, seler itd. pies, kot czy fretka z powodzeniem może zjeść surowe. Pozostałe strączkowe też raczej pozostawmy dla nas, podobnie jak wszystkie cebulowe (cebula, por, czosnek itp.), paprykę i cytrusy (cytrusy w bardzo niewielkich ilościach - tzn. terapeutycznych, kroplowych - wzmacniają odporność psa).
Oczywiście mięso zawiera "białko najłatwiejsze" do zbilansowania oraz do strawienia dla futrzaków i dlatego lepiej jest podać im mięso, a także produkty mięsne. Może być trudno przestawić psa z suchej karmy na żywienie mięsne+warzywne+owocowe, bo zwyczajnie będzie odczuwał głód (to samo dotyczy kotów i fretek), ponieważ sucha karma pęcznieje w żołądku, a "zwykły" pokarm nie. Wówczas bezglutenowe ziarna mogą stanowić dobry "wypełniacz", ale nie powinien on stanowić więcej niż 30% posiłków u psa i 10-15% u innych futrzaków, ale doświadczenie uczy iż okresowe włączenie większej ilości ryżu, na zmianę z kaszą jaglaną, przy stopniowym zmniejszaniu ich ilości (stopniowe przyzwyczajanie psa do coraz mniejszych posiłków) nie stanowi dla zwierzaka większego problemu. Taki "wypełniacz" jest też dobrym pomysłem dla "wiecznie głodnych" łakomczuchów :) Pamiętajmy jednak o zbilansowaniu go z mięsem, warzywami i owocami.
No i poza wszystkim nie samym białkiem nasz zwierzak żyje! Witaminy, sole mineralne, mikro- i makroelementy to także ważne składniki diety psa, kota czy fretki! Lepiej gdy bierze je w stanie naturalnym z podawanego pożywienia - zaś najbogatszym ich źródłem są rośliny - gdyż nie ma niebezpieczeństwa ich przedawkowania (jeśli nie są ponadto dodawane sztucznie!). O ile zwierzak jest zdrowy i raczej normalnie działa jego organizm, naturalne źródła są dla niego najkorzystniejsze, uważać tylko trzeba na cukry (w tym skrobię!), bo - przypomnę - węglowodany to nie tylko zboża!
Zainteresowanym tym tematem polecam stosunkowo krótki i przystępnie napisany artykuł (z długą bibliografią dla pasjonatów) na ten temat: "Czy węglowodany są niezbędne w żywieniu psów i kotów?". Gdy dołączałam ów artykuł do toczonej właśnie (poza artykułem) dyskusji nt. obliczania zawartości karm, zajrzałam do niego ponownie i uzmysłowiłam sobie jeszcze jeden aspekt żywienia zwierząt domowych, głównie właśnie dotyczący węglowodanów. A mianowicie, badania genetyczne wykazały zróżnicowanie u poszczególnych ras psów i wilków w liczbie genów amylazy (AMY2B), które pomagają trawić skrobię. To z pewnością ma wpływ na ich przystosowanie do korzystania z różnych pokarmów. A już z pewnością rasy pierwotne północne, jak np. husky, to nie są psy, których pożywienie składałoby się z węglowodanów, jako że zamarzłyby w temperaturach dalekiej północy, nie mówiąc już o dostępności tych węglowodanów w ich środowisku życia! Podobnie się ma sprawa z psami pierwotnymi z Dalekiego Wschodu (mimo różnicy temperatur dostępność węglowodanów jest tam znacznie ograniczona). Dieta psów pierwotnych z tych terenów składała się głównie z resztek ryb i mięsa oraz na północy - tranu i z pewnością była dużo tłuściejsza, niż dieta psów z innych rejonów świata, natomiast zawierała znikome ilości innych składników.
To zwraca uwagę jeszcze na jeden aspekt podawania węglowodanów u psa (kota i fretki nie dotyczy z wiadomych powodów) - poza oczywiście trybem życia - czyli na rasę! Są bowiem rasy szczególnie NIE przygotowane do karmienia węglowodanami (a więc i suchymi karmami)! Badania naukowe coraz bardziej przybliżają nam różnice między rasami pod względem żywienia, a nie tylko - jak dotąd - ryzyka chorób związanych z rasą. Musimy jednak jeszcze poczekać na dokładniejszą wiedzę w tym względzie. Na razie - skoro nie każdy pies może ją trawić - lepiej założyć, że skrobia jest dla psa niestrawna, a jeśli nawet ją strawi, to jest ona wielocukrem, co bardziej może psu zaszkodzić, jak pomóc. W razie wątpliwości i chęci zagłębienia się w temat, możemy użyć jako wskazówki tego, jak daleko rasa naszego pupila odbiega od ras tzw. pierwotnych, a także wszystko wskazuje na to, że im bliżej bieguna dana rasa żyła, została wyhodowana, tym mniejsze możliwości trawienia węglowodanów, podobnie z resztą, jak u psów z terenów pustynnych. Należy zatem wziąć pod uwagę dostępność węglowodanów na terenie, na którym żyły pierwotne psy tej rasy w naturze. Później wyhodowane rasy (np. wiek XVIII-XIX) i rasy "kontynentalne" (europejskie i północno-amerykańskie) są zwykle (nie zawsze) lepiej przygotowane do trawienia węglowodanów.
Przy okazji - nieco ostrożności trzeba wykazać jeśli chodzi o zioła. To, że generalnie służą one zdrowiu nie oznacza, że należy ich używać w nadmiarze. Poza tym niektóre zioła, które znamy, a które dla nas są pomocne, psu nie zawsze dobrze robią. Najbardziej pod tym względem uderzającym przykładem jest rumianek - przemywanie oczu człowieka jest często zbawieniem, a takie same zabiegi u psa powodują, że traci on sierść wokół oczu (lepiej zastąpić go świetlikiem lub zwykłą herbatą). Są zioła sprawdzone u psów i najlepiej jest się w tym względzie oprzeć na już posiadanej wiedzy. Koty są zdecydowanie bardziej wymagające pod tym względem. O fretkach zaś trudno powiedzieć cokolwiek pewnego w tej materii.
Dodatkowo - białka mięsne nie zawierają błonnika, a ten jest potrzebny również drapieżcom dla sprawnej i zrównoważonej pracy jelit. Włókna dostarczają im ważnych prebiotyków, bez których z kolei probiotyki nie utrzymają się w jelitach w odpowiedniej równowadze z bakteriami, które - gdy zyskają przewagę - mogą organizmowi zrobić krzywdę, podczas gdy ich obecność w odpowiedniej liczbie też jest zwierzętom potrzebna.
No i tłuszcze - warto zainteresować się pochodzeniem tłuszczów w karmie, bo to jest także potężne źródło energii, natomiast nie każdy tłuszcz jest korzystny dla naszego futrzastego podopiecznego i nie wszystkie mają taką samą wartość. Generalnie tłuszcze powinny w zrównoważonej diecie stanowić ok. 20% posiłków. Ale uwaga - tzw. tłuszcze trans powstające w wyniku utwardzania i smażenia/pieczenia/przetwarzania w wysokich temperaturach tłuszczów głównie roślinnych, ale i zwierzęcych (te jednak są zdecydowanie bardziej "odporne") czynią prawdziwe spustoszenie w organizmach ssaków (a suche karmy często powstają w wysokich temperaturach) - realnie zwiększają ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, podwyższają poziom "złego" cholesterolu i trójglicerydów, powodują znaczny wzrost ryzyka zachorowania na cukrzycę typu 2, sprzyjają rozwojowi nowotworów, powodują otyłość oraz obciążają wątrobę i trzustkę. Największym ich źródłem są przekąski: chipsy, ciasteczka i inne smakołyki dla zwierząt (dla nas ludzi także). Chcąc ustrzec się od szkodliwych tłuszczów trans powinniśmy też zrezygnować z wszelkiego rodzaju produktów typu instant zawierających tłuszcze. (W planach mam też artykuł na temat tłuszczów w żywieniu zwierząt :) ale czas...).
Tłuszcze tzw. nasycone - jak na przykład smalec, czy łój - wcale wg. najnowszych badań nie są tak groźne dla zdrowia, jak się do niedawna uważało, a dostarczają ważnych składników i energii (ich najlepszym źródłem, jak się okazuje jest ponoć olej kokosowy, chyba że z czasem okaże się, że to tylko moda). Jak wszystko natomiast, ich zawartość w diecie powinna być zrównoważona z wielonienasyconymi tłuszczami, a głównie z podażą nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3 i omega-6, których znakomitym źródłem jest tran (olej z ryb), a który ponadto dostarcza bardzo ważnych prowitamin rozpuszczalnych w tłuszczach (witaminy z tej grupy dodawane sztucznie mogą stanowić niebezpieczeństwo, gdyż ich nadmiar kumuluje się w organizmie). Soja GMO i rzepak GMO, który został dopuszczony do obrotu na terenie UE w 2013 r. nie nastawia natomiast optymistycznie do tłuszczu pochodzącego z tych roślin, jak również nieufnie należałoby podejść do składników określanych jako "tłuszcz roślinny", już choćby właśnie z uwagi na ich bardzo prawdopodobne w wysokich temperaturach przekształcanie się w tłuszcze trans (a temperatura jest wysoka, skoro pojawia się popiół), do czego dużą zdolność ma jeden z najtańszych, a więc dodawany "do wszystkiego" olej palmowy. Mało tego - nie możemy sprawdzić, czy producent nie dodaje owych tłuszczów roślinnych już w postaci utwardzonej, bo tak jest łatwiej. A to oznacza jeszcze większą dawkę tłuszczów trans, niż wówczas gdy tłuszcze roślinne ulegają "przypaleniu" w procesach technologicznych. Dodatkowo, tłuszcze roślinne są niepełnowartościowe dla naszych pupilków, to znaczy nie przetwarzają ich one tak dobrze, jak tłuszczów zwierzęcych, choć zawierają wielonasycone oraz nienasycone kwasy tłuszczowe, ważne dla zdrowia futrzaków.
Dlaczego to wszystko takie ważne? Ano dlatego, że zbyt mało białek (a w zasadzie aminokwasów) w stosunku do węglowodanów i tłuszczów decyduje o tym, że nasz futrzaczek otrzymuje karmę dla niego niekorzystną, a same tłuszcze mogą okazać się głównym złem, bo to one mogą być groźniejsze dla zwierzaka niż węglowodany!
Mączki - rybne, mięsne i ...
Bywa, iż do karm dodawana jest mączka rybna. W zależności od surowca użytego do produkcji owej mączki może ona zawierać od 45% do 75% białka. Produkowana jest bowiem z całych ryb, w tym także z jednego gatunku lub z odpadów powstających w procesie przetwórstwa rybnego, takich jak: głowy, wnętrzności, kręgosłup, łuski i płetwy, skóry oraz z surowców i gotowych produktów nie nadających się do spożycia. Zawarte w mączkach rybnych tłuszcze bardzo łatwo ulegają procesowi jełczenia, a powstające w wyniku tych reakcji substancje mogą być toksyczne dla zwierząt, zwłaszcza dla młodych. Aby uchronić mączki przed jełczeniem dodawane są do nich przeciwutleniacze. Niektóre mączki rybne mogą zawierać znaczne ilości soli kuchennej, co wskazuje, że w ich składzie duży jest udział ryb solonych. Zawartość soli w mączce może dochodzić nawet do 20%! Niestety, producent nie musi zsumować soli zawartej w mączce z tą, którą podaje jako osobny dodatek, a nie ma on obowiązku wskazać jakości i składu samej mączki.
Na obronę mączki rybnej można dodać, że gdy już zawiera białko, to w ponad 90% jest to białko strawne, bogate w aminokwasy egzogenne3. Wartość biologiczna białka w mączkach rybnych jest najwyższa ze wszystkich mączek zwierzęcych, zawiera bowiem zarówno dużo lizyny4, jak i metioniny5, czy tryptofanu6 i treoniny7. Znajdują się w niej także znaczne ilości tłuszczu (od 10 do 15%), dzięki czemu charakteryzuje się ono wysoką koncentracją tzw. strawnej energii metabolicznej oraz zawiera znaczne ilości witamin, głównie z grupy B, a także lipofilnych (A, D, E) i nienasyconych kwasów tłuszczowych. Są również bogatym źródłem wielu makroelementów, głównie wapnia, magnezu, fosforu, sodu i chloru oraz takich mikroelementów jak: miedź, selen, kobalt, żelazo, jod, molibden oraz cynk.
Niestety mączki rybne są produktem niestandaryzowanym (nie ma wytycznych odnośnie jakości = mączka, to mączka), mają więc dość zmienny skład chemiczny i tym samym różną wartość pokarmową. Nigdy więc nie wiemy, jaki rodzaj mączki rybnej znajduje się w karmie i jaką wartość (a nawet niebezpieczeństwo) biologiczną ona przedstawia. Ponadto mączka rybna jest bardzo droga, a to powoduje, że w karmach nie należy się raczej spodziewać tej wyższej jakości.
Często spotykanym składnikiem w karmach jest - poza powyżej omówioną mączką rybną - także mączka mięsna, mączka mięsno-kostna, a także mięso dehydratyzowane, hydrolizat białka mięsnego, czy mięso suszone.
Mączki mięsne są jakby częściowo standaryzowane, tzn. podawane są jedynie minimalne wartości najważniejszych składników, zatem i tu nigdy nie wiemy jaka jest jakość mączki w karmie i jaka jest biodostępność zawartego w niej białka. Owe minimalne wartości także trzeba czytać uważnie, bowiem podaje się "zawartość białka strawnego w białku ogólnym", czyli jeśli białka ogółem jest 200 g. to "białko strawne" może stanowić np. 75% (mączka z piór), co w rezultacie daje 150 g. białka, o czym oczywiście producent nie musi nas informować. Zgodnie z polskimi przepisami mamy następującą klasyfikację mączek zwierzęcych:
- mączka z kości - produkt otrzymany w wyniku przetworzenia kości ciepłokrwistych zwierząt lądowych, pozbawiony zupełnie kopyt, rogów, szczeciny, włosów, piór i zawartości przewodu pokarmowego, posiadający następujące parametry: zawartość fosforu ogólnego ponad 9%, zawartość białka ogólnego nie mniej niż 26,5%, zawartość białka strawnego w białku ogólnym nie mniej niż 80% - kod PCN 0506 90 00 0,
- mączka z piór - produkt otrzymywany w wyniku przetworzenia piór z drobiu, posiadający następujące parametry: zawartość białka ogólnego nie mniej niż 87%, zawartość białka strawnego w białku ogólnym nie mniej niż 75% - kod PCN 0505 90 00 0,
- mączka z krwi - produkt otrzymywany w wyniku przetworzenia krwi rzeźnych zwierząt ciepłokrwistych, o następujących parametrach: zawartość białka ogólnego nie mniej niż 89%, zawartość białka strawnego w białku ogólnym nie mniej niż 90%, zawartość popiołu surowego nie więcej niż 5,5% - kod PCN 0511 99 80 9,
- mączka mięsna - produkt otrzymywany w wyniku przetworzenia całych lub części ciepłokrwistych zwierząt lądowych - z przewagą tkanek miękkich - pozbawiony zupełnie kopyt, rogów, szczeciny, włosów, piór i zawartości przewodu pokarmowego, posiadający następujące parametry: zawartość fosforu ogólnego do 5,5%, zawartość białka ogólnego nie mniej niż 55%, zawartość białka strawnego w białku ogólnym nie mniej niż 87% - kod PCN 2301 10 00 0,
- mączka mięsno-kostna - produkt powstały w wyniku przetworzenia całych lub części ciepłokrwistych zwierząt lądowych, pozbawionych zupełnie kopyt, rogów, szczeciny, włosów, piór i zawartości przewodu pokarmowego, posiadający następujące parametry: zawartość fosforu ogólnego do 9%, zawartość białka ogólnego nie mniej niż 40%, zawartość białka strawnego w białku ogólnym nie mniej niż 87% - kod PCN 2309 90 97 9.
Wskazane kody obejmują mączki nienadające się do spożycia przez ludzi, uzyskane w wyniku przetwarzania całych zwierząt lub produktów pochodzenia zwierzęcego (takich jak mięso i podroby, głowizna, wnętrzności, łapki, skóry) inne niż kości, rogi, muszle itd. Kilkakrotnie już zdarzały się - szybko wyciszane - skandale związane z przyjmowaniem do produkcji mączek zwierzęcych produkowanych ze zwierząt usypianych z powodu różnych chorób, a także bydła cierpiącego na BSE (tzw. chorobę wściekłych krów) czy ptaków chorych na tzw. ptasią grypę, podczas gdy procesy przygotowania karmy dla psów nie gwarantują wyeliminowania zagrożenia biologicznego (odnotowywano przypadki ptasiej grypy u psów). Obecnie na terenie Unii Europejskiej i wielu innych krajów istnieje zakaz stosowania mączek pochodzących od bydła rzeźnego w paszach dla zwierząt hodowlanych. Niestety przepisy dotyczące karm dla psów i kotów, nie są już tak restrykcyjne, natomiast zakazy nie dotyczą karm dla zwierząt futerkowych (czyli np. naszych fretek)8.
Zauważmy, że mączka mięsna jest produkowana z "całych lub części ciepłokrwistych zwierząt lądowych - z przewagą tkanek miękkich". W praktyce oznacza to zazwyczaj, że produkowana jest ona z owych "tkanek miękkich" stanowiących resztki i odpadki, których nie da się sprzedać dla ludzi, a weźmy pd uwagę że w handlu dostępnych jest wiele nawet stosunkowo mało użytecznych części, jak np. skrzydła kurczęce, czy mięśniówka udźca wołowego (w rzeczywistości podudzia), łapki kurze, korpusy, itd. Co więc pozostaje dla zwierząt?
Jednocześnie klasyfikacja towarowa stanowi, że mączki otrzymywane ze zmieszania np. mączki mięsnej z mączką kostną, mączki z krwi z mączką kostną itp. należy zaklasyfikować do kodu PCN 2309 90 97 9 (mięsno-kostnej), ponieważ w wyniku takiego zmieszania powstaje nowy produkt. Jak więc widzimy, producent może dodawać do karmy mączkę powstałą ze zmieszania mączki kostnej z mączką z piór, a mimo to legalnie podać w składzie mączkę mięsno-kostną. Zdarza się też że producenci piszą o "mączce z produktów zwierzęcych", co oczywiście może oznaczać wszystko, nie tylko to, co powyżej napisano.
Mięso i jego "odmiany"
Musimy zwracać też uwagę na sformułowania dotyczące mięsa. I tu bowiem producenci stosują różne zabiegi, które mogą nas wprowadzić w błąd. Spotykamy się więc z takimi określeniami, jak: świeże mięso, mięso suszone, produkty mięsne, produkty zwierzęce, wołowina, kurczak, jagnięcina i inne zależne od pomysłowości producenta.
Trudno powiedzieć, co producent ma na myśli mówiąc o "świeżym mięsie". Niektórzy producenci wyjaśniają na swoich stronach na czym polega stosowany u nich proces produkcji. Warto się z zapoznać z tym, co piszą producenci, zawracając uwagę na stosowane w ich materiałach "chwyty marketingowe", a w tym m.in. ile piszą oni o samej produkcji, a ile o innych sprawach, jak np. polityka wobec pracowników czy środowiska, albo normach zarządzania (jak np. ISO), co też jest istotne, ale nie najważniejsze z punktu widzenia jakości samej karmy. Niektórzy krytycy karm przemysłowych twierdzą, że procent świeżego mięsa jest podawany przed obróbką, czyli wraz z zawartą w nim wodą, która jak wiadomo stanowi ok. 75% mięsa oraz razem z tłuszczem międzytkankowym. Trudno jednak znaleźć potwierdzenie dla takich informacji. Musimy natomiast liczyć się z tym, że gdy producent pisze, że w karmie znajduje się 4% kurczaka, to z pewnością nie będą to piersi ani nawet udka, a raczej odrzuty z produkcji, których sprzedać się dla ludzi nie da.
Zdecydowanie więcej nieufności powinniśmy zastosować, gdy mamy do czynienia z nazwami takimi jak produkty mięsne, czy produkty zwierzęce, bądź produkty pochodzenia zwierzęcego. Mogą one bowiem oznaczać nie koniecznie strawne części zwierząt, nie wspominając już o tym, że mogą to być białka o znikomej dostępności biologicznej, a nawet inne produkty, które z mięsem, a nawet białkiem mięsnym mają niewiele wspólnego, jak choćby wyżej omówiona mączka rybna produkowana z resztek ryb, czy żelatyna (która owszem, zawiera 83-85% dobrze przyswajalnego białka, ale nie jest to białko mięsne i niestety nie jest ono pełnowartościowe, gdyż zawiera niepełną pulę aminokwasów egzogennych).
Powiedzmy sobie jeszcze o mięsie dehydratyzowanym i liofilizowanym. Te tajemnicze nazwy to nic innego, jak... suszenie (ale przecież im "mądrzej", tym łatwiej nas zapędzić w kozi róg) - produkty w stanie surowym lub gotowanym poddawane są suszeniu powietrzem (dehydratyzacja) lub zostają zamrożone, a następnie odwodnione (liofilizowane) w celu zmniejszenia zawartości wilgoci do poziomu, w którym zostaje zahamowany (NIE wyeliminowany!) rozwój bakterii. Wygląd jest bardzo podobny do suchych krokietów lub proszku. Typowe metody karmienia obejmują dodanie ciepłej wody przed podaniem. Nie jest pewne w jakim stopniu przyswajalne są składniki odżywcze, takie jak witaminy oraz w jakim stopniu zostają utracone podczas procesu odwadniania. Ponadto suszone mięso musi być dodane do karmy w stanie rozdrobnionym, gdyż inaczej nie można byłoby uformować krokietów. Rozdrabnianie zaś, to kolejne przetwarzanie, przy którym następują kolejne straty. Coraz częściej mówi się o mięsie pieczonym dodawanym do karm zamiast suszonego, co ma być bardziej korzystnym procesem dla zachowania biodostępności oraz wartości białka zwierzęcego w karmie. Wydaje się jednak, że jest to po prostu nowy pomysł na poprawienie sprzedaży.
Z kolei białko hydrolizowane otrzymywane jest z koncentratu lub izolatu białka w procesie technologicznym zwanym hydrolizą, która powoduje "rozbicie" długich łańcuchów peptydowych (białkowych) na krótsze, które mogą szybciej ulec trawieniu (dostępne hydrolizaty jednak różnią się pomiędzy sobą stopniem hydrolizy). Zawartość białka w hydrolizacie najczęściej waha się od 90 do 100%.
Proces produkcji hydrolizatów białkowych składa się z operacji takich jak: hydroliza, neutralizacja, filtracja, a na koniec dojrzewanie oraz czasem częściowe albo zupełne odwodnienie. Hydroliza prowadzona jest przy pomocy kwasu chlorowodorowego o stężeniu ok. 20 %. W zależności od rodzaju surowca ustala się też warunki hydrolizy, takie jak: temperatura, ciśnienie, czas trwania procesu. Zwykle hydrolizę prowadzi się się temperaturze od 105 do 120 °C pod ciśnieniem 0,15-0,20 Mpa. Wówczas hydroliza zajmuje zwykle od 8 do 12 godzin. Proces jest zakończony, gdy w hydrolizacie znajduje się 35-58% azotu. Hydrolizat jest wówczas neutralizowany przy użyciu wodorotlenku sodu (lub węglanu sodowego), aż do do chwili, gdy osiągnie pH 4,5-7.0. Zazwyczaj jest to poziom pH 5,3-5,5. Następnie w okresie od 1 do 6 m-cy hydrolizat jest poddawany dojrzewaniu, dzięki czemu zyskuje delikatniejszy smak, zapach i kolor. Następuje także opadnięcie na dno cięższych cząstek chlorku sodu (jego części) i niektórych z trudno rozpuszczalnych aminokwasów. Po tym czasie następuje odfiltrowanie hydrolizatu, przez co oddzielany jest on od pozostałych po poprzednich procesach tłuszczów i cukrów. Końcowy płynny produkt zawiera od 30 do 40% chlorku sodu (soli!). Często hydrolizaty są suszone, najczęściej przy użyciu jednej z trzech metod: suszenie przez rozpylanie, gdzie efektem końcowym jest hydrolizat w proszku, suszenie za pomocą suszarek bębnowych, gdzie cząsteczki hydrolizatu są większe oraz przez granulowanie. Hydrolizaty są często stosowane w odżywkach potreningowych dla sportowców, ze względu na dużą biodostępność białek. Jednak większe cząstki hydrolizatu mogą dłużej pozostać w żołądku, czyli wymagają dłuższego procesu trawienia.
Hydrolizat białka to NIE to samo, co hydrolizat mięsa. Hydrolizaty białkowe mogą powstawać w wyniku fermentacji mięsa pochodzącego z ryb (zwykle Wietnam, Tajlandia), soi (zazwyczaj Korea, Chiny), mieszanki soi oraz pszenicy (najczęściej Japonia) a także drożdży (głównie Europa). Hydrolizaty roślinne często są używane jako aromatyzatory - w tym także żywności człowieka - tak, by dać złudzenie, że mamy do czynienia z wieprzowiną, wołowiną, drobiem czy rybą (o czym możemy przekonać się na przykład tutaj), nie wspominając o zapachu grzybów, włoszczyzny itp. (dobrze je znamy z kostek bulionowych).
Trzeba też zwrócić uwagę na różnice między hydrolizatem mięsa a hydrolizatem białka zwierzęcego. Hydrolizat białka zwierzęcego może być - na przykład - hydrolizatem z serwatki, albo produktów rybnych, albo innej dowolnej części zwierząt i produktów odzwierzęcych (np. skorup jaj), a może i...
Jeszcze o glutenach i popiołach oraz innych "pomysłach"
Wiadomo, że drapieżniki w zasadzie nie trawią glutenu, ale mówiąc o nim mamy na myśli przede wszystkim gluten zawarty w ziarnach zbóż. Tymczasem gluten występuje także w kukurydzy, czy płatkach owsianych. Płatki owsiane specjalnie produkowane zawierają bardzo małe ilości glutenu, na tyle, że podaje się je czasem dzieciom z celiakią. Płatki owsiane są natomiast zwykle zanieczyszczone glutenem "obcych zbóż" (w zbiorach, transporcie, magazynach), mimo to mogą być podane psu, jeśli nie jest on uczulony lub nie występuje nietolerancja glutenu, gdyż są one bogatym źródłem witamin z grupy B. Pies może je jeść bez szkody dla siebie, a nawet z pożytkiem, ale oczywiście to węglowodany, które nie powinny stanowić jego głównego pożywienia. Ponadto, jeśli pies zje od czasu do czasu trochę mącznych produktów nic mu się nie stanie, a pozwoli urozmaicić jego dietę. Byle nie była to stała praktyka. Wolna od glutenu jest kasza gryczana, ryż (biały i brązowy), proso (kasza jaglana) oraz produkty z nich robione, jak np. mąka. Bezglutenowe są oczywiście także tapioka (maniok) oraz ziemniaki i bataty, które jednak zawierają skrobię.
Gluten kukurydziany, najczęściej spotykany gluten w karmach, jest to produkt uzyskiwany podczas wytwarzania skrobi kukurydzianej (którą zawiera w ilości ok. 14%). W jego skład wchodzą też otręby kukurydziane i rozpuszczalne części kukurydzy. Czasem może także zawierać łamaną kukurydzę i pozostałości po wyodrębnieniu oleju z zarodków kukurydzy (ok. 6% tłuszczu). Gluten kukurydziany jest uznawany za nieszkodliwy, także dla osób z celiakią, ma wysoką zawartość lizyny i metioniny, zawiera też niewielkie ilości wapnia, magnezu, potasu, fosforu. Gluten paszowy kukurydziany jest komponentem białkowym, przeznaczonym do żywienia wszystkich grup drobiu, trzody i bydła, zwierząt domowych oraz pokarmu dla ryb. Nie mniej jest to białko roślinne, o czym też należy pamiętać, czytając skład karm, tym bardziej, że jest to tanie źródło białka, a w dodatku jako produkt wysokobiałkowy (ponad 60%) pozwala na dodanie dużej ilości białek stosunkowo niewielkim kosztem, ale z małą korzyścią dla zwierzaka.
Niektórzy producenci piszą, że zawartość popiołu jest podawana, bo to "spalona próbka karmy", sugerując, że dzięki niej można sprawdzić wartość karmy. Inni informują, że popiół jest w karmie ważny, gdyż właśnie on zawiera mikro- i makroelementy, a więc jest ich źródłem w karmie. Nie dajcie się zwieść. My nie jadamy popiołu, a mimo to dostarczamy naszemu organizmowi oba rodzaje pierwiastków. Pod tym względem organizm każdego ssaka jest podobny do naszego. A co z tym popiołem? Powstaje on, gdy w wysokiej temperaturze części organiczne karmy ulegają spaleniu, przez co część ulatuje w postaci gazów np. dwutlenku węgla, a część pozostaje - są to niepalne substancje mineralne np. wapń, krzem, żelazo itp. A że popiół najczęściej zawiera mikro- i makroelementy oraz pierwiastki śladowe, a często też fosfor, to producenci mają pretekst, by wytłumaczyć jego obecność w karmie. Porządna karma nie zawiera popiołu, bo producent nie stosuje tak wysokich temperatur, które są bardzo niekorzystne dla zawartych w karmie składników. Popiól to także elementy nierozpuszczalne, co zdecydowanie szkodzi drogom moczowym naszych milusińskich.
I tajemniczy autolizat, który jest niczym innym, jak ekstraktem drożdżowym. Dlaczego nie można napisać tego "normalnie"? A po co?! Im bardziej niezrozumiałe słowa, tym bardziej wydają się specjalistyczne i specjalne! Uważajcie więc na takie "zagrywki" producentów - one są właśnie po to, by "robić wrażenie". Jeśli nie rozumiecie, co producent pisze na etykiecie, to najpierw upewnijcie się, co znaczą "dziwne słowa". Jeśli nawet nie macie w danej chwili dostępu do Internetu, lepiej odłożyć zakup "dziwacznej" karmy i ugotować zwierzakowi cokolwiek do jedzenia, niż podawać mu coś, o czym nie macie pojęcia czym jest!
Wykażcie się też dużą ostrożnością w stosunku do karm "adresowanych" dla rasy, w tym szczególnie dla Yorkshire Terrierów, czy Shih tzu, bądź - na przykład - Maine Coon-ów. Karmy te nie różnią się zwykle niczym od innych karm! Bazują one na Waszej wrażliwości - specjaliści od marketingu stwierdzili bowiem, że opiekunowie "rasowców", a zwłaszcza "malców" są szczególnie wrażliwi na punkcie zdrowia swoich pieszczoszków! Dlatego producenci piszą na ulotkach i w opisach to, na czym szczególnie opiekunowi zależy. Przykładowo, jeśli wiadomo, że Yorkshire Terriery mają - podobnie, jak inne małe psy - często problemy z zębami, "sprytny" producent pisze, że karma ma specjalnie zaprojektowane krokiety, tak by "dbały" one o uzębienie Waszego psa. Uwierzyliście mu? Błąd! NIC nie zastąpi Waszej dbałości o uzębienie Waszego podopiecznego. A Yorkshire Terriery i Shih Tzu to psy i jak każdy pies potrzebują odpowiedniego podejścia, w zależności od potrzeb indywidualnych: trybu życia, temperamentu, zdrowia itd. Z kolei opiekunowie kotów rasy Maine Coon zwykle bardzo dbają o ich sierść, gdyż jest ona niewątpliwą ozdobą i atutem tych pięknych zwierząt, a bywa trudna do utrzymania w dobrej kondycji. Jednak tak, jak w przypadku psów, nic nie zastąpi świadomego żywienia oraz dbałości o czystość i należyty stan sierści. Inaczej mówiąc: chcesz mieć "rasowca" ucz się i pracuj! ;)
Trochę inaczej wygląda kwestia odniesienia do wielkości psa (czasem też kota) - karmy dla ras olbrzymich i dużych (bez względu na rasę!) zwykle są nieco inaczej komponowane, niż dla miniaturek, ze względu właśnie na odmienne, potencjalne problemy zdrowotne, bowiem dysplazja i przeciążenie stawów oraz kośćca częściej dotyczy ras dużych, natomiast małe częściej miewają problemy z zębami. Nie musi to oczywiście dotyczyć Waszego pupila, ale lepiej zapobiegać, niż leczyć, a poza tym - jak zawsze - trzeba wykazać zdrowy rozsądek w doborze żywienia do jednostkowych potrzeb Waszego czworonoga oraz pilnie czytać etykiety, bo to Wy, a nie producent, odpowiadacie za zdrowie Waszego zwierza! I dobrze jest, gdy w doborze żywienia uczestniczy lekarz, który stale prowadzi Waszego futrzaka :)
A zatem karmić, czy nie karmić?
Widzimy z powyższego, że w karmach naszych futrzaków może znaleźć się wiele różności, które nie koniecznie chcielibyśmy im podać, a mimo to często podajemy, bo...
Oczywiście, że najlepiej jest karmić psa "naturalnie", tym bardziej, że szarpanie, miażdżenie pozwala psu zachować zdrowie jamy ustnej oraz zaspokoić instynkty łowcy. Musimy jednak też pamiętać, by nie wylać dziecka z kąpielą!
Po pierwsze - pamiętajmy, że psy przez wieki były karmione resztkami. Kto bowiem przy zdrowych zmysłach karmiłby psy tym, czego często brakowało dla ludzi? Przez wiele stuleci (toczyłam swego czasu na ten temat poważną i długą dyskusję na Fb) najpierw człowiek polował, staczając wcale niełatwą walkę o byt i energię pochodzącą z - siłą rzeczy - stosunkowo rzadko dostępnego mięsa, która nie tylko pozwalała mu na ogrzanie swojego ciała "od wewnątrz", ale też od zewnątrz (przy pomocy skór i futer). Wystarczy przestudiować historię Indian północnoamerykańskich, by zorientować się, jak wyglądało życie koczowników. A gdy już osiadł i zaczął gospodarować, jedynie ok. 4% najbogatszych ludzi mogło sobie pozwolić na jadanie mięsa częściej niż raz w tygodniu, a ponad 60% widywało mięso od święta (jak się drzewiej mawiało: "od wielkiego dzwonu"), zaś dla ok. 10% stanowiło ono produkt niemal niedostępny. Jakim więc cudem psom, podobnie jak kotom miało być lepiej niż ich właścicielom? Nie stawiajmy zatem od razu świata na głowie. Jeśli nagle zaczniemy postępować wbrew wielowiekowym przystosowaniom (zarówno w odniesieniu do psów, kotów, jak i nas samych), to do niczego dobrego nie doprowadzi. Psa, kota czy fretkę - wbrew pozorom - można "przebiałkować", czyli zwyczajnie mówiąc - przedobrzyć (tak samo jak nas). Takie "przebiałkowanie" znacznie obciąża wiele narządów wewnętrznych i jeśli jest ono niewielkie a ciągłe, to obciążenie narasta stopniowo, skracając życie naszego pupilka, a może przy większych stężeniach powodować poważne choroby metaboliczne począwszy od cukrzycy, zapalenia trzustki, niewydolności nerek itd. Nie namawiam tu, by karmić psy byle czym, ale doradzam zachowanie zdrowego rozsądku.
Po drugie - kto i gdzie powiedział/napisał, że podawanie podrobów jest złem?! Gdy byłam dzieckiem i nie chciałam jeść wątróbki, słyszałam że "jest zdrowa, bo z niej tworzy się krew". Z pewnością też wiele moich Czytelniczek i Czytelników nie tylko jadało, ale także robiło pasztety, których składniki to "odpady", takie jak owa wątróbka, podgardle, boczek, podudzia. I nie tylko się je jadało, ale nadal jada, zarówno w postaci klasycznej, jak i w odmianach drobiowych, wieprzowych itd. A "nieśmiertelne" weselne flaczki (w wielu miejscach ten zwyczaj nadal przetrwał)? Czy jest ktoś wśród Państwa, kto się nigdy z nimi nie zetknął? Czerninę (opartą na krwi kaczki) zapewne jadło niewiele osób, ale to zależy od regionu naszego kraju, bo to jednak bardziej regionalna potrawa, a i nie każdy ją lubi, jako że i smak i zapach ma specyficzny. Natomiast kaszankę, produkowaną z krwi i kaszy jadł zapewne każdy z Państwa (jako że weganizm jest w Polsce ciągle jeszcze nowym kierunkiem żywienia i sposobu życia), że nie wspomnę o salcesonie, który już w ogóle z resztek jest tworzony, a już najbardziej "śmieciowym" pożywieniem są tak chętnie kupowane na co dzień parówki czy "zwykła" pasztetowa!
Zatem stosowane z umiarem podroby mogą być urozmaiceniem i uatrakcyjnieniem diety zarówno człowieka, jak i zwierząt domowych (szczególnie wrażliwych na smak kotów). Mało tego - okrawki, ścięgna, błony i chrząstki pochodzące z mięs pierwszego gatunku, mogą w ostatecznym rozrachunku być gorsze, niż dodatki w postaci podrobów. Wspomniana na wstępie wątróbka zaś ma dodatkowo niezaprzeczalne walory pro-zdrowotne z uwagi na wysoką zawartość żelaza oraz witamin A, D, E i nie tylko.
Po trzecie - musimy założyć, że tak samo jak w naszym żywieniu, najtańsze zwykle oznacza najgorsze. Moja babcia mawiała, że "kto nie wyda na piekarza, ten wyda na lekarza" i do dziś jest to święta prawda. Producentów jakichkolwiek karm i tych "naturalnych" i tych "przemysłowych" (tak, jakby BARF-y były produkowane nieprzemysłowo, hic!) dotyczą te same przepisy i tak samo wśród nich są tacy, dla których liczy się jedynie zysk i tacy, którzy biorą też pod uwagę cel, jakiemu karma ma służyć, czyli zdrowie naszych podopiecznych.
Jeśli będziemy się kierować wyłącznie ceną, z góry musimy wiedzieć, że najtańsze jest białko roślinne i im tańsza karma, tym więcej w niej składników trudnych dla zwierza do wykorzystania. Zwracajmy uwagę także na dawkowanie - to ważny wskaźnik, o czym pisałam wyżej, bo gorszej jakościowo karmy zwierzak musi otrzymać więcej (o ile oczywiście producent uczciwie poda porcjowanie).
Jeśli w jakimkolwiek artykule na temat karm pojawiają się linki do konkretnych marek, to jest to zwykle artykuł sponsorowany, czyli opłacony przez producenta i stanowi podstępną reklamę. Tym uważniej należy przyjrzeć się składnikom i dawkowaniu. Pamiętajmy, że specjaliści od marketingu wiedzą, jak trafić w czuły punkt potencjalnych klientów (np. jeśli jesteś początkującym opiekunem i trapi Cię niepewność lub szukasz informacji o psich, kocich, fretkowych schorzeniach).
W żadnym wypadku nie wolno się kierować ulotkami reklamowymi - tu producent NIE ma obowiązku podać całego składu i analityki. Przepisy wymagają odpowiedniego podania składników wyłącznie na etykietach karm! Zachęceni reklamą możecie się bardzo nieprzyjemnie zdziwić, gdy przeczytacie, co w rzeczywistości kupiliście swojemu "pieszczoszkowi".
Ponadto w wyborze karmy NIE wolno kierować się własnym węchem - to co pachnie smakowicie dla nas, wcale nie musi pachnieć smakowicie dla zwierzaka. Wielu producentów dodaje składników przyjemnie pachnących dla człowieka, bo to człowiek kupuje karmę, ale wcale nie musi się to przekładać na takie same doznania naszego podopiecznego. Ponadto, przy sztucznym nawanianiu, wcale nie jest powiedziane, że smak będzie równie zachęcający, nie mówiąc o wartości odżywczej. Podobnie trzeba zwrócić uwagę na sól (czasem ukrywaną jako chlor i sód) - potęguje ona smak, przez co często później pupil nie chce jeść nic innego - a szkodzi.
Po czwarte - procesy rozdrabniania, suszenia, wysokie temperatury i inne służące powstaniu suchej karmy, ale także karm konserwowych oraz surowych nie są zbyt korzystne dla wartości pożywienia. Nie od dziś mówi się o tym, że im wyżej przetworzona żywność, tym gorsze rezultaty żywienia. Poza tym wszystkie one muszą być konserwowane. Nawet jeśli przepisy nie uznają niektórych substancji za konserwanty, to nadal pozostają one środkami konserwującymi. Ponadto sam bilans białek, węglowodanów i tłuszczów oraz ich źródła pozostawiają w przypadku suchych karm tak wiele niewiadomych, że aż trudno nie złapać się za głowę. Zastanówmy się więc poważnie nad tym, jak chcemy żywić naszego pupila i czy jednak nie byłoby lepiej dla niego i dla nas, jeśli będziemy go żywić mniej przetworzonymi produktami z naszej własnej kuchni, przy okazji przygotowywania posiłków dla nas, bez używania jednak "ludzkich" przypraw, gdyż większość z nich szkodzi zwierzętom.
Po piąte więc - przede wszystkim - musimy wiedzieć, że nie ma drogi na skróty. 1) Jeżeli naprawdę leży nam na sercu dobre żywienie naszego zwierzaczka, musimy poświęcić czas na zdobycie odpowiedniej wiedzy, a także na przygotowanie posiłków (surowych lub gotowanych) adekwatnych do wieku, stanu zdrowia i potrzeb energetycznych (trybu życia), tak by nie spowodować niedoborów lub nadmiarów. W dodatku najlepiej odpowiednio do rasy. To będzie też z korzyścią dla nas i naszego odżywiania, więc może jednak warto :D 2) Ewentualnie musimy przeznaczyć więcej czasu na pozyskanie większych środków finansowych ;), by kupić odpowiednią i naprawdę zdrową karmę, bo lepiej żywić suchą karmą niż przez nieświadomość czy choćby brak czasu zafundować pupilowi niedobory 3) Ewentualnie, jeśli mamy "pod ręką" kogoś, kto ma gruntowną wiedzę na ten temat i możemy mu zaufać, zwróćmy się do niego, a najlepiej skonfrontować ze sobą kilka opinii (Facebook nie jest najlepszym doradcą ;) raczej zwróćmy się do fachowców).
Musimy też być wyczuleni na to, co producenci chcą przed nami ukryć, w tym na różne odmiany, sumowania, dzielenia i inne triki, które pomagają im ukrywać oszczędności, gdyż odbywa się to kosztem zdrowia naszych zwierząt, a w finale obciąża nasze portfele - to co zaoszczędziliśmy karmiąc naszego zwierza, później co najmniej podwójnie, a znacznie częściej wielokrotnie, wypłacimy, lecząc go. A przecież jest to także ogromny stres i dla zwierzaka i dla nas. Dlatego świadomy wybór żywienia i karmy jest tak ważny!
Jednak przecież nie mamy wpływu na to, co "bardziej sprytni" producenci mogą wymyślić i do jakich chwytów się uciekać, byle nakłonić nas do kupowania ich produktów. Nie każdy przecież może być "alfą i omegą" w żywieniu zwierząt.
Pozostaje nam uważna obserwacja naszego futrzaka.
Najmniej istotnym wskaźnikiem jest to, czy zwierzę chętnie daną karmę je. Istnieją bowiem triki, które dodają smaku karmie, choć jest ona raczej mało wartościowa (np. natryskiwanie karmy, złożonej głównie ze zbóż, mgiełką z wątróbki z utrwalaczem, by zachowywała zapach, w karmie ze znanych, tanich marketów chwalących się "własną marką", co ostatecznie negatywnie odbija się na wątrobie i trzustce naszych czworonogów). W dodatku zastosowanie soli ("ukrywanej" pod jej chemiczną nazwą "chlorku sodu" lub osobno "sodu" i "chlorków") wzmacnia smak. Przez to zwierz nie chce potem jeść żadnej innej karmy - przyzwyczaił się i basta! (przyzwyczajenia jednak mają to do siebie, że można je zmienić na szczęście, choć niektóre zmiany wymagają więcej pracy).
Pierwszym i szybkim materiałem diagnostycznym jest stolec naszego pupila. Gdy mówię, że od lat sprzątam "kupy" moich psów, choć teraz nareszcie - gdy wprowadzono taki obowiązek - mam ułatwienia, moi słuchacze prezentują całe spektrum zachowań i uczuć: od zdziwienia, do obrzydzenia. Oczywiście, że nie traktuję tego jak przyjemności, ale jak mój "psi obowiązek" wobec... psa. Nie potrafi on bowiem powiedzieć mi, że cokolwiek mu dolega, natomiast - analogicznie jak u niemowlaka - zmiany stolca bardzo szybko sygnalizują niekorzystne zjawiska zachodzące w jego organizmie. Psia "kupa" jest bardzo dobrym materiałem obserwacyjnym, podobnie jak w przypadku naszego kota i fretki ;) Powinnam jednak poszerzyć, bo nie chodzi tylko o "kupę", ale w ogóle o cały proces oddawania stolca. Cały proces wraz z jego rezultatem pokazuje czym jest żywione zwierzę i jakie ma to dla niego efekty, czy jego narządy wewnętrzne działają sprawnie, czy nie przechodzi infekcji bakteryjnej, wirusowej, pierwotniakowej oraz inwazji pasożytów jelitowych. Przez uważną obserwację sposobu oddawania stolca, a następnie jego zapachu, koloru, konsystencji można rozpoznać w zarodku wiele problemów naszego pupila i leczyć oraz zapobiegać pogłębianiu, zanim choroba rozwinie się w cały wachlarz dolegliwości i zmian, które będą trudne do cofnięcia. I wcale nie trzeba przeprowadzać za każdym razem jakiejś analizy, wąchania, oglądania pod światło, czy macania. Po prostu - gdy sprzątamy po swoich pupilach warto zwrócić uwagę na to, co sprzątamy. I to wystarczy :)
Zacznijmy więc od początku.
Zawsze w problemach z jelitami pierwszym podejrzanym jest żywienie (przede wszystkim rodzaj karmy). Jeśli zmiana karmy i/lub czasowe przejście na dietę lekkostrawną) nie rozwiązuje szybko - w ciągu najwyżej 3-5 dni - problemu, trzeba udać się do lekarza z próbką kału (pojemniczek z łopatką w aptece kosztuje chyba ok. 20 gr.) oraz zbadać krew naszego pupila. Jeśli badanie kału nie wykryje schorzenia, dobry diagnosta jest w stanie z morfologii z rozmazem określić ewentualny kierunek dalszych badań, a morfologia przy okazji udzieli nam dodatkowych informacji o stanie zdrowia naszego podopiecznego. Pamiętać też należy, że badanie kału warto wykonać w laboratoriach specjalistycznych, a nie tylko testami dostępnymi na rynku, którymi dysponują gabinety weterynaryjne (trzeba po prostu zapytać, jak przeprowadzane są badania) oraz wykonać je przynajmniej trzykrotnie (jeśli pierwsze nie wykryje problemu), zaś materiał do badania powinien stanowić kał z możliwie "najwyższej części" przewodu pokarmowego (czyli ten wydalony na końcu). Bardzo rzadko lekarze zlecają badanie w kierunku lamblii (giardia lamblia), a już badanie mikroskopowe w tym kierunku to prawdziwa rzadkość (test ELISA bywa w tym zawodny). Tymczasem jest to coraz częstsze źródło problemów zwierząt, a w stanie przewlekłym objawia się okresowymi podrażnieniami przewodu pokarmowego. Badanie to wykonuje się oddzielnie od innych badań kału, dlatego warto o tym wiedzieć. Podobnie rzecz się ma z kontrolą tzw. strawności, czyli działania enzymów trzustki - zewnątrzwydzielnicza niewydolność trzustki (EPI) jest niestety coraz częstszym schorzeniem naszych czworonogów. Dla kotów i fretek można kupić specjalne granulaty, które wsypane do kuwety zamiast żwirku ułatwiają prawidłowe pobranie moczu czy kału do badań, po czym można wrócić do normalnego, codziennego wypełnienia kuwety.
Zwierz, a szczególnie pies, jak człowiek, miewa wzdęcia i nie jest to stan normalny (nie mówimy o zwykłych "wiatrach" od czasu do czasu). Oprócz wzdętego brzucha (co łatwo przegapić, bo wzdęcia nie muszą być duże) pojawiają się wówczas gazy o przykrej woni. Sam fakt powstawania i wydalania gazów jest sygnałem, że dzieje się coś niepożądanego, gdyż zdrowe zwierzę, odpowiednio żywione, bardzo rzadko miewa gazy, a jeśli już, to są one "dyskretne" i mało dokuczliwe dla otoczenia :P Zwykle pierwszym podejrzanym jest żywienie, ale wzdęcia towarzyszą zarówno zoonozom (zakażeniom pierwotniakami), jak i robaczycom oraz są zwykle pierwszym sygnałem chorób jelitowych lub gruczołów związanych z trawieniem, jak np. wątroba, trzustka. Wzdęcia mogą powstawać czasem gdy zwierzę łapczywie zjada posiłki - warto wówczas zwrócić uwagę, czy zmiana wysokości ustawienia miski przyniesie poprawę (u jednych zwierząt trzeba ją opuścić, u innych podnieść).
Prawidłowy stolec powinien być proporcjonalny do zwierzęcia (raczej niezbyt duży), niezbyt często oddawany (normalne jest oddawanie stolca przez psa na każdym spacerze, gdyż jest to m.in. element znaczenia terytorium, ale przy żywieniu naturalnym zdarza się raz-dwa razy dziennie). Kał powinien mieć zwartą konsystencję, ale być w miarę miękki i wydzielać normalny, w miarę "łagodny" zapach (rzadko da się uniknąć pochwycenia tego zapachu w nozdrza przy sprzątaniu, co warto wykorzystać, skoro i tak już jest :P ). Powinien też mieć mieć kolor dość ciemny, ale nie czarny. Zaparcia lub rozwodnienie, a nawet tylko nadmierne, utrzymujące się przez kilka dni, rozmiękczenie stolca sygnalizują nieprawidłowości. Zapach kwaśny (często towarzyszący grzybom) lub cuchnący (zwykle w zakażeniach bakteryjnych lub pierwotniakowych), obecność śluzu w kale (nie wspominam już o tak oczywistej kwestii jak krew - skrzepniętej, czarnej lub świeżej, czerwonej) sygnalizują, że dzieje się coś niepożądanego. Cuchnące stolce u kota lub fretki mogą wiązać się z nadmiarem produktów zbożowych/mącznych w diecie, więc zmiana żywienia powinna szybko zlikwidować problem, a jeśli tak się nie stanie to bez badań u lekarza weterynarii się nie obejdzie.
Stolec zwierzęcia żywionego głównie karmami z dużą zawartością ziarna/zbóż lub skrobi i popiołu jest obfity, stosunkowo słabo uformowany, choć "trzyma się kupy" :P, z tendencją jednak do rozpadania się, zawiera też najczęściej bardzo dużo drobniutkich "ziarenek", jakby był zmieszany z drobniutkim piaskiem. Zwykle jest też jasny lub o zbliżonym kolorze do tego, jaki nadał karmie producent.
Nie rozdrobnione jarzyny są często wydalane w całych kawałkach, rozdrobnione "zmiękczają" stolec, zbyt duża więc ich ilość także daje efekt słabego uformowania, ale kał jest bardziej spoisty, choć zawiera więcej wody (efekt szybszego pasażu jelitowego, tzn. szybszego przemieszczania się żywności przez przewód pokarmowy) i jest bardziej "mazisty".
Stolec psa żywionego nadmierną ilością niestrawnych dla niego elementów w postaci kości, jest jasnej barwy, mało spoisty, twardy, często grudkowaty. Towarzyszy temu zwykle zaparcie, kilkakrotne próby oddawania stolca na spacerze, czasem saneczkowanie (tarcie pupą o trawę, dywany, itd.). Saneczkowanie może też być sygnałem niedrożności gruczołów podogonowych (zatok okołoodbytowych) lub nawet ich zapalenia, co także jest często wynikiem nieprawidłowego żywienia (zatoki okołoodbytowe opróżniają się samoczynnie, gdy pies prawidłowo oddaje stolec), a także robaczycy, grzybicy i innych chorób przebiegających z podrażnieniem odbytu. Tu możemy obejrzeć dobry film na ten temat, z tym że nie doradzam samodzielnych zabiegów, tym bardziej, że lekarz powinien ocenić także ewentualne inne problemy.
Kilkakrotne oddawanie rzadkiego stolca na spacerze (u kotów i fretek w ciągu dnia) utrzymujące się dłużej niż 2-3 dni (bywa i krótsze), ale powtarzające się co jakiś czas bez "obiektywnej" przyczyny, sygnalizuje potrzebę wykonania badań laboratoryjnych, poczynając od badań kału, najlepiej pobranego w okresach rozrzedzenia (a nie wtedy, gdy mammy na to czas).
Kilkakrotne oddawanie normalnego stolca "po trochu" może też wskazywać, że naszego zwierzaka męczy wypróżnianie, a to z kolei może sygnalizować nieprawidłowości w żywieniu (zwykle wtedy wygląd stolca pomaga w diagnozie), ale także problemy z jelitami (np. przewężenia z różnych powodów), z sercem, czy płucami, a nawet ból w obrębie jamy brzusznej, stawów lub kręgosłupa.
Stolec słabo uformowany lub rzadki, bardzo jasny, białawy zwykle sygnalizuje problemy z trzustką, zaś zażółcony, czasem z nieco zielonkawym odcieniem (przepraszam - barwy "sraczkowatej") sygnalizuje problemy z woreczkiem żółciowym i/lub wątrobą. Podrażnienia jednak trzustki lub wątroby mogą towarzyszyć zarówno błędom żywieniowym, jak i chorobom układu pokarmowego lub narządów wewnętrznych (w tym zoonozom).
I przy okazji, choć wydaje się to oczywiste - stolec rzadki, "strzelająca" biegunka, to zwykle objaw zatrucia pokarmowego, w tym jadem kiełbasianym, czy salmonellozy, ale może być też objawem rotawirusów, coronawirusów, a nawet parwowirozy u psów lub panleukopenii u kotów i innych poważnych problemów. Przy takiej biegunce należy bezwzględnie i niezwłocznie udać się do lekarza nie tylko w celu zdiagnozowania i podania leków, ale także nawodnienia zwierzęcia, gdyż odwodnienie może być równie groźne, jak sama choroba.
Jedzenie trawy przez psa jest też sygnałem, który powinien wzmocnić naszą czujność. Jest to jednak nie tylko objaw problemów jelitowych, ale bywa objawem nerwowości, nadpobudliwości. Podobnie należy potraktować sprawę, gdy zwierzę (nie tylko pies) jest nadruchliwe, czy "nerwowe". W tych przypadkach zmiana żywienia również potrafi "zdziałać cuda".
Zwierzę, które otrzymuje pokarm o nadmiernej kaloryczności, czy niedoborowy pod względem witamin z grupy B, tryptofanu (niezbędnego m. in do wytwarzania melatoniny, serotoniny i innych) oraz metioniny (co wskazuje też na inne niedobory) jest bardziej pobudliwy, niż zwierzak z dostosowanym do jego potrzeb żywieniem. Nadmierne zmęczenie też bywa objawem nieodpowiedniego żywienia.
Jeśli więc nasz futrzaczek chętnie je podawaną mu karmę, ale jego obfity stolec lub gazy wskazują, że składa się ona głównie ze zbóż, oznacza to najczęściej, że jest sztucznie nawaniana oraz "dosmaczana" i trzeba koniecznie pomyśleć o zmianie żywienia, bo przy dłuższym karmieniu taką karmą sami prosimy się o kłopoty.
Można to zrobić (a nawet jest to wskazane) przez stopniowe przyzwyczajanie pupila do nowego sposobu żywienia. Najlepiej, gdy początkowo dodajemy do starej karmy po trochu nowej, codziennie zwiększając ilość nowej karmy, a zmniejszając ilość starej. Tak robimy wówczas, gdy nasz podopieczny nie ma problemu z jedzeniem nowej karmy lub nie przeszkadza mu (nie ma dolegliwości) zmiana sposobu żywienia. Jeśli natomiast nasz czworonóg nie chce jeść nowego pożywienia, będziemy potrzebowali więcej czasu i bardziej subtelnych zmian. Czasem pomaga dodanie niewielkich ilości mokrej karmy, a potem stopniowe, powolne wycofywanie tej mokrej.
I pamiętajmy, że są smakosze, którzy potrzebują odmiany smaków, co możemy osiągnąć podając im tę samą, dobrze służącą ich zdrowiu(!) karmę, ale z różnymi sosami lub dodatkami (zmiana suchej karmy zawsze nieco rozregulowuje żołądek, więc lepiej urozmaicać dodatkami), a są takie zwierzaki, które przyzwyczajają się do swojej karmy i za żadne skarby nie chcą zmian. To jednak my odpowiadamy za ich zdrowie i dlatego nie powinniśmy ulegać "kaprysom" naszych czworonogów w ich dobrze pojętym interesie :D Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by współpracować z naszym "pieszczoszkiem", by miał on przyjemność z jedzenia, a nie jadł jedynie po to, by nie umrzeć z głodu (w czym mistrzynią jest moja sunia, potrafiąca tygodniami trwać na "głodowych" porcjach jedzenia), byle tylko ta współpraca nie przerodziła się w rozpaskudzenie futrzaka i podawanie mu wyłącznie tego, na co ma ochotę!
Aha i jeszcze jedno - żadnych wędlin! To co dodawane jest do produkcji wędlin stanowi "zabójstwo" dla wątroby i trzustki, nawet te tradycyjnie peklowane są pożywieniem zakazanym dla zwierząt. A to że je lubi? No cóż - po to właśnie są one odpowiednio nawaniane, by nos człowieka zachęcił go do jedzenia (a najpierw kupna!), a zwierzę ma 5 tysięcy razy wrażliwszy węch, który jednak w tym przypadku oszukuje zarówno nas, jak i czworonoga. O ile jednak nasz organizm lepiej radzi sobie z "chemią" obecną w wędlinach, o tyle organizm zwierzęcia ma z tym już poważny problem.
Kolejny symptom nie/prawidłowego żywienia to stan sierści i skóry (a więc też poduszek łap, nosa, śluzówek, pazurów) naszego podopiecznego. Prawidłowa sierść powinna być gładka/miękka (nawet psy o skręconej, "loczkowanej" sierści mogą mieć sierść bardziej lub mniej szorstką) i błyszcząca. Włos okrywowy powinien być mocny, prawidłowo ułożony w sposób charakterystyczny dla rasy, a podszerstek - jeśli zwierzę go ma - powinien być mocny, podobny do puchu, a nie do splątanej waty. Sierść matowa, stercząca, lekko karbowana (bardziej niż być powinna), wypadająca, skłonna do tworzenia "dredów", nieprzyjemna w dotyku sygnalizuje najczęściej, że nasz zwierz jest nieprawidłowo żywiony. Podobnie problem w żywieniu sygnalizują rozdwajające się, rozwarstwiające, czy pękające bądź łamliwe pazury.
Takie objawy towarzyszą niedoborom w diecie witamin z grupy B (nie tylko biotyny!), ale także białek i aminokwasów (też będących rodzajem białek lub biorących udział w budowie bądź przemianach białek - popatrz przypisy poniżej). Aminokwasy są niezbędne także dla prawidłowej gospodarki węglowodanowej i tłuszczowej. Dlatego występowanie łupieżu, łojotoku, swędzenie, nadmierne wylizywanie, a także skłonności do otyłości lub nadmiernej szczupłości, to bardzo ważne sygnały, że należy się zainteresować stanem zdrowia naszego pupila i jeśli badanie krwi nie wykaże odchyleń lub wskazuje już niedobory, trzeba koniecznie zmienić sposób żywienia.
Podobnie tzw. nos atopowy (pękający, łuszczący się) oraz pękające poduszeczki łap (nie powinny pękać nawet w zimie) oznaczają długotrwałe błędy żywieniowe.
Problemy ze stawami i kośćmi również są silnie uzależnione od sposobu żywienia. Prawidłowo żywione zwierzę, jeśli nie ma dysplastycznych obciążeń genetycznych, nie powinno mieć - również w starszym wieku - poważniejszych problemów ze stawami i kośćcem. Nawet te zwierzęta, które mają obciążenia genetyczne, dużo później i w mniejszym stopniu odczuwają skutki dysplazji lub zapaleń bądź zwyrodnień stawów oraz kości, jeśli żywione są odpowiednio.
Bardzo ważne jest prawidłowe żywienie samic ciężarnych i młodych, gdyż w tym okresie kształtuje się stan kośćca, stawów i tkanki łącznej, czyli m.in. ścięgien, rzutujące potem na całe życie, a szczególnie starość zwierzęcia. Jeśli więc już musimy kupić rasowego zwierzaka (zamiast adoptować nierasowca, który zwykle jest ogólnie zdrowszy), to "odżałujmy" i kupmy go w sprawdzonej, domowej (nie kojcowej) hodowli, zarejestrowanej w Związku Kynologicznym (lub odpowednim kocim związku), gdzie wymaga się rodowodów sprawdzanych do 5 pokoleń wstecz i dowodów, że wszyscy przodkowie byli wolni od wad genetycznych. Pamiętajmy jednak, że rodowód nie gwarantuje, iż zwierzę nie zapadnie na choroby stawów, czy kośćca, zwłaszcza jeśli będzie nieprawidłowo żywione.
Trochę podobnie sprawa ma się z żywieniem - nie zawsze lepsza karma oznacza znacznie większy wydatek. Zainteresujmy się co sobą przedstawia i ile zwierzę musi jej zjeść, a może okazać się, że wcale nie jest ona dużo droższa niż ta gorsza, zwłaszcza gdy tę tańszą musimy uzupełniać preparatami witaminowo-minerałowymi i/lub podawać więcej samej karmy. A przy tym pamiętajmy, że to czego nie wydamy na co dzień, potem, na starość naszego zwierza, wielokrotnie będziemy przekraczać, lecząc zwierzaka i niosąc mu ulgę w bólu, bo choroby kości oraz stawów są bezlitosne i ujawnią się zawsze, prędzej czy później, jeśli nie będziemy im zapobiegać. A że nie można ich potem już cofnąć, nasze spóźnione zabiegi i tak nie przywrócą zdrowia, i nawet leczony zwierzak będzie cierpiał.
Kolejna sprawa to stan śluzówek. Śluzówka powinna być wilgotna, gładka, różowa. Język powinien być giętki, różowy, nie powleczony żadnym nalotem, nie powinien też być spękany ani nawet zaczerwieniony. Dziąsła także powinny być wybarwione różowo. Powieka dolna oka (gdy ją nieco odchylimy) powinna być różowo-nasycona (nie jasno różowa, ani ciemno różowa, ani tym bardziej czerwona). Naciśnięcie śluzówki nad dziąsłami powinno szybko wypełnić się wilgocią i powrócić do stanu zaróżowienia. Jeśli miejsce ucisku długo pozostaje jasne to zwierzę albo jest odwodnione - co można sprawdzić także przez skórę na karku lub zadzie (gdy uchwycona w dłoń nie powraca od razu do normalnego stanu, świadczy to o odwodnieniu) - albo ma anemię. I w pierwszym, i w drugim przypadku należy natychmiast udać się do lekarza i zrobić badania laboratoryjne.
Nieprzyjemny zapach z paszczy to też często symptom niekorzystnych zmian i problemów trawiennych. Nie zawsze jest on spowodowany zachodzącymi z wiekiem zmianami w uzębieniu i odkładaniem się kamienia nazębnego. Sam fakt istnienia kamienia nie powinien wywoływać bardzo brzydkiego zapachu oddechu, choć kamień jest siedliskiem bakterii, a te są źródłem nieprzyjemnego zapachu, nie powinien on jednak być zbyt intensywny (tu dobry filmik, jak myć psu zęby). Należy więc dokładnie sprawdzić uzębienie zwierzęcia, by wykryć ewentualne ubytki lub zapalenia dziąseł. Jeśli je znajdziemy to trzeba je bezwzględnie leczyć (stomatologia u zwierząt znacznie się już rozwinęła), ale też - czy takie zmiany znajdziemy, czy ich nie ma - należy wykonać badania, bo brzydki zapach to sygnał, że dzieje się coś niedobrego.
I na koniec - zachowanie naszego pupila oraz zapadalność na choroby. Jeśli jest on zainteresowany światem tak, jak być powinien (zgodnie z charakterem rasy i własnym), interesuje się tym co robisz, chętnie wchodzi w kontakty z innymi zwierzętami i ludźmi (jeśli oczywiście nie ma za sobą traumatycznych przeżyć) i widać, że ma dobry nastrój, to - o ile nie występują inne symptomy - wszystko jest w porządku. Jeśli jednak jest nadpobudliwy, nerwowy a nawet agresywny, bądź rozsadza go energia, przez co roznosi nam dom, albo przeciwnie jest nieco apatyczny, może tylko lekko spowolniony, śpi dużo, szybciej się męczy, to warto sprawdzić, czy wszystko jest z jego zdrowiem w porządku (żeby zwyczajnie czegoś nie przegapić), a potem zmienić żywienie w zależności od występujących problemów. Jeśli często przydarzają się Twojemu podopiecznemu problemy zdrowotne, infekcje ucha, nosa, gardła, problemy trawienne, to też istotny symptom osłabienia, które może mieć u podstaw nieprawidłowe żywienie. Nieprawidłowe żywienie jest także przyczyną utraty zębów - sucha karma wymaga rozkruszania, a nie żucia i szarpania - włókien, tkanki ścięgnistej, powięzi. A to właśnie owo żucie i szarpanie pomaga dbać o uzębienie naszych zwierząt.
A zatem też pamiętać musimy, że pies, kot czy fretka to żywy organizm, a wśród nich co egzemplarz, to "osobna bajka". Stan zdrowia, wiek, a w końcu indywidualne uwarunkowania (np. energia, skłonności do tycia lub chudnięcia) wyznaczają potrzeby żywieniowe zwierząt. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że generalne zasady, o których tu mówimy trzeba dostosować do potrzeb i możliwości konkretnego futrzaka - gdy na przykład kota rozsadza energia, większa ilość białka tej energii jeszcze doda, a gdy małemu psu damy wielką kość, może "zatkać się na amen", lądując w rezultacie na stole operacyjnym. Podobnie zwierzęta młode - przed wymianą zębów mlecznych i niedługo po niej - lub starsze - u których występują już mniejsze lub większe problemy z trawieniem, czy gryzieniem - powinny mieć dietę (czyli sposób żywienia) dostosowany do swoich indywidualnych potrzeb i możliwości. To samo dotyczy z resztą każdego sposobu żywienia - od karm przemysłowych, poprzez gotowane, a skończywszy na omawianym w innym artykule BARF-ie.
Podsumowując
chcę Państwa jeszcze raz uczulić na to, co "mówi" do Was podopieczny. A "mówi" on dużo, tylko my często nie umiemy "słuchać". Jeśli chcecie długo i radośnie przeżywać dane Wam wspólne chwile, zadbajcie o Waszego pupila, a przede wszystkim o jego żywienie, bo tak jak my, jest on zależny od tego, co jada, ale odmiennie od nas, sam sobie tego zapewnić nie może. Dlatego nie należy poprzestawać na samej karmie.
Warto mu zapewnić też "dożywianie" tym, co pozostaje z naszego gotowania, ale bez "ludzkich przypraw", czyli najlepiej przed gotowaniem, ale też i resztki z posiłków będą fajnym uzupełnieniem (bez wędlin i kości z drobiu!), z których zwierzę może wydobyć dodatkowe, potrzebne mu wartości. Nie zaszkodzi też od czasu do czasu kawał dobrego, jak najbardziej żylastego (nie tłustego) mięsa, a także jarzyny i owoce, do których warto przyzwyczajać psa od szczenięcia (nawet dorosłego psa można nauczyć je jeść). Pamiętajcie tylko, by w ten sposób nie przekarmić zwierza(!), bo takimi dodatkami w większych ilościach można go utuczyć, szkodząc jego stawom, kościom, układowi krążenia, wątrobie, itd. Jeśli nasz pupilek regularnie otrzymuje dodatki trzeba odjąć z jego żywienia część karmy (tak samo, gdy dostaje smakołyki). Jeśli mimo to "wrzuca" nadmiarowe kilogramy, to poza zbadaniem tarczycy (druga po żywieniu podejrzana w przypadku otyłości) przede wszystkim z pewnością źle odliczamy owe przekąski :P (np. wydaje się nam, że jest ich niewiele - aby to sprawdzić warto przez dwa, trzy dni ważyć wszystko, co dostaje nasz pupil i notować).
Co do producentów - takich, którzy krótko i zwięźle, w "żołnierskich słowach" podsumowują skład produkowanej przez siebie karmy (nie mówię tu o opisach reklamowych, tylko konkretnym składzie) lub używają słów/sformułowań dla ogółu niezrozumiałych, zawsze podejrzewam o "kombinacje alpejskie". Jeśli ktoś nie ma niczego do ukrycia, to pokazuje uczciwie i możliwie najjaśniej, co zawiera jego produkt.
I nie uczłowieczajcie Waszego futrzaczka - tak jak Wy nie chcielibyście, by Was traktowano jak zwierzę, tak zwierzęcia nie należy traktować, jak człowieka. Tylko wówczas możecie mu zapewnić to, czego on naprawdę potrzebuje, zgodnie ze swoim gatunkiem, bo choć pod wieloma względami jego funkcjonowanie fizyczne i psychiczne jest podobne do naszego, to różnice są i decydują często o życiu psa (a tym bardziej kota czy fretki), a nie tylko o jego jakości. Pozwólcie mu być psem, kotem czy fretką, zaczynając od żywienia, a będzie najszczęśliwszą istotą pod słońcem!
Fajne strony ułatwiające określenie wartości poszczególnych składników w różnych produktach:
https://cronometer.com/,
http://jn.nutrition.org/content/130/7/1865S.long
http://nutritiondata.self.com/mynd/myrecipes/welcome?returnto=/mynd/myrecipes,
https://pl.wikipedia.org/wiki/PDCAAS
1 MSM - skrót od metylosulfonylometanu czyli po prostu siarka organiczna. Występuje on w przyrodzie w świeżych warzywach, owocach, herbacie, produktach zbożowych oraz w świeżym krowim mleku. Posiada właściwości odtruwające, detoksykujące, anaboliczne i odbudowujące, charakteryzuje się wysoką biodostępnością i aktywnością biologiczną. Siarka bierze czynny udział w wielu procesach związanych z funkcjonowaniem chrzęstno-stawowej części aparatu ruchu. Niestety jest dość delikatny i bardzo łatwo go „zniszczyć” gotowaniem lub pasteryzacją. MSM traci się również przez zamrażanie oraz naświetlanie. Niestety, dziś warzywa i owoce się hoduje a nie uprawia. Proces konserwacji niszczy MSM praktycznie do zera. Pasteryzowane mleko zawiera mniej niż 0,25 mg /litr MSM. Mniej więcej tyle samo MSM jest w mleku od krów sztucznie karmionych. Świeże mleko prosto od krowy, która pasła się na pastwisku zawiera od 2 do 5 mg/litr MSM. Można nabyć MSM w charakterze preparatu. Jest on polecany psom aktywnym, narażonym na przeciążenia aparatu ruchu, a także jako element wspomagający leczenie i rehabilitację przy kontuzjach, urazach sportowych oraz jako środek zapobiegający chorobom stawów.
2 GMO - w uproszczeniu mówiąc: organizmy (tu mówimy głównie o roślinnych) ze zmodyfikowanymi dziedzicznymi cechami pozwalającymi na używanie znacznie większej, niż normalnie, ilości pestycydów. Takie ilości środków chemicznych - owado-, grzybo-, bakterio- i wirusobójczych - jakich używa się w uprawie GMO, zastosowane do nie modyfikowanych roślin, zabiłyby same rośliny. Istnieją także rośliny z wprowadzonym genem bakterii produkującej toksynę, która uodparnia rośliny na szkodniki. Ma to niestety znaczny wpływ na zawartość w tych roślinach metali ciężkich i innych niezwykle szkodliwych pierwiastków chemicznych, choć jednocześnie znacznie obniża koszty produkcji każdej tony uzyskanego w ten sposób ziarna. Genetyczne modyfikacje dotyczą przede wszystkim kukurydzy i soi, ale także ziemniaków. Teoretycznie na terenie UE zabroniona jest uprawa i sprzedaż ww. roślin modyfikowanych (można uprawiać tylko trzy zmodyfikowane genetycznie rośliny – kukurydzę MON810, rzepak Ms8, Rf3 i Ms8 × Rf3 oraz ziemniak Amflor, jednak trudno często się zorientować, czy nie wprowadzono "po cichu" czegoś nowego). Za to w Azji - przede wszystkim w Chinach, będących głównym producentem i eksporterem produktów do pasz dla zwierząt - 75% (niektóre źródła twierdzą, że nawet 90%) upraw kukurydzy i soi to uprawy GMO. I żeby nie być gołosłowną: http://www.izoo.krakow.pl/czasopisma/wiadzoot/2009/1/01FBrzoska.pdf oraz do przemyślenia i prześledzenia faktów w innych źródłach: Czy w składzie karm gotowych dla psów znajduje się już GMO? - Kontrowersje wokół stosowania GMO!, Wstrząsająca prawda o GMO, GMO: broń masowego rażenia
"Wprawdzie w krajach UE istnieje formalny zakaz importu surowców z roślin genetycznie modyfikowanych jednak rynek żywności (również w Polsce) zalewany jest tanimi produktami z transgenicznej soi. W dodatku na opakowaniach różnych izolatów i koncentratów sojowych widnieje informacja „produkt wolny od GMO”. Albowiem w wyniku lobbingu, stosowanego przez firmy biotechnologiczne, przyjęto kryterium, że produkt zawierający mniej niż 0,9% białka genetycznie zmodyfikowanego nie jest transgeniczny. Białka sojowe (5-krotnie tańsze od białek mleka i ponad 10-krotnie tańsze od białek mięsa) stosowane są powszechnie jako substytut mięsa w różnych produktach spożywczych (parówki, kiełbasy, pasztety, hamburgery, a nawet mięso, pieczywo, słodycze. W związku z konsumpcją genetycznie modyfikowanej soi, wszechobecnej w żywności wysokoprzetworzonej i wygodnej, nasila się problem alergii. Genetycznie modyfikowana soja stanowi zagrożenie alergiami, zwłaszcza że w większym stopniu niż soja tradycyjna, zmniejsza wydzielanie enzymów trawiennych. Białka obecne w diecie są wówczas wolniej trawione, co wzmaga reakcje uczuleniowe." - Kontrowersje wokół białek diety - Polski Merkuriusz Lekarski
3 Aminokwasy - to jakby cegiełki budujące wszystkie białka organizmu oraz będące podstawą dla wytwarzania z nich bardzo istotnych substancji. Przykładowo tyrozyna zapoczątkowuje powstawanie dopaminy, adrenaliny, tyroksyny i melaniny. Aminokwasy wykazują działanie anaboliczne (budowanie) i antykataboliczne (katabolizm - rozkład/rozpad), silnie wpływają też na układ hormonalny. Po wysiłku przyspieszają regenerację mięśni, a w niektórych sytuacjach stają się "paliwem" energetycznym. Niektóre z nich przyczyniają się do rozpadu tkanki tłuszczowej oraz wzmocnienia układu odpornościowego. Znanych jest ponad 300 aminokwasów występujących naturalnie. W skład białek wszystkich organizmów żywych wchodzi głównie 20 aminokwasów, będących α-aminokwasami. Można dokonywać różnych podziałów, w żywieniu jednak najistotniejszy jest podział na aminokwasy egzogenne (gr. éksō – (na) zewnątrz; ang. IAA – indispensable amino acids ) – aminokwasy, których organizm nie może syntetyzować samodzielnie, więc muszą być dostarczane w pożywieniu, w przeciwieństwie do aminokwasów endogennych (gr. éndon – wewnątrz; w domu; ang. DAA – dispensable amino acids) – aminokwasy, które organizm może syntetyzować samodzielnie, jak białkowe: alanina, asparagina, cysteina, glicyna, glutamina, kwas asparaginowy, kwas glutaminowy, prolina, seryna, tyrozyna oraz niebiałkowe, jak: cystyna, cytrulina, homoseryna, hydroksylizyna, hydroksyprolina, karnityna, kwas γ-aminomasłowy (GABA), ornityna, tauryna. Niektóre źródła mówią też o aminokwasach względnie endogennych, czyli takich, które wprawdzie mogą być syntetyzowane (tworzone) wewnątrz organizmu, ale tylko w wyniku przekształcenia aminokwasów egzogennych.
4 Lizyna - aminokwas należący do 20 aminokwasów białkowych, najbardziej rozpowszechnionych na Ziemi. Należy też do grupy aminokwasów niezbędnych (liczącej 8 - 10 substancji), które nie mogą być syntetyzowane w organizmie i muszą być dostarczane z dietą. Niezbędna przy budowie białek, głównie w mięśniach i w kościach, istotna w okresie rozwoju. Wchłania wapń, poprawia koncentrację umysłową. Łagodzi objawy przeziębienia, grypy oraz opryszczki. Obecna przy wytwarzaniu hormonów, przeciwciał, enzymów i przy budowie kolagenu. Jej niedobór skutkuje objawami zmęczenia i rozdrażnienia, powoduje anemię i wypadanie włosów. Najprawdopodobniej jeden z czynników wpływających w dużej mierze na procesy antyrakowe w połączeniu z dużymi dawkami antyoksydantów. Uczestniczy w procesach odnowy tkanek, tworzenia się przeciwciał, stymulacji wzrostu, a także wytwarzania hormonów i enzymów.
5 Metionina - aminokwas egzogenny niezbędny dla organizmu, najczęściej występujący jako L-metionina. Wraz z cysteiną stanowią jedyne aminokwasy, które zawierają siarkę. Duże ilości metioniny znajdują się w białku jaj i kazeinie mlekowej. Nie jest syntetyzowana w organizmie ssaków musi więc być dostarczana wraz z pożywieniem. Metionina bierze udział w reakcjach metabolicznych i metyzacji, dostarczając grupy siarkowej. Bierze udział w procesie powstawania białka oraz w ponad 100 procesach metabolicznych. Przy jej udziale w organizmie są wytwarzane takie substancje jak: kreatyna, cholina czy epinefryna. Dla prawidłowego metabolizmu metioniny niezbędna jest witamina B6. Bogatym źródłem metioniny są przede wszystkim pokarmy białkowe jak mięso, ryby, jajka. Znajdziemy ją jednak również w orzechach brazylijskich, ziarnach sezamu, produktach zbożowych. Źródłem metioniny są również warzywa takie jak brukselka, szpinak, brokuły, groch, fasola. Uwaga: warzywa strączkowe są dla psów ciężkostrawne i należy je podawać w niewielkich ilościach, tylko gotowane i przetarte. Gotowane i przetarte powinno się podawać także brokuły, kalafior, brukselkę.
6 Tryptofan - organiczny związek chemiczny z grupy egzogennych aminokwasów białkowych, najczęściej występujący jako L-tryptofan. Wchodzi w skład białek (białka mleka, białka krwi), należy do aminokwasów niezbędnych (musi być dostarczany z pożywieniem). Zdolność do jego syntezy mają niektóre rośliny i bakterie. Odgrywa ważną rolę w pracy układu nerwowego gdyż przemiany tryptofanu są źródłem istotnych związków, m.in. tryptaminy, serotoniny, a także niacyny i roślinnych hormonów wzrostu (auksyn). Wiąże się to bezpośrednio ze stanem psychicznym i zaburzeniami związanymi z niedoborem tego aminokwasu. Ponadto tryptofan bierze udział w wytwarzaniu melatoniny, która z kolei odpowiada za regulację cyklu snu i czuwania. Obok ważnej roli tryptofanu dla układu nerwowego istotna jest jego rola w regulacji przemiany materii, m.in. przez zmniejszenie apetytu. Tryptofan bierze udział w procesie laktacji, rozmnażania (w tym komórkowego) czy wydzielania hormonu wzrostu. Wpływa także na poziom innych niż serotonina neuroprzekaźników, aktywnie uczestniczy w budowie masy mięśniowej, a także wzmacnia układ odpornościowy.
7 Treonina - aminokwas egzogenny, należący do grupy niezbędnych. Treonina jest aminokwasem potrzebnym do prawidłowego metabolizmu tłuszczów w wątrobie, utrzymania równowagi białek w organizmie, tworzenia kolagenu i elastyny, utrzymania prawidłowej budowy szkliwa zębów, produkcji przeciwciał, utrzymania równowagi ośrodkowego układu nerwowego (mózgu), prawidłowej pracy tarczycy, transportu pokarmu w przewodzie pokarmowym, przyswajania składników odżywczych. Objawami niedoboru treoniny są: emocjonalne pobudzenie, splątanie, zahamowanie metabolizmu białka, trudności z przyswojeniem składników pokarmowych, zaburzenia trawienia, stłuszczenie wątroby, u młodych – zahamowanie wzrostu. Znajduje się w zasadzie we wszystkich produktach spożywczych. Orientacyjnie ilość procentowa zawartości tego aminokwasu w białku przez niego dostarczanym wynosi: dla mięsa i mleka – od 4,5 do 5%, dla jaj i żelatyny – ok. 2,5%, dla zbóż – od 2,7 do 4,7%, dla warzyw i owoców – ok. 1,5%, dla suchych roślin strączkowych – od 2,8 do 4,2%.
8 Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 999/2001 z dnia 22 maja 2001 r. ustanawiające zasady dotyczące zapobiegania, kontroli i zwalczania niektórych przenośnych gąbczastych encefalopatii (Dziennik Urzędowy L 147 , 31/05/2001 P. 0001 - 0040)
9 Artykuł: "Szokujące wyniki kontroli Inspekcji Handlowej"
* Wyliczenie jest przybliżone i dotyczy karmy "Josera Festival"