Chyba łatwiej powiedzieć, czego w nim nie ma, ale niezaprzeczalnie jest w nim coś takiego, że ma tyluż niemal zagorzałych przeciwników, co zwolenników (żeby nie powiedzieć fanów), bo gdy już ktoś wypraktykuje ten sposób żywienia, to nie daje się go przekonać, że coś może być gorsze, albo że coś może być lepsze. Kilka ważnych argumentów "za" przedstawiłam w poprzednim artykule, w prawdzie subiektywnie, bo należę do tej drugiej grupy powyżej wymienionych, ale nawet obiektywnie patrząc, BARF ma wiele zalet, a stosunkowo mało wad, natomiast, jak wszystko co robi człowiek, może zostać użyte w sposób prawidłowy lub nieprawidłowy. To samo jednak dotyczy karm przemysłowych suchych i mokrych, czy żywienia gotowanego.
W przeciwieństwie jednak do nich BARF daje większe możliwości dopasowania żywienia do indywidualnych potrzeb zwierzaka, a nawet do jego potrzeb w danym okresie (większego bądź obniżonego zapotrzebowania na energię czy witaminy) bez zmiany sposobu żywienia oraz bez niebezpieczeństwa niedoborów bądź nadmiaru. Jest to także sposób odżywiania drapieżców najbardziej właściwy z biologicznego punktu widzenia - nie tylko dostarcza składników w postaci łatwej do strawienia, wchłaniania i przyswojenia, nie obciążając przy tym układu pokarmowego, co jest bardzo istotne, bo od jego stanu zależy ile i jakie wartości zwierzak pobierze z dostarczanego mu pokarmu, ale także produkty używane w BARF-ie są bardzo dobrze zbilansowane, bo zgodnie z naturą, a na dodatek jeszcze "dba on" o jamę ustną w tym zęby, z którymi obecnie - mimo wszystkich gryzaków, past do zębów i stomatologii - tak wiele (i coraz więcej) zwierząt ma poważne problemy.
Skoro jest "taki fajny", to usystematyzujmy i poszerzmy naszą wiedzę o BARF-ie :)
Na początku poczynię pewne zastrzeżenia.
Otóż pies, kot czy fretka to żywy organizm, a wśród nich co egzemplarz, to "osobna bajka". Stan zdrowia, wiek, a w końcu indywidualne uwarunkowania (np. energia, skłonności do tycia lub chudnięcia, uprawiane sporty, a nawet praca) wyznaczają potrzeby żywieniowe zwierząt. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że generalne zasady, o których tu mówimy trzeba dostosować do potrzeb i możliwości konkretnego futrzaka - gdy na przykład kota rozsadza energia, większa ilość białka tej energii jeszcze doda, a gdy małemu psu damy wielką kość, może "zatkać się na amen", lądując w rezultacie na stole operacyjnym. Podobnie zwierzęta młode - przed wymianą zębów mlecznych i niedługo po niej - lub starsze - u których występują już mniejsze lub większe problemy z trawieniem, czy gryzieniem - powinny mieć dietę (czyli sposób żywienia) dostosowany do swoich indywidualnych potrzeb i możliwości, np. bardziej "zmieloną", z tym że dla szczeniąt bardziej właściwa jest mielonka, a dla seniorów - mączki. To samo dotyczy z resztą każdego sposobu żywienia - od karm przemysłowych, poprzez gotowane, a skończywszy na omawianym tutaj BARF-ie.
I druga sprawa - często w moich artykułach o żywieniu pojawia się słowo DIETA. Dieta w normalnym tego słowa znaczeniu, jest tylko pewnym sposobem żywienia, choć wielu kojarzy się z dietą odchudzającą, dietą lekkostrawną, dietą paleo, dietą cud i tym podobnymi "dietami". Owe "diety" to też po prostu pewien sposób żywienia, ale przyzwyczailiśmy się, że dieta musi być specjalna, z powodu zachwianego zdrowia czy choroby, czyli dieta = lekarstwo lub konieczność. A to błąd. Wynika z tego sporo nieporozumień. Dlatego wyjaśniam BARF nie jest dietą, którą stosuje się z powodu określonych chorób. Jest to SPOSÓB ŻYWIENIA, który może zapobiegać wielu schorzeniom, ale sam w sobie BARF NIE JEST LEKARSTWEM, choć może dostarczyć futrzakowi tak wiele cennych składników, których nie dostanie w innym sposobie żywienia oraz na tyle zrównoważony i zbilansowany pokarm, że niejeden już zaistniały problem albo się cofnie, albo zmniejszy. Są też - nieliczne w prawdzie - zwierzaki, którym surowe żywienie nie służy. Rzadko są to zwierzęta młode, częściej nietolerancje zdarzają się wśród seniorów, u których już wystąpiły pewne problemy wcześniej. (Przepraszam za drukowane litery, ale chciałam, by rzucały się one w oczy i szczególnie zwracały uwagę, bo spotkałam się już z zarzutami, że ludzi wprowadzam w błąd.)
A zatem do boju! Jak napisałam w poprzednim artykule, przy przygotowaniu BARF-nych posiłków stosuje się złotą zasadę żywienia drapieżców: 70% białka, 30% warzyw i owoców, 0% zbóż. Spotkać można i taki podział: 85% produkty pochodzenia zwierzęcego (50% mięso, 20% podroby i 15% kości) + 15% produkty pochodzenia roślinnego (10% warzywa I 5% owoce). Ma to jednak raczej związek z pierwszym moim powyższym zastrzeżeniem, bo tak naprawdę ile "BARF-nych drużyn", tyle wariacji na temat podstawowych receptur, nie mniej zasady ogólne i podstawowe są takie same, a i proporcje aż tak bardzo się nie różnią, aby było o co kruszyć kopie. W końcowym efekcie i tak "głos" należy do naszych futrzaków. Ale - uwaga - nie wszystkie warzywa i owoce można zwierzętom podać, jednak o tym w innej odsłonie, bo teraz czeka nas sporo kwestii do omówienia. Zacznijmy więc od najistotniejszych kwestii.
Białko
W żywieniu BARF-em pochodzi ono głównie z surowego mięsa i kości.
Jest najważniejszym składnikiem, którego nasi milusińscy (podobnie jak my) potrzebują - podstawą żywienia. Jest to twór niejednorodny, składający się z białek prostych (protein) oraz białek złożonych (dawniej nazywanych proteidami). Połączone są one w łańcuchy przez wiązania peptydowe, tworząc polipeptydy. Potocznie mówi się że zawierają aminokwasy, choć w rzeczywistości są to tzw. reszty aminokwasowe, które biorą udział w ważnych przemianach odżywiania komórkowego. W swoich największych strukturach - zazwyczaj liczba reszt aminokwasowych pojedynczego łańcucha polipeptydowego jest większa niż 100, a cała cząsteczka może być zbudowana z wielu łańcuchów polipeptydowych (struktura trzeciorzędowa i czwartorzędowa) - białko zawiera "doczepione" cukry (w glikoproteidach), lipidy, kwasy nukleinowe, barwniki oraz resztę kwasu fosforowego.
Główne pierwiastki wchodzące w skład białek to węgiel (50–55%), tlen (19–24%), azot (15–18%), wodór (6-8%), siarka (0,3-3%) oraz fosfor (0-0,5%). Dlatego nazywa się je czasem "pierwiastkami życia" - między innymi tworzą one informację genetyczną organizmu. Poza tym większość białek złożonych ma dołączone do reszt aminokwasowych różne inne cząsteczki - cukry, jony metali, a także wiele różnych związków organicznych pełniących funkcje koenzymów. Białko jest więc m.in. źródłem jonów metali, a najważniejsze to: Mn2+ (mangan), Zn2+ (cynk), Mg2+ (magnez), Fe2+ (żelazo), Cu2+ (miedź), Co2+ (kobalt). Pełnią one bardzo istotne role w budowie i odbudowie komórek organizmu (komórki obumierają i tworzą się nowe), a w tym m.in. w tzw. procesach krwiotwórczych, a jak wiemy krew to system utrzymujący życie :D
Białka są niezbędne we wszystkich procesach zachodzących w organizmie. Wywołują, przyspieszają i podtrzymują wiele przemian w układach biologicznych (np. enzymy są białkami), biorą udział w transporcie wielu małych cząsteczek i jonów (np. 1 cząsteczka hemoglobiny przenosi 4 cząsteczki tlenu). Ponadto służą jako przeciwciała oraz biorą udział w przekazywaniu impulsów nerwowych (białka receptorowe). Stanowią też podstawowy budulec organizmów żywych, a także mają zdolność wiązania cząsteczek wody - nawet tzw. suche białko zawiera związane cząsteczki wody.
Niestety białka przy podgrzewaniu ulegają w wyższej temperaturze (zwykle powyżej 60oC, ale niektóre w niższej), nieodwracalnej denaturacji (ścinaniu się włókien białka - przykład takiej denaturacji może stanowić gotowanie jajka). Struktura ulega wówczas zmianie - białko staje się nieaktywne biologicznie. Jest to spowodowane nieodwracalną utratą złożonej budowy białka (trzeciorzędowej lub czwartorzędowej struktury). Z tej przyczyny dla otrzymania suchej, ale niezdenaturowanej próbki danego białka, stosuje się metodę liofilizacji, czyli odparowywania wody lub innych rozpuszczalników z zamrożonej próbki pod zmniejszonym ciśnieniem.
Jednocześnie, wraz z utratą złożonej budowy, białko bezpowrotnie traci cząsteczki dołączone do reszt aminokwasowych: cukry, jony metali, kwasy nukleinowe, lipidy, itd. Pozostają one na przykład w wodzie, czasem połączone z minerałami w niej zawartymi (przez co tracą zdolność szybkiego wiązania), a bywa że łączą się w struktury zewnętrzne tak trwałe, iż w organizmie są kompletnie bezwartościowe.
Mięso
BARF powinien - w miarę możliwości, bo nie zawsze można skłonić zwierza do jedzenia samych jarzyn czy owoców i trzeba je zmieszać z mięsem - zawierać całe kawałki żylastego mięsa (i podrobów) - przerośnięte, z błonami, ścięgnami ale z jak najmniejszą ilością tłuszczu - oraz kości w całości. Ich rodzaj i rozmiar powinien być uzależniony od wielkości futrzaka. Chodzi o to, by zaspokoić potrzebę szarpania, gryzienia, wylizywania, które są naturalne dla drapieżców i "pochłaniają" jego energię. Na przykład wylizywanie uspokaja psa, czy kota, a szarpanie oraz gryzienie kości pozwala wyładować energię.
Poza tymi funkcjami, szarpanie błon, ścięgien i miękkich chrząstek czyści przestrzenie międzyzębowe, masuje dziąsła poprawiając ich ukrwienie, a tym samym odżywienie i wzmocnienie zębów. Natomiast twardsze części, np. większe chrzęści, czy kości, pomagają usuwać kamień nazębny oraz tzw. film bakteryjny w jamie ustnej zwierza (na zębach, dziąsłach, języku, podniebieniu). Sprzyja to utrzymaniu zdrowych zębów do późnych lat, a często do końca życia, zapobiega powstawaniu próchnicy oraz konieczności specjalnego czyszczenia zębów (co bywa źródłem dodatkowych uszkodzeń dziąseł) i konieczności sedacji (obniżenia aktywności za pomocą leków bez wyłączenia świadomości lub z jej ograniczeniem).
Mięso jest źródłem nie tylko białka, ale także tłuszczu. Tłuszcz w mięsie występuje w postaci zewnętrznej - jako rodzaj "okładziny" oraz odłożonych płatków (a nawet płatów) między mięśniami, co każdy z nas widzi "gołym okiem", a także w postaci tzw. tłuszczu międzykomórkowego, którego nie widać, ale który np. wytapia się błyskawicznie przy podgrzewaniu w wodzie lub na patelni nawet najchudszego mięsa (wrzucenie do wrzącej wody lub na rozgrzaną patelnię powoduje ścięcie białka na powierzchni, co zapobiega szybkiej utracie tłuszczu międzykomórkowego, ale uwalnia się on w trakcie dalszej obróbki). Zawartość "wewnętrznego" i zewnętrznego (w tym międzytkankowego) tłuszczu zależy od rodzaju mięsa (z jakiego zwierzęcia pochodzi), a także od tego, z jakiej części pobrano mięso - każda gospodyni wie, że najtłuściejsza jest baranina, najmniej tłuste jest mięso z dzikich zwierząt (uwaga - jelenie, daniele, króliki, przepiórki itd. są zwierzętami hodowlanymi), a najchudsze jest to bliższe kręgosłupa lędźwiowego (tzw. polędwica), a dużo tłuściejsze - na przykład - na karku. Zestawienie przykładowych wartości możemy zobaczyć w tabelce poniżej.
Wieprzowe | Wołowe | Kurczę | Indyk | Królik | |
Wartość energetyczna (kcal/100g) | 143-518 | 324-471 | 99-186 | 80-276 | 114-653 |
Białko (%) | 12–19 | 18–21 | 19,5–23 | 21–24 | 20-25 |
Tłuszcz (%) | 10–50 | 7–30 | 8,6–10 | 5–10 | 3-6 |
Woda (%) | 72–75 | 71–75 | 74–75 | 73–75 | 69-71 |
Żelazo (mg/100g) | 1 | 2,5 | 0,5 | 0,5 | 2,9 |
Cynk (mg/100g) | 2 | 3,8 | 0,6–0,7 | 0,6–0,7 | 5,4 |
Witamina B1 (mg/100g) | 1 | 0,1 | 0,1 | 0,1 | 0,1 |
Witamina B2 (mg/100g) | 0,2 | 0,2 | 0,15 | 0,15 | 0,37 |
Witamina B12 (mcg/100g) | 0,7 | 1,4 | 0,4 | 0,7 | 1,49 |
Witamina PP (mg/100g) | 5–7 | 5–7 | 12 | 5–7 | 2,12 |
Istotna dla zwierząt jest także zawartość cholesterolu - porównanie poszczególnych wartości zamieściłam w tabeli poniżej. Zwierzęta "zbyt dobrze" odżywiane cierpią na choroby układu krążenia podobnie jak ludzie. Nadmiar cholesterolu we krwi obwodowej powstaje gdy codzienna dieta jest bogata w nasycone kwasy tłuszczowe (SFA) zawarte w tłuszczu zwierzęcym, zwłaszcza te o średniej długości łańcucha. Podnoszą one zawartość we krwi tzw. „złej” frakcji cholesterolu (LDL). Ponad 2/3 cholesterolu w organizmie zwierząt i ludzi jest pochodzenia endogennego (powstaje w wyniku przemian we własnym organizmie), reszta pobierana jest z pożywieniem. Warto więc wiedzieć, które z mięs jest pod tym względem najlepiej wyposażone. Pamiętać jednak trzeba, że podroby, które zawierają największe ilości cholesterolu - jak na przykład wątroba - jednocześnie zawierają najwięcej składników istotnych dla organizmu, jak żelazo, witamina B12, czy kobalt, będący prekursorem tej witaminy.
Produkt | Cholesterol w mg/100g |
Jaja kurze (żółtko) | 650-750 |
Słonina | 110-145 |
Tłuszcz drobiowy | 72-76 |
Tłuszcz króliczy | 35-38 |
Mięso kurze | 78-98 |
Cielęcina | 40-50 |
Wołowina | 45-60 |
Mięso królicze | 35-50 |
Groźniejsze od cholesterolu mogą być jednak trójglecerydy (triglicerydy), czyli organiczna substancja tłuszczowa (lipidowa), stanowiąca w organizmie największy magazyn energii. Zwierz zjada je (tak samo, jak my) z tłuszczem zwierzęcym i roślinnym. Ponadto są one produkowane w wątrobie z kwasów tłuszczowych i węglowodanów, głównie prostych. Tłuste żywienie i niedobór ruchu powodują, że nadmiar pochodzącej z tłuszczu energii organizm przekształca w trójglicerydy, które odkłada w komórkach tłuszczowych. Nadmiar trójglicerydów prowadzi do otyłości, cukrzycy, chorób serca, wątroby i układu krążenia. Podobnie jak inne tłuszcze, trójglicerydy nie rozpuszczają się w wodzie. Dlatego krążą we krwi w połączeniu z produkowanymi przez wątrobę białkami, tworząc złożone związki – lipoproteiny. Mają one postać małych kuleczek tłuszczu otoczonych białkami. Najwięcej trójglicerydów zawierają lipoproteiny VLDL, zaś lipoproteiny LDL i HDL są głównie nośnikiem cholesterolu. Sam więc wysoki poziom cholesterolu, to za mało. Gdy natomiast dołączą do tego wysokie poziomy trójglicerydów (niekorzystny stosunek triglicerydów i LDL do HDL), wówczas zaczyna być źle.
Na szczęście mięso surowe trawi się zupełnie inaczej, dostępnych jest w nim więcej aminokwasów oraz witamin (mowa o biodostępności, czyli możliwościach strawienia i przyswojenia), a dodatkowo NIE podajemy w BARF-ie nadmiaru węglowodanów - dzięki temu nie dostarczamy organizmowi powodów do odkładania złogów. Dlatego tak istotnym czynnikiem jest z jednej strony podawanie mięsa ze stosunkowo małą ilością tłuszczu (w tym tłuszczu międzykomórkowego!) a z drugiej - dostateczna podaż surowych jarzyn i owoców, które pomagają w prawidłowym metabolizmie tłuszczu. Mięso wieprzowe większość BARF-owców również omija i nie jest ono zalecane przez lekarzy weterynarii z powodu niezbyt dobrego "bilansu" białka i tłuszczu - ma ono zbyt wiele tłuszczu w stosunku do białka, a to białko "napędza" spalanie i metabolizm, a nie tłuszcz.
Kolejnym istotnym czynnikiem jest homocysteina - aminokwas siarkowy powstający w wyniku trawienia białka zwierzęcego, głównie mięs czerwonych, w trakcie przemiany innego aminokwasu siarkowego dostarczanego z pokarmem - metioniny. Podobnie jak cholesterol może być - a sposób niezależny od niego - przyczyną miażdżycy. Najwięcej powstaje jej na skutek spożycia wieprzowiny i wołowiny, zaś najmniej przy kurczaku i króliku. Czynnikiem stabilizującym jest - również zawarty w mięsie - kwas linolenowy. Ilość kwasu linolenowego (C18:3) w najlepiej wyposażonym pod tym względem mięsie króliczym wynosi 3% w tłuszczu śródmięśniowym i 6% w tłuszczu zapasowym. Podobne ilości zawiera wątroba i mięso ryb morskich. Natomiast w tłuszczu zapasowym bydła jest 0% kwasu linolenowego, a trzody - maksymalnie 0,5%. Spożycie kwasu linolenowego powoduje obniżenie podatności na tworzenie skrzepów krwi, zmniejsza ryzyko miażdżycy i chorób sercowo-naczyniowych. Natomiast w wołowym mięsie wykryto CLA, czyli sprzężony kwas linolowy. Redukuje on skutecznie nagromadzoną tkankę tłuszczową, a także jest to dodatkowo silny przeciwutleniacz, pomaga oczyścić krew z toksyn i wydalić zalegające szkodliwe substancje. Naturanymi antagonistami homocysteiny są także witamina B12, w postaci metylokobalaminy (ponowna metylacja homocysteiny do metioniny), kwasu foliowy, w postaci tetrahydrofolianu (ponowna metylacja kobalaminy do metylokobalaminy) i witamina B6 (przekształcenie metioniny do cystationiny oraz tetrahydrofolianu do metylenotetrahydrofolianu). Witaminy te należą do rozpuszczalnych w wodzie i ulegają bardzo łatwej utracie w trakcie obróbki termicznej (gotowania, pieczenia, smażenia), zaś najlepszym ich źródłem jest czerwony szpik występujący w kościach płaskich lub kościach zwierząt młodych (o tym poniżej).
Wołowina zawiera też kreatynę i w jej zawartości przoduje wraz z wieprzowiną (w której niestety jest zbyt dużo jednocześnie tłuszczu) - jest to substancja przypominająca budową strukturę białek, a jej priorytetowa rola to produkcja energii z komórek organizmu. Skutecznie zwiększa objętość i masę mięśni, również dzięki temu, iż znacznie poprawia wydolność i sprawność fizyczną. Kreatynę spotkać można również w suplementach diety wspomagających odchudzenia, bowiem przyspiesza spalanie tłuszczów. Z kolei do transportu i dostarczenia do komórek kreatyny niezbędna jest tauryna (szerzej o niej w dalszej części). Obie te substancje producenci karm przemysłowych dodają do swoich produktów, ale tylko w świeżym mięsie są one prawidłowo zbilansowane z pozostałymi białkami i mogą spełnić w sposób zrównoważony swoją rolę. Największą natomiast zawartość kreatyny znajdziemy w surowym mięsie... śledzia.
A skoro już jesteśmy przy rybach, to surowe śledzie (nie solone) i ogółem mięso ryb morskich jest znakomitym i bardzo pożądanym uzupełnieniem diety naszych czworonogów. Nieprzetworzony tłuszcz z ryb (nazwa tran jest zastrzeżona dla tłuszczu pozyskiwanego z wątroby ryb) niesie ze sobą bardzo ważne składniki - dzięki wysokiej zawartości nienasyconych kwasów tłuszczowych z grupy omega-3 - w tym te najważniejsze, czyli kwas eikozapentaenowy (EPA) oraz dokozaheksaenowy (DHA) - i omega-6 oraz witamin A i D pozytywnie wpływa między innymi na pracę mózgu i wzmacnia odporność organizmu.
Przy tej okazji trzeba poruszyć jeszcze jedną ważną kwestię: tzw. tłuszcze trans.
Tłuszcze składają się z długich łańcuchów węgla i wodoru zakończonych grupą COOH. Każdy węgiel jest połączony z kolejnym węglem oraz z dwiema cząsteczkami wodoru - w tym układzie wszystkie wiązania są pojedyncze. Jeśli "brakuje" wodoru, to między atomami węgla wytwarzane jest wiązanie podwójne, które jest dużo łatwiejsze do rozerwania. Tłuszcze zwierzęce składają się z tzw. nasyconych kwasów tłuszczowych. Nasycenie oznacza w tym przypadku, że występują w nim tylko mocne wiązania pojedyncze. Tłuszcze roślinne natomiast tworzone są przez nienasycone kwasy tłuszczowe, co oznacza, że występują w nim słabsze wiązania podwójne. Tłuszcze trans powstają w wyniku sztucznego dodania do nienasyconych kwasów tłuszczowych atomów wodoru, przez co tłuszcz zmienia swoją postać z płynnej na stałą i traci swoje właściwości.
Tłuszcze trans to wróg publiczny numer jeden zarówno zwierząt, jak i ludzi. Nie dość, że dodawane są one do wszystkich możliwych dań i przekąsek gotowych (są bowiem tanie), to jeszcze w dodatku często "stwarzamy" je sami, gdy nieprawidłowo używamy tłuszczów. Smażąc na nieodpowiednich olejach roślinnych, używając wielokrotnie tego samego tłuszczu, piekąc w zbyt wysokiej temperaturze, a nawet przechowując tłuszcz zbyt długo i nieszczelnie zamknięty szykujemy sobie i innym, także siłą rzeczy zwierzętom, koszmar zamiast zdrowia - wytwarzane w tych procesach wolne rodniki odpowiadają za starzenie i procesy nowotworowe w organizmie. W naszym - ludzkim - świecie najbardziej znanym źródłem tłuszczów trans jest margaryna i masła roślinne wytwarzane metodą uwodornienia. Ponadto znajdziemy je we wszelkich słodyczach i wspomnianych wyżej daniach oraz przekąskach, kostkach bulionowych, zupach błyskawicznych, że nie wspomnę już o McDonaldach, KFC i temu podobnych. Tak ostatnio popularny i najtańszy olej palmowy także należy do tłuszczów, które szybko przy wyższych temperaturach przechodzą w postać trans.
Oczywiście - a podejrzewam, że nawet tym bardziej - tłuszcze trans znajdziemy w żywności i smakołykach dla zwierząt!
Dlatego zdecydowanie lepszym pomysłem jest suszenie mięsa i podawanie jako smakołyk, niż kupowanie "ciasteczek" i innych przekąsek dla zwierząt!
Tu widzimy kolejną zaletę BARF-nego żywienia - podając produkty świeże, które co najwyżej (część z nich) przeszły siekanie/mielenie/tarcie oraz głębokie mrożenie, unikamy niebezpieczeństw związanych z gotowaniem, pieczeniem, smażeniem itd., a przede wszystkim właśnie tłuszczów trans.
Warto przy tym dodać, że w surowej diecie tak ważna w wielu procesach, w tym dla odporności, witamina C zawarta w całych produktach, jest niejako naturalnie "odgrodzona" od czynników, które ją uszkadzają i utleniają, dzięki czemu dostaje się do organizmu w stanie niezmienionym, czego nie zastąpi żadna "sztuczna" suplementacja. Wrażliwa na utlenianie jest niszczona przy obieraniu, krojeniu, siekaniu, mieleniu, ale gdy produkty są w większych kawałkach i/lub zostają szybko zamrożone udaje się zachować całkiem sporo jej zasobów. Ważne jest więc, by rozmrożone posiłki były podawane niezwłocznie po uzyskaniu odpowiedniej do jedzenia temperatury. Podobnie jest z pozostałymi witaminami i prowitaminami zawartymi w mięsie - im świeższe i im bardziej naturalne, tym zdrowsze dla naszego domowego mięsożercy.
I jeszcze jedna zaleta - mięso zawiera bardzo ważne aminokwasy egzogenne, a w tym jeden z najważniejszych z punktu widzenia funkcjonowania zwierząt. Mowa o tryptofanie. Jest to bardzo ważny prekursor dla serotoniny, czyli neuroprzekaźnika. Tryptofan działa uspokajająco i jest wykorzystywany jako główny, a często jedyny składnik naturalnych leków stosowanych przy problemach behawioralnych zwierząt domowych. Tryptofan wpływa też na regulację snu i czuwania oraz jest prekursorem serotoniny - jednego z najistotniejszych neuroprzekaźników.
Poza tryptofanem także fenyloalanina - kolejny aminokwas egzogenny - wpływa na funkcjonowanie zwierząt. Jest ona niezbędna do: produkcji adrenaliny, dopaminy, i noradrenaliny (neuroprzekaźniki kontrolujące sposób postrzegania i interakcje z otoczeniem), poprawia koncentrację i pamięć. Jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego i leczenia wszelkich zaburzeń mózgowych (przenika barierę krew – mózg). Wspomaga leczenie depresji oraz zmniejsza ból. Zmniejsza łaknienie, a może służyć też do jego tłumienia. Jest niezbędna do syntezy hormonów tarczycy (dijodotyrozyny, trijodotyrozyny, tyroksyny), syntezy hormonów nadnerczy (adrenaliny, noradrenaliny), prawidłowej pracy i rozwoju układu nerwowego, syntezy melaniny (substancji barwnikowych), syntezy białek ustrojowych.
Z kolei metionina działa oczyszczająco i chroni komórki wątroby, wspomaga magazynowanie tłuszczów w wątrobie, wpływa na syntezę choliny oraz utrzymanie odpowiedniego pH moczu, jest podstawowym składnikiem potrzebnym do powstawania tauryny, bez której trudno sobie wyobrazić przetwarzanie tłuszczów w organizmie, regenerację mięśni po wysiłku (transportuje kreatynę), czy energię i chęć do działania (jest neuroprzekaźnikiem, antagonistą receptorów GABA/A), poprawia funkcje poznawcze i pomaga w nauce poprzez stymulację metabolizmu w tkankach nerwowych. Tauryna działa jak transmiter metaboliczny i ma dodatkowo efekt detoksykujący oraz wzmacniający siłę skurczu serca.
Poza wymienionymi wyżej pozostałe aminokwasy egzogenne zawarte w mięsie to: arginina – ma ważne funkcje w wytwarzaniu limfocytów T (reakcji odpornościowych) oraz w wytwarzaniu hormonu wzrostu przez przedni płat przysadki mózgowej; histydyna – działa przeciwbólowo, zmniejsza ból związany ze stanami zapalnymi stawów i ścięgien, a także warunkuje wydzielanie kwasów żołądkowych; lizyna – pobudza wzrost kości u młodych zwierząt, reguluje sekrecję (wydzielanie) soków trawiennych, treonina – reguluje zapotrzebowanie na energię, wraz z fenyloalaniną wpływa na nastrój, ma także znaczenie dla wybarwienia skóry i sierści, a także jest prekursorem hormonów tarczycy, leucyna, izoleucyna, walina – biorą udział w regulacji poziomu glukozy we krwi obwodowej i wytwarzaniu energii, regulując tym samym m.in. poziom stresu, a ponadto chronią białka przed rozpadem oraz stanowią rezerwy przechowywane w mięśniach, a następnie przekształcane w energię gdy organizm nie ma jej skąd czerpać (np. przy dużym wysiłku między posiłkami lub w okresie głodu).
Białka te więc trzeba ocalić przed uszkodzeniem i denaturacją, co nastąpi nieuchronnie gdy podda się je działaniu wysokiej temperatury. Skoro zwierzęta dobrze sobie radzą z trawieniem i przyswajaniem ich, gdy podajemy je surowe, a w dodatku jeszcze uwielbiają takie posiłki, to po co je niszczyć? Czy po to, by kupować potem za "ciężkie" pieniądze specjalistyczne karmy z dodatkiem sztucznie otrzymywanych (a więc już nie identycznych) białek? Albo może po to, by wydawać równie dużo na leki, zawierające te białka?
BARF nie jest lekarstwem ani nawet nie gwarantuje, że nasz ukochany futrzaczek będzie zawsze piękny i młody oraz w pełni zdrowia. Jednak po co do istniejących zagrożeń dokładać następne? I czy nie lepiej wyposażyć go tak, by jego organizm miał siłę do walki w razie potrzeby?
Kości
Wydawałoby się, że z kośćmi sprawa jest prosta jak kość. A jednak okazuje się, że nic bardziej mylnego :)
Czegóż to ja już o kościach nie czytałam i nie słyszałam:
- kości są kompletnie bezwartościowym wypełniaczem,
- kości są przyczyną poważnych zaparć,
- kości są niebezpieczne, bo utykają między zębami,
- podawanie kości powoduje uszkadzanie i łamanie zębów,
- kości ranią przełyk i jelita, mogą przebić ściany żołądka, nie są trawione, więc ranią odbyt,
- podawanie kości powoduje anemię,
- kości są ciężkostrawne, więc niszczą wątrobę,
- kością pies może się zadławić, a nawet przebić przełyk,
i wiele podobnych, zależnie od natchnienia "twórcy" owych "mądrości ludowych".
Jedynym faktem związanym negatywnie z kośćmi jest możliwość zaczopowania jelit ale TYLKO WTEDY gdy podamy kości w bardzo dużej ilości i na raz, a najczęściej przyczyną takich przypadków są kości gotowane. Jeśli małemu psu - np. rasy west - podamy całą gicz wołową możemy mieć efekt w postaci operacyjnego usunięcia korka z jelit. Ale jeśli owczarek niemiecki zje taką samą kość na raz, może co najwyżej mieć zaparcie (chyba, że jest chory, ale mówimy o zdrowych psach). Czy kości surowe są wobec tego zupełnie bezpieczne? Niestety nie. W dużych ilościach i "na raz" podane także mogą zaczopować przewód pokarmowy, gdyż zawierają sporą część elementów słabo trawionych przez zwierzynki. Surowymi kośćmi jednak zdecydowanie trudniej jest zarówno zatkać, jak i uszkodzić przewód pokarmowy zwierza.
Można natomiast (a czasem nawet trzeba) wykorzystać tę właściwość kości do spowolnienia pasażu jelit i podać - na przykład - więcej jarzyn lub innych ważnych składników przyspieszających ich pracę, dzięki czemu dajemy szansę na lepsze ich wykorzystanie. Ponadto, jeśli zwierzak przy standardowej ilości jarzyn lub owoców zbyt słabo je trawi (o czym świadczą zbyt rozrzedzone stolce), zamiast zmniejszenia ilości pokarmu roślinnego możemy zwiększyć podaż kości, a wówczas pokarm dłużej pozostając w jelitach jest lepiej trawiony i przyswajany.
Tak czy inaczej więc zdrowy rozsądek - jak we wszystkim - wskazany w pierwszej kolejności!
Kolejny mit - kości nie wolno podawać kotom, czy fretkom. A niby dlaczego?! Oba gatunki futrzaków to drapieżcy i w naturze, w której o wiele lepiej sobie radzą niż psy, nierzadko spożyją jakiegoś gryzonia, czy ptaszka. I co wtedy? Czy ogryzają kosteczki? Zapewne niektóre tak, ale większość schrupią z najwyższą przyjemnością! Dlaczego więc nie podawać ich tym zwierzom, które bytują w naszych domach? Moja kocica bardzo chętnie zjada w ramach BARF-nych posiłków kosteczki i nic jej nie dolega :)
Wyprostujmy więc tę kościaną mitologię wreszcie! Kości mogą być podawane, ale traktowane jako dodatek do diety.
Należy unikać:
- podawania w całości długich kości drobiowych (kurczak, indyk, kaczka, gęś), między innymi dlatego, że łapczywie zjedzone mogą faktycznie - głównie przy kościach z mięs gotowanych lub pieczonych - uszkodzić przewód pokarmowy i to właśnie takie przypadki były pewnie źródłem "legend ludowych" o kościach, choć może też - niezmiernie rzadko - zdarzyć się uszkodzenie taką kością surową, ale zdarza się to równie "często" jak uszkodzenie jelit połkniętym patykiem,
- długich i cienkich kości rurowych i piszczelowych,
- kości gotowanych i pieczonych.
Najlepiej podawać surowe:
- kości cielęce (zwłaszcza zawierające dużo chrząstek i szpik),
- kości wołowe,
- kości płaskie, kręgowe, krótkie, drobne kości łapek, nóżek, skrzydełek itd.
Ja osobiście unikam kości gotowanych, ale używam ich jako zabawek dla psów (czyli na "dłuższe użycie") i wówczas kupuję kości udowe.
Unikam gotowania ze względu na to, iż w kościach gotowanych białko ścina się (proces denaturacji) i traci wartość, a dodatkowo temperatura i woda utwardzają kości i wysuszają, przez co faktycznie może zwierza "zatkać". Kości udowe mają dużo szpiku, który jest tłusty i jest bardzo atrakcyjny dla psa. Dlatego potrafi się on długo zajmować taką kością, a jednocześnie wysysanie, wylizywanie i inne próby wydobycia szpiku pomagają psu rozładować energię i napięcia oraz działają uspokajająco (nie kupuję kości tzw. wędzonych, gdyż w rzeczywistości nie są one wędzone, a dodatkowo zawierają dużo tłuszczów trans - gotowanie jest zdecydowanie korzystniejsze).
Białko w kościach to przede wszystkim kolagen, który tworzy "osnowę" umożliwiającą odkładanie hydroksyapatytu wapnia, czyli podstawowego "rusztowania" kości. Białka jest w kościach stosunkowo niedużo, za to zaopatrzone są w pełen zestaw aminokwasów egzogennych. Ponadto kości są źródłem dobrze przyswajanego wapnia, sodu, potasu oraz magnezu, cynku i innych mikro- oraz makroelementów. Zawierają one także fosfor, ale ten pochodzi w BARF-ie głównie z mięsa, idąc w parze z wapniem z kości.
Podając kości jako zabawki zawsze na początku bardzo pilnuję ilości obgryzionych, łatwiejszych do zmiażdżenia części (np. główki kości). Gdy pies osiągnie "dzienną normę" kość zostaje zabrana na dzień lub dwa - chowam je do lodówki (można nawet zamrozić) i upewniam się, że wszystko jest z przewodem pokarmowym w porządku (na to trzeba poczekać ok. 2-3 dni aż do ewentualnego unormowania stolca). Dopiero potem kość wraca do łask, aż znów musi wrócić do lodówki. Dostatecznie zaś obgryziona z kruchych części, długo jeszcze może służyć do cmoktania, lizania, gryzienia, a także podrzucania, gonienia, szukania i innych atrakcyjnych zabaw. Ważne jest, by podanie takiej kości-zabawki uwzględnić w posiłkach - nie mogą się one zdublować - jeśli podaję kość-zabawkę, to w posiłkach (w tym czasie gdy w znacznej części kości-zabawki dają się jeszcze pogryźć) brak kości w ogóle.
Kości gotowane zostały też pozbawione większości minerałów oraz tłuszczu (podczas gdy w kościach jest sporo nienasyconych kwasów tłuszczowych - NNKT) - to co się mogło rozpuścić zostało w wodzie, a to co nierozpuszczalne jest niestrawne. Po co więc podawać takie kości? Ano właśnie - pod odpowiednim nadzorem - mogą być fajną zabawką.
Wewnątrz dużych kości znajduje się szpik kostny. Jest on delikatną tkanką (łatwo ulega uszkodzeniu), a jego budowa często jest porównywana do plastra miodu. Jest to włóknista konstrukcja wypełniona płynem zawierającym komórki macierzyste, komórki krwi w różnych stadiach dojrzałości oraz "surowce", takie jak: żelazo, witamina B12, kwas foliowy, niezbędne do produkcji komórek krwi, pełnią istotnące rolę w syntezie DNA, a także konwersji homocysteiny do metioniny, metabolizmie cysteiny oraz syntezie neuroprzekaźników (serotoniny, dopaminy i norepinefryny). Tak bogate są kości z tzw. czerwonym szpikiem, który najczęściej występuje u zwierząt bardzo młodych i pełni rolę krwiotwórczą. U starszych osobników pozostaje on jedynie w kościach płaskich: mostku, trzonach kręgów, żebrach, łopatkach oraz w nasadach kości długich, zaś w pozostałych zastępuje go tzw. szpik żółty, składający się głównie z komórek tłuszczowych, nie spełniający już roli krwiotwórczej, choć może się zdarzyć, iż szpik krwiotwórczy zostanie częściowo "przywrócony" w innych niż wymienione kościach, w przypadku dużego zapotrzebowania na krew (np. po krwotoku). Zwierzętom podajemy przede wszystkim kości płaskie, czyli te, które mają najwięcej wartości.
Tak więc wprost grzechem jest gotowanie kości, skoro drapieżnik potrafi to wykorzystać w stanie surowym, a przy gotowaniu 90% tych wartości się traci!
Jako początkujący BARF-owicz spotykałam często określenie "kości mięsne" i nie bardzo wiedziałam o co w tym chodzi i jakim cudem kości mogą być mięsne - albo kość albo mięso, ale kość mięsna... :o. A to tym bardziej, że na przykład w handlu można spotkać - nazywane tak przez producentów BARF-a! - niemal "łyse" kości udowe, czy łopatkowe, które nie dość, że tak zostały nazwane, to jeszcze opisywane są jako "Pełnoporcjowa karma dla psów"! (Za to ostatnie karałabym, bo ani to pełno, ani porcjowa, ani karma, a to jest niezgodne z przepisami!).
"Trochę" czasu mi zajęło, żeby zorientować się, iż owe kości mięsne to nic innego tylko skrzydełka, szyjki i żebra najlepiej razem z mostkiem oraz ewentualnie łopatki, a także kości szpikowe cielęce i jagnięce. Jest to więc skrót myślowy - kości z mięsem, ale kości określonego rodzaju, czyli z czerwonym szpikiem., a zatem najbardziej wartościowe. Te właśnie kości, nawet całkiem łyse, często są nazywane "mięsnymi", gdyż mają jakoby zastępować mięso.
Uważam to za poważny błąd. Żadna, nawet najwspanialsza kość nie zastąpi urozmaiconej diety, bogatej w różnorodne składniki, tak by się wzajemnie łączyły, uzupełniały i wspomagały, tym bardziej, że szpiku i kolagenu wcale nie jest aż tak dużo, by dostarczyć zwierzętom dostatecznej ilości białek!
Zdaniem większości dietetyków i lekarzy weterynarii, którzy praktykują lub wspierają BARF-ne żywienie, kości szpikowe powinny stanowić ok. 10% diety. Wówczas zachowana jest prawidłowa perystaltyka jelit, a futrzak wyciąga dostatecznie dużo korzyści.
Warzywa i owoce
To także ważny i niezastąpiony "kawałek" diety drapieżnika. Kawałek, bo 30% to niebyt wiele w porównaniu z naszą - ludzką - dietą, a jednak bez tego ani rusz.
O warzywach i owocach powiedzieć można wiele, ale jest u drapieżników z nimi pewien problem, a mianowicie nie trawią one celulozy, która jest składnikiem niemal każdej błony komórkowej komórki roślinnej, a przez to duża część wartości roślinnych jest dla zwierzaków niedostępna. Spróbujcie podać np. psu lub kotu świeżą marchewkę w całości lub dużych kawałkach, a wkrótce zobaczycie ją niemal w takich samych kawałkach lub taką, jak pogryzł ją zwierzak, wydaloną wraz z kałem.
Po co w takim razie podawać warzywa i owoce? Dokładnie z tych samych powodów, dla których i my jadamy surówki (a im więcej tym lepiej), z jednym zastrzeżeniem - drapieżnikowi brak zębów rozcierających pokarm roślinny. Dlatego warzywa i owoce podajemy drobno utarte.
Zgadza się, że w procesie rozdrabniania produkty te tracą wiele wartości, a głównie ulega utlenieniu witamina C, ale mimo wszystko zachowują znakomitą większość swoich wartości, przynosząc korzyści wcale niemałe! My przecież także pijamy soki, choć pochodzą z warzyw i owoców rozdrobnionych. Ważne jest jedynie, by produkty te możliwie jak najszybciej zamrozić, by ulegały utlenianiu jak najkrócej, a po rozmrożeniu również nie przechowywać dłużej ponad to, co konieczne.
Tego, że warzywa i owoce są źródłem wielu witamin, minerałów oraz makro i mikroelementów już dzisiaj tłumaczyć nikomu nie trzeba. Ale do niedawna obowiązywał pogląd - niestety ciągle jeszcze powtarzany i powielany - że rośliny dostarczają w prawdzie białko, ale jest ono niepełnowartościowe, ponieważ brak w nich aminokwasów egzogennych - takich, których organizm sam nie jest w stanie stworzyć.
Tymczasem rośliny są źródłem białka, a w tym aminokwasów egzogennych - niemal wszystkie zawierają pełen "garnitur" białek, a w tym aminokwasów egzogennych, niezbędnych we wszystkich procesach zachodzących w organizmie oraz w jego budowie (na rysunku aminogram 100 g soczewicy). Najbogatsze w białko są rośliny strączkowe i trzeba o tym pamiętać, gdy bilansujemy posiłki dla zwierząt, choć podaje się im stosunkowo mało tego typu dodatków roślinnych.
Musimy jedynie założyć, że białko roślinne jest gorzej trawione przez drapieżniki, co wynika NIE z niedoborów czy niepełnej wartości białka, a z tego iż składnikiem budulcowym ściany komórkowej roślin wyższych oraz niektórych glonów, grzybów i bakterii jest celuloza, której - jak wyżej powiedziano - drapieżniki w zasadzie nie trawią (najlepiej by dostawały pokarm roślinny już wstępnie strawiony, jak gdyby zjadły upolowanego roślinożercę, który zjadł swój obiad, jednak trudno to osiągnąć w kuchni). Na razie nie wiadomo do końca na ile gorzej rośliny są trawione przez nasze czworonogi, ale - póki co - uważa się, że w związku z tym potrzeba go więcej (kiedyś jednak podobnie mówiono o człowieku, a okazało się to baaaardzo mocno przesadzone). U człowieka białka soi są przyswajalne na poziomie 91% (identycznie jak białko z kurczaka!), komosy ryżowej w 86%, a fasoli w około 75%. To w zupełności wystarczy dla człowieka do zdrowego życia. U zwierząt tego nie badano (a jeśli nawet to badań jest tak mało, iż trudno się na nich oprzeć). Pies ma raczej podobnie do nas, trochę inaczej może wyglądać to u kota, gdyż ma on inaczej jednak ustawiony metabolizm niż psy.
Jedyna różnica pomiędzy białkiem roślinnym, a odzwierzęcym to odmienne proporcje aminokwasów. Aby je wyrównać w produktach roślinnych i tym samym uzyskać pełnowartościowe porcje białka powinno się łączyć ze sobą trzy główne jego źródła:
- owoce roślin strączkowych,
- zboża/kasze,
- orzechy/pestki.
Orzechów i pestek (a szczególnie migdałów) lepiej psu nie podawać, a kot i fretka w ogóle "odpadają", choć zmielony słonecznik i dynia im nie szkodzą (dynia ponadto pomaga zwalczać tzw. robaczyce). Orzechy dostarczają cennych nienasyconych kwasów tłuszczowych, białka, błonnika, witaminy E, witamin z grupy B oraz składników mineralnych (fosfor, magnez, żelazo, wapń, potas, cynk, sód), mają jednak dużo białka i tłuszczu, które trudno zbilansować. Jeśli je podaję to jest to zwykle nerkowiec lub orzechy brazylijskie (jeszcze rzadziej orzech włoski), ale zawsze w bardzo niewielkich ilościach, sparzone i obrane ze skórki, a potem zblendowane.
Nie mniej dowolna kombinacja dwóch z wyżej wymienionych grup zapewnia komplet aminokwasów w odpowiedniej proporcji. Pamiętajmy, by nie podawać psu zbóż zawierających gluten (kot i fretka są szczególnie wymagające pod tym względem)! Z roślin strączkowych drapieżniki najlepiej znoszą groszek zielony i kukurydzę, jednak kukurydza zawiera gluten i dużo skrobi, które są słabo trawione, obciążają dodatkowo przewód pokarmowy i bywają źródłem problemów z nadwagą. Kasza gryczana i jaglana nie zawierają glutenu, mają za to potężny zasób witamin z grupy B, jednak łupinki z kaszy gryczanej niektórym psom nie służą. Nie sprawdzałam u mięsożerców amarantusa i quinoa, ale podaję tak mało i tak rzadko jakiekolwiek kasze, że wówczas wystarcza najczęściej ryż brązowy, a w razie dietetycznej potrzeby ryż biały.
O ile więc dodatek białek roślinnych naszym futrzakom nie zaszkodzi, a nawet jest ważny ze względu na dostarczane wraz z nim prowitaminy (np. beta-karoten będący prekursorem witaminy A) oraz witaminy, a także mikroelementy i minerały, o tyle lepiej, gdy białko pochodzi przede wszystkim z mięsa i kości, gdyż jest ono najlepiej zbilansowane z punktu widzenia organizmu mięsożercy i z jednej strony minimalizuje możliwość popełnienia błędu (nadmiaru lub niedoboru), a z drugiej - uwalnia nas od konieczności dodawania kolejnych produktów. Pamiętać jedynie musimy by białka roślinne doliczyć do białek z mięsa, zwłaszcza gdy nasz pupil wykazuje nadmierną ruchliwość i/lub zwiększoną pobudliwość.
Interesujące jest także to, że cząsteczka chlorofilu - zielonego barwnika roślin - ma bardzo podobną budowę chemiczną do hemoglobiny, czerwonego barwnika krwi. Różnica polega jedynie na innym minerale znajdującym się w centrum. W chlorofilu w centrum jest magnez, a hemoglobinie - żelazo. Takie podobieństwa, w ty i to, że chlorofil jest kluczowy dla metabolizmu roślin, skłoniło naukowców do zbadania potencjalnych korzyści chlorofilu dla zdrowia organizmów ludzkich, a stąd już blisko było do zwierzęcych.
Chlorofil, podobnie jak hemoglobina, ma dużą zdolność do łączenia się z tlenem, a jednocześnie z łatwością "wymiata" z komórek toksyny. Jako doskonały chelator, dostarcza komórkom tlen i zabiera ze sobą zbędne już produkty przemiany materii. Z tego powodu chlorofil jest bardzo pomocny w chorobach układu odpornościowego, nowotworach i chorobach autoimmunologicznych.
W procesach oczyszczania organizmu pełni istotną rolę w:
- oczyszczaniu krwi, limfy i płynów wewnątrzkomórkowych,
- eliminacji pozostałości polekowych,
- oczyszczaniu wątroby,
- dezaktywacji i eliminacji substancji kancerogennych (substancje wywołujące choroby nowotworowe),
- zmniejszaniu liczby bakterii patogennych, dezynfekuje i odtruwa organizm,
- oczyszczaniu z toksyn, metali ciężkich i wolnych rodników,
- utrzymywania równowagi kwasowo-zasadowej organizmu.
Dzięki temu, że chlorofil aktywuje przemiany azotu w organizmie, wykazuje on silne działanie antybakteryjne, zarówno przy lekkich infekcjach i przeziębianiach jak również w silnych i długotrwałych zapaleniach np. zatok, skóry czy owrzodzeniach i stanach zapalnych śluzówek, w tym także także błony śluzowej żołądka i jelit oraz skóry. Dzięki działaniu bakteriostatycznemu przeciwdziała próchnicy i chorobom dziąseł, łagodzi objawy przeziębień.
Niebagatelne znaczenie ma również błonnik pokarmowy, który zarówno usprawnia pracę jelit, w dostatecznej ilości zapobiega zaparciom, co m.in. poprawia prawidłowe opróżnianie zatok okołoodbytowych u zwierząt i przeciwdziała ich stanom zapalnym, jak i stanowi bardzo ważny prebiotyk - bazę, którą żywią się probiotyki, czyli "dobre bakterie" jelitowe, o czym pisałam już jakiś czas temu.
Pewne znaczenie mają też kwasy zawarte w owocach i warzywach (w owocach w stanie wolnym), gdyż ograniczają one namnażanie bakterii gnilnych, a tym samym pełnią rolę naturalnego konserwantu. Jest to oczywiście przy tej ilości owoców, jakie podajemy w BARF-ie bardzo ograniczone, ale każde zabezpieczenie w tym kierunku jest pożądane, warto więc zadbać o to, by w posiłkach naszego zwierza znalazły się owoce, które zwiększają bezpieczeństwo biologiczne.
Podsumowanie
Myślę, że "na dzisiaj" wystarczy. Pamiętam jeszcze, jak mała wydawała mi się moja głowa, gdy zaczęłam zapoznawać się z BARF-owym sposobem żywienia, więc nie chcę czynić innym, co dla mnie niemiłe :D BARF to "temat rzeka", a dodatkowo wiele wokół niego nieporozumień, więc pisać o tym można dłuuuugo (i będę stopniowo tworzyć nasze "kompendium wiedzy absolutnej" :D ale nie wszystko na raz ).
Dodać mogę jedynie, że praktykowane są dwa sposoby żywienia BARF-em: zbilansowany w każdym posiłku i zbilansowany w dłuższym okresie. W pierwszym przypadku każdy posiłek zawiera wszystko, co zwierzynka potrzebuje do "dobrego życia". W drugim - bilans zamyka się w określonym czasie, np. w tygodniu, czyli w jednym posiłku może być więcej mięsa, a w innym więcej warzyw, zaś w kolejnym - owoców i kości. W gruncie rzeczy istotne jest by zwyczajnie się "bilansował" z naszym pupilem - dla jednego żywienie jednostajne będzie nie do przyjęcia, dla innego każda zmiana jest trudna do zaakceptowania. A to, czy będziemy "liczyć" posiłki tygodniowo, dziennie, czy dwutygodniowo ma mniejsze znaczenie. Ważne, by zwracać uwagę na bilans ogólny.
Ah! I najważniejsze! Jak obliczyć ile trzeba podać BARF-a, aby prawidłowo żywić zwierzynę?
To proste: 2,5 g białka (NIE mięsa!) dziennie na każdy docelowy kilogram wagi, z tym że w okresach większego zapotrzebowania na białko ów "standard" można zwiększyć do 3 g, a nawet do 3,5 g. To ostatnie jednak tylko w razie dużego obciążenia.
Jeśli więc nasz słodziak ma ważyć 25 kg, to mnożymy tę wagę przez 2,5 g, czyli: 25 x 2,5 g = 62,5 g białka dziennie. A ile to jest mięsa? Otóż gdy podajemy mieszane mięso i kości, wówczas można oprzeć się na średniej (dokładne wartości zostały podane przeze mnie w tabelach), czyli w mięsie jest ok. 20% białka. Kości i jarzyny oraz owoce to średnio 1-1,5 g. białka w 100 g. produktu, więc jest to kwestia "zaokrąglenia" w dół obliczonych wartości mięsnych (rośliny strączkowe zawierają go dużo więcej i trzeba to uwzględnić w obliczeniu!). Dalej to już prosta matematyka: 20% to 1/5 całości, zatem (62,5 g - 1,5 g) x 5 = 305 g = 30,5 dkg mięsa dziennie. 10% kości to 3,05 dkg. Przy tym 30% mają stanowić warzywa i owoce: 31,25 x 30% = 9,15 dkg dziennie (zauważmy, że mamy dodać niespełna 10 dkg jarzyn i owoców oraz 3 dkg kości, co stanowi ok. 1,5 g białka, a więc nasze wyliczenie białka mięsnego korygujemy o 1,5 g, co ja już zrobiłam odejmując owe 1,5 g). Jeśli chcemy, możemy dodatki roślinne podzielić według podanych na początku proporcji, czyli 2/3 warzywa (6,1 dkg), a 1/3 to owoce (3,05 dkg). Łącznie całodzienne pożywienie naszego pupila będzie ważyło: 30,5 dkg + 3,05 dkg + 9,15 dkg = 42,7 dkg. Tak mało?! Wcale nie mało. Pamiętajmy, że suchej karmy 25-kilogramowemu psu podajemy ok. 450-470 gram dziennie. "Na oko" oczywiście wyjdzie sporo mniej, bo BARF NIE jest "pompowany" wypełniaczami typu kukurydza, za to "swoje waży" :)
Możemy "pobawić się" w wyliczenie węglowodanów, ale zwykle nie ma potrzeby - BARF jest na tyle zrównoważony, że jeszcze nie widziałam przy tym żywieniu psa, czy kota z nadwagą, a z otyłością już nawet na horyzoncie nie widziano :D (chyba że zwierz ma zdrowotne problemy metaboliczne, np. chorą tarczycę lub jest systematycznie przekarmiany dodatkami, smakołykami, itp.)
I jeszcze jedno - BARF to nie apteka. Nie musimy odważyć każdego grama z dokładnością do setnych części. Żywe organizmy mają to do siebie, że swobodnie radzą sobie z niewielkimi odchyleniami, a my i tak będziemy obserwować naszego futrzaka, jak reaguje na żywienie (tak samo należy przecież robić przy suchej karmie). Po pierwszym miesiącu można skorygować podawane posiłki - jeśli zwierz za bardzo chudnie warto dodać tłuszczu (np. tłuściejsze mięso), a jeśli rozrabia, jak pijany zając w kapuście, zmniejszyć nieco tłuszcze i podać mniej nasycone węglowodanami jarzyny (po prostu mniej "słodkie"). I tyle całego "zachodu" :) A w miarę nabierania wprawy ani korekty, ani dostosowywanie do okresowych potrzeb nie będzie nam sprawiało najmniejszego problemu.
Tak więc po pierwszym szoku związanym z wprowadzeniem w ów BARF-ny świat okazuje się, że nie taki BARF straszny, jak go malują, a nawet bywa pomocny. Przecież gdy gotujemy dla siebie nie mamy większych problemów, a to już jest bardzo dobra baza do przygotowywania posiłków dla naszego pieszczoszka - chyba już się zorientowaliście, że różnice między nim a nami wcale nie są duże.
Moim zdaniem łatwiej jest opanować żywienie BARF-em, niż nauczyć się "rozpracowywać" skład karm przemysłowych ;) :P
Doradzam zatem spokój, a ja będę jeszcze temat BARF-a kontynuować - choć podstawy mamy w zasadzie za sobą, to zostało nam jeszcze z zasadniczych kwestii omówienie: jakich warzyw i owoców nie podawać oraz jak przejść z suchej karmy na BARF.
Zalet więc jak widać mnóstwo. Wszystko jednak ma też swoje ujemne strony. Najpoważniejszym minusem jest to, że brak wiedzy może skutkować niedoborami lub nadmiarem w żywieniu, co może okazać się równie szkodliwe, jak wysoko przetworzone karmy przemysłowe. Na korzyść BARF-a można jedynie dodać, że nieświadomość co do ich zawartości także może być bardzo szkodliwa dla zwierząt. No i pewna konsekwencja w żywieniu - co ma zastosowanie bez względu na rodzaj żywienia i zawsze! - jeśli podajemy dodatki, takie jak nagrody szkoleniowe, zabawki, smakołyki, wówczas bezwzględnie odejmujemy z posiłku to, co podaliśmy dodatkowo.
Zarzut natomiast, z którym najczęściej się spotykam pod adresem BARF-a brzmi: "...ale kto ma w dzisiejszych warunkach tyle czasu i siły, by się z tym bawić?!"
To prawda. Trzeba włożyć trochę wysiłku w przygotowanie. Jednak jest to raz na jakiś czas - porcje się zamraża, a potem jedynym obowiązkiem jest pamiętanie, by wyjąć z zamrażarki i w odpowiednim czasie podać. Wysiłek ten się opłaca, bo na to, by opłacić koszty leczenia musimy pracować jeszcze więcej, a i tak nie odkupimy naszemu zwierzakowi utraconego zdrowia :( i stresu (jemu i sobie), ani też nie przedłużymy mu tym życia :'( Powiedzmy sobie więc wprost - jeśli chodzi o prawdziwą dbałość o zdrowie, nie ma drogi na skróty.
Jedynym prawdziwym problemem jest BARF w podróży. Na to jeszcze nie znalazłam rozwiązania, bo gdy się podróżuje innymi środkami lokomocji niż samochód nie bardzo daje się zabrać ze sobą lodówki. Na szczęście sklepów mięsnych nie brak i w zasadzie codziennie (a nawet 2 razy dziennie) można kupić kawałek mięsa, a nierzadko nieco wątróbki lub żołądków, umyć choćby w toalecie na dworcu i dać zwierzakowi - chwilowo bez jarzyn przeżyje, a na upartego można podać mu miękkie owoce, które "rozklapie" w paszczy sobie sam :D Warto więc uczyć futrzaki, że jarzynki i owocki to też bardzo dobra rzecz, wówczas nie tylko w podróży będzie łatwiej, ale i przygotowywanie posiłków dla nich się skróci :D
Mam nadzieję, że na tyle przybliżyłam Wam już nasz BARF-ny świat, że zdecydujecie się na żywienie swoich milusińskich w ten sposób. Służę wsparciem i pomocą, zapraszam do zadawania pytań i komentowania. A może macie jakieś własne przemyślenia bądź doświadczenia?
P. S. A w tajemnicy Wam powiem, że Fundacja myśli o tym, by uruchomić "BARF-ną domową kuchnię pupila" we współpracy z dietetykiem zwierząt, by osoby które chcą zapewnić swoim zwierzom dobre żywienie, lub ich zwierzakom potrzebne jest wspomaganie dietą, a zdecydowanie nie mają możliwości by przygotowywać im własnoręcznie posiłki mogły z tego korzystać, kupując dobre, gwarantowane, gotowe zestawy nie nastawione na zysk (fundacja jest organizacją non-profit) - powiedzcie w komentarzach (nowych ;)), co o tym myślicie? :D