Jej historia jest historią, jakich - Boże ratuj - jest w Polsce całe mnóstwo. Znaleziona przez panią doktor weterynarii na ulicy, skrajnie wychudzona, ledwo żywa, z rozpadającym się, sączącym, śmierdzącym guzem listwy mlecznej, już rozsianym po sąsiednich gruczołach, z czerniakiem oka i wysadzoną gałką oczną... cierpiąca, brudna, zabiedzona 😱😭 Po prostu bezbrzeżna rozpacz...
Pani doktor wzięła do kliniki, operacja usunięcia oka i opanowanie infekcji pochodzącej z rozpadu guza, potem usunięcie guza wraz z listwą mleczną, kastracja, histopatologia i... jest złośliwy 🧐
Cięcie drugiej listwy mlecznej. I leczenie, odżywianie, wzmacnianie... koszty - nawet myśleć trudno... troskliwa ale praca... praca, praca... leki, odżywki, spacery, usprawnianie... Mija kilka miesięcy, pies może wyjść z lecznicy. Hura, wszyscy się cieszą! Przyjazd do domu tymczasowego, z ogrodem, swobodą i miłością do zwierzynek. Długa droga (znów koszty i wysiłek wielu osób). Kilka dni szczęścia, Bunia, choć słabiutka, wreszcie może pochodzić po trawce, poczuć słoneczko na grzbiecie, poodychać świeżym powietrzem, poprzytulać do człowieka, bo mimo wszystko ufa i tęskni za dotykiem, za kochaniem... i... zaczyna się problem... Pies słabnie, z dnia na dzień jest coraz gorzej, oczekiwanie na wyniki badań i leczenie "w ciemno", bo nie ma wyraźnych, widocznych przyczyn. Pies nadal słabnie. Testy odkleszczowe dają wynik: najprawdopodobniej erlichia.
> Add a comment >