Wpływ szczepień na rozprzestrzenianie się autyzmu i/lub innych chorób neurodegeneracyjnych jest bodaj jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii medycznych na przestrzeni ostatnich... 150 (?) lat. Można chyba nawet zaryzykować stwierdzenie, iż tak poważnego sporu medycznego nie było od czasu, gdy dr Ignacy Semmelweis[10] przekonywał, iż brudne ręce lekarzy są przyczyną rozpowszechnionej na oddziałach położniczych śmiertelnej gorączki połogowej.
Spór ów ma bardzo istotne znaczenie dla postępów w badaniach dotyczących etiologii autyzmu, a ci którzy ową kampanię rozpętali oskarżani są nawet o wyhamowanie całego działu badań, który może okazać się istotny dla obniżenia występowania tych zaburzeń w ogóle. Obwinia się ich także o nawrót groźnych chorób, cywilizacyjne cofnięcie się, a nawet o utratę zdrowego rozsądku (nazwijmy to delikatnie). Z tego względu kwestie te zasługują na osobne omówienie.
Zdecydowałam się na odrębny artykuł, choć całe to zamieszanie jest znaczącym, pełnym komplikacji wątkiem w historii autyzmu. Ja sama bowiem również uważam, że spór ten ma bardzo duże znaczenie z punktu widzenia badań nad autyzmem oraz możliwości "zapanowania" nad nim. Dlatego, na skutek pokaźnego rozbudowania artykułu na temat historii autyzmu (a rozrastał się on w szybkim tempie w miarę opisywania kolejnych wydarzeń ), zdecydowałam się jednak zamieścić tę kwestię tutaj (i mam nadzieję, że uda mi się w miarę obiektywnie opisać przede wszystkim fakty, a także racje obu stron tej burzy), dzieląc artykuł "Autyzm - historia prawdziwa i... długa ;)" by osobom zainteresowanym historią dać możliwość "ogarnięcia" tematu w całości, a tym, które są zainteresowane także głębiej tematem szczepień dać szansę możliwie szczegółowego zapoznania się z tym - skomplikowanym już teraz - problemem.
Zacznijmy więc od początku tej historii, gdyż każda dyskusja dotycząca szczepień w ogóle, prędzej czy później dociera do niego i rozpatruje kwestię pierwotnego "oszustwa", na którym wyrósł tzw, ruch antyszczepionkowy.
Istotne jest by już na wstępie zaznaczyć, że ruch ten został tak nazwany przez obrońców szczepień MMR, czyli przeciwników tego ruchu. Nazwa jest myląca - mimo że dokładne jej odczytanie mówi samo za siebie, bowiem ruch ten - jak mówią jego uczestnicy - NIE jest przeciw szczepieniom, a przeciw szczepionkom (pojedynczym zastrzykom, mówiąc dosłownie): wprowadzanym bez niezależnych badań, a nawet wbrew sygnalizowanym przez wielu badaczy możliwym powikłaniom, jak również w trybie "masowym", czyli bez indywidualnych, koniecznych badań, forsowanym przez producentów zainteresowanych głównie zyskami, a nie wydatkami na długotrwałe procedury badawcze. Dlatego będę go nazywała "antyszczepionkowym" w cudzysłowie. Tyle tytułem wstępu. Wracajmy do całej "awantury".
Sprawa dr. Andrew Wakefielda
Od 1992 r. do maja 1997 r. dr Wakefield był starszym wykładowcą w dziedzinie medycyny i histopatologii, a także dyrektorem ds. Badań w Zespole ds. Zapalnych Chorób Jelita w Royal Free Hospital School of Medicine. Chociaż został przeszkolony jako chirurg, nie był klinicystą i nie miał uprawnień do prowadzenia praktyki w tym zakresie. W maju 1997 r. awansował na stanowisko eksperta gastroenterologii eksperymentalnej w tym samym szpitalu. Szefem tego wydziału był prof. Pounder.
Na początku lat 90. dostrzegł potencjalnie istotną korelację między chorobami zapalnymi jelita grubego, w szczególności choroby Crohna i wirusa odry, w tym szczepionki przeciwko odrze. W dniu 4 października 1994 r. napisał do dr. Salisbury, głównego lekarza w Departamencie Zdrowia, aby wyrazić obawę, że program ponownego szczepienia dzieci może spowodować "potencjalną katastrofę" w postaci epidemii choroby Leśniowskiego-Crohna. 29 kwietnia 1995 r., The Lancet opublikował pracę dr. Wakefielda i trzech innych autorów, z których jednym był prof. Pounder, która sugerowała, że wirus odry, niezależnie od tego, czy jest to zakażenie naturalne, czy jako skutek szczepionki przeciw odrze, "ma udział w etiologii zapalnych chorób jelit", w szczególności choroby Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejącego zapalenia okrężnicy. 5 maja 1995 r. Wspólny Komitet ds. Szczepień i Immunizacji zwołany przez Departament Zdrowia odrzucił badania jako niesłuszne.
Badania dr. Wakefielda zbiegły się z rozwojem zwiększonego zainteresowania opinii publicznej możliwym związkiem między potrójną szczepionką przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR), a występowaniem zaburzeń rozwojowych u małych dzieci, często diagnozowanych jako autyzm. Niektórzy rodzice zaczęli badać możliwość postępowania sądowego przeciwko producentom szczepionki MMR.
16 września 1996 r. złożono wniosek, podpisany przez profesora Poundera, 6 sierpnia 1996 r., dyrektora akademickiego wydziału medycyny, w celu zatwierdzenia projektu badawczego zatytułowanego "Nowy zespół pediatryczny: zapalenie jelit i zaburzenie dezintegracji po odrze/różyczce". Profesor Walker-Smith, dr Murch i dr Wakefield zostali uznani za odpowiedzialnych konsultantów. Dr Harvey, konsultant neurolog i dr Berelowitz, konsultant psychiatra dziecięcy, podpisali się jako szefowie współpracujących działów.
Projekt otrzymał numer referencyjny 172-96 nadany przez Komisję Etyki i został wymieniony jako "Projekt 172-96" przed przesłuchaniem panelowym i w decyzji Komisji. Hipoteza, która miała być przetestowana [w projekcie], brzmiała: "u dzieci podatnych genetycznie szczepienie przeciwko odrze jest związane z przetrwałym zakażeniem jelitowym (i prawdopodobnie CNS [ośrodkowy układ nerwowy]), zapaleniem jelit i zaburzonym wchłanianiem witaminy B12. Dzieci, skierowane przez lekarza prowadzącego lub oddział szpitala w Chelsea i Westminster zajmującego się witaminą B12, "które mają objawy zaburzenia dezintegracyjnego oraz objawy i oznaki chorób jelitowych, będą przez tydzień hospitalizowane na oddziale Malcolm kierowanym przez profesora Walkera-Smitha w szpitalu Royal Free pod jego opieką, podczas której [hospitalizacji], przy w pełni świadomej zgodzie rodziców, będą poddane licznym badaniom, w tym ileokolonoskopii i gastroskopii oraz 10 biopsjom, badaniom kontrastowym mleczkiem z baru, MRI, EEG, punkcji lędźwiowej i testowi Schillinga. Procedury obejmowały sedację [uspokojenie lekami] lub znieczulenie ogólne [narkozę].
Zaburzenie dezintegracyjne - zespół Hellera - występuje, gdy normalnie rozwijające się dzieci wykazują wyraźne zmiany behawioralne i regresję rozwojową po 2. roku życia często w związku z problemami z jelitem lub pęcherzem. Zapalenie jelit przejawiało się bólem, wzdęciem, zaparciami i biegunką, stolcem i brakiem rozwoju. Zarówno zaburzenia behawioralne, jak i jelitowe występowały równolegle. Przedstawiono dwie robocze hipotezy dotyczące możliwego związku między szczepionką przeciwko odrze/różyczce u wcześniej zdrowego dziecka a następującym po nim rozwojem zapalenia jelit, niedoboru Cbl i zaburzeń dezintegracyjnych. Projekt 172-96 został opracowany przez dr. Wakefielda.
13 listopada 1996 r. Komisja ds. Etyki omówiła rejestracji projektu 172-96. Protokół zawiera zapis, że nie został on zatwierdzony ponieważ: "wymaga poprawienia w arkuszu informacyjnym pacjenta i wyjaśnienia, czy jest to studium [badanie w ramach projektu], czy zwykłe badanie pacjenta". Sekretarz Komitetu Etyki napisał do doktora Wakefielda 14 listopada 1996 r., aby powiedzieć mu, że projekt 172-96 został zatwierdzony na spotkaniu. To się nie stało do następnego spotkania, które odbyło się 18 grudnia 1996 r., podczas którego zostało zatwierdzone "pod warunkiem zmiany formularza zgody pacjenta i usunięcia testu Schillinga". 7 stycznia 1997 r. dr Pegg napisał do profesora Walkera-Smitha, informując go o tym zatwierdzeniu, z zastrzeżeniem trzech warunków: tylko pacjenci przyjęci po dacie grudniowego posiedzenia zostaną uznani za grupę badaną, test Schillinga miał zostać usunięty z protokołu, formularz zgody miał zostać zmodyfikowany tak, aby wyjaśnić możliwe komplikacje nakłucia lędźwiowego.
Powyższe ustalenia poczynił sąd apelacyjny w późniejszej sprawie dotyczącej prof. Walkera-Smitha.
Można byłoby pomyśleć, że skoro Rada Etyki na pierwszym posiedzeniu nie zakwalifikowała projektu do realizacji, a następnie miała zastrzeżenia w stosunku do niego, to mógł on być oceniony bardzo nisko - analogicznie do oceny dopuszczającej w szkole przy skali ocen 1-6. Byłoby to jednak przekonanie błędne. Komisje etyki zajmujące się kwalifikowaniem tego typu projektów w całym cywilizowanym świecie, to nie tylko gremia opiniodawcze - oceniające - ale mające także dbać o wprowadzanie i przestrzeganie właściwych standardów etycznych w badaniach naukowych. Rolą zatem takiej rady jest nie tylko ocena projektu, ale skorygowanie ewentualnych niedociągnięć, czy drobnych błędów tak, by badania odpowiadały standardom etycznym, a naukowcy wyciągali z tego odpowiednie wnioski na przyszłość. Jest więc rzeczą zupełnie normalną, że na pierwszym posiedzeniu, na którym nie zatwierdzono projektu, wzięto właśnie pod uwagę 3 kwestie, na które następnie zwrócono uwagę badaczy i zalecono konieczne zmiany. Oznacza to, że projekt po wprowadzeniu owych 3-ch zmian spełniał wymogi etyki w badaniach naukowo-medycznych.
A zatem projekt się rozpoczął, a w 1998 r. w brytyjskim piśmie medycznym The Lancet, dr Andrew Wakefield oraz jego 12 kolegów, lekarzy (w tym profesorów) zamieścili pracę badawczą, wskazującą, że może istnieć związek między podaniem szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce, a zapalną chorobą jelit, a w następstwie tego z autyzmem. [Rozrost limfoidalno-guzkowaty, nieswoiste zapalenie jelita grubego i całościowe zaburzenie rozwojowe u dzieci - por. Literatura, poz. 28]
W badaniu wzięło udział 12 dzieci (w wieku 3-10 lat, w tym 11 chłopców), które zostały skierowane do jednostki gastroenterologii dziecięcej z historią prawidłowego rozwoju, a następnie utratą nabytych umiejętności (w tym komunikacji), ze współwystępującą biegunką i bólem brzucha. U wszystkich 12 dzieci stwierdzono nieprawidłowości w jelitach, od rozrostu guzowatego limfoidalnego do owrzodzenia śluzówki. Stwierdzone u dzieci zaburzenia behawioralne obejmowały autyzm (9 dzieci), psychozę dezintegracyjną (1 dziecko) i możliwe postwirusowe lub poszczepionkowe zapalenie mózgu (2 dzieci). Zespół badawczy z Royal Free Hospital i School of Medicine London poinformował, że wśród 12 opisanych przypadków, rodzice ośmiorga dzieci powiązali wystąpienie objawów behawioralnych ze szczepieniem przeciw śwince/odrze/różyczce, rodzice 1 dziecka powiązali wystąpienie problemów z zakażeniem odrą i u 1 dziecka rodzice łączyli zaburzenia z zapaleniem ucha środkowego. Dzieci te później zaczęto nazywać zarówno w prasie, jak i np. wyroku Sądu Najwyższego, "dziećmi Lancetu" lub "dziećmi z Lancetu".
Po publikacji badań Andrew Wakefield, zasugerował na konferencji prasowej, że może istnieć związek autyzmu ze szczepionką skojarzoną MMR i należałoby ją wycofać z użytku do czasu przeprowadzenia dokładnych badań, rodzice zaś powinni rozważyć pojedyncze szczepienia przeciwko odrze, śwince i różyczce (podawanych w odstępach rocznych) zamiast połączonej potrójnej szczepionki. Zostało to później skrytykowane jako "nauka przez konferencję prasową" ('science by press conference'). Według BBC News, to właśnie ta konferencja prasowa, a nie publikacja w The Lancet, spowodowała rozpowszechnienie lęku przed szczepieniami MMR. Według BBC dr Wakefield powiedział dziennikarzom, że dla niego była to "kwestia moralności", dlatego nie mógł "dłużej popierać dalszego stosowania szczepionki" trzy w jednym. "Konieczne są dalsze pilne badania aby ustalić, czy MMR może powodować tę komplikację u niewielkiej liczby osób". Uzasadniając swoje stanowisko mówił m.in.: "Jeśli dasz trzy wirusy razem, trzy żywe wirusy, to potencjalnie zwiększysz ryzyko wystąpienia niepożądanego zdarzenia, szczególnie gdy jeden z tych wirusów wpływa na układ odpornościowy w sposób, w jaki robi to odr.." W 2000 r. udzielił on też wywiadu programowi "60 minut - USA", w którym powtórzył swoje stanowisko, czym wpisał się w powstający tam ruch "antyszczepionkowy", który był przede wszystkim zaniepokojony tiomersalem w szczepionkach.
Ta sugestia doprowadziła do znacznej utraty zaufania publicznego do szczepionki skojarzonej MMR. Niestety w 6 miesięcy później, dodatkowo została urzędowo, całkowicie wycofana z rynku brytyjskiego szczepionka pojedyncza przeciw odrze, którą dotychczas rodzice mogli wybrać, jako alternatywę do szczepienia skojarzonego. W rezultacie wskaźniki szczepień spadły w USA, Wielkiej Brytanii i Irlandii, tak znacząco, że w marcu 2003 r. tylko 82% brytyjskich dzieci w wieku dwóch lat zostało zaszczepionych szczepionką MMR.
Sam Wakefield wcześniej już publikował wyniki swoich badań, które wskazywały na możliwość połączenia choroby Leśniowskiego-Crohna ze szczepieniami MMR, co wywoływało kontrowersje w świecie medycznym. Był więc już od kilku lat zaangażowany w pomoc dzieciom z autyzmem, sam ma syna z objawami autyzmu, które pojawiły się (według rodziców) po podaniu szczepionki MMR, osobiście więc angażował się w ruch tzw. "antyszczepionkowy", a także został jego "twarzą".
Co jednak jest (moim zdaniem) bardzo istotne - nigdy NIE twierdził on, że szczepienia są złe. Twierdził jedynie - opierając się m.in. także na doniesieniach amerykańskich i kanadyjskich - iż skojarzona szczepionka może u niektórych dzieci wywoływać problemy i poddawał pod rozwagę rodziców, czy chcą narazić swoje dziecko na te powikłania, czy też lepiej zaszczepić je pojedynczą szczepionką - jak przekonywał - bezpieczniejszą (nagrania jego wystąpień i wywiadów są dostępne w sieci).
W 2004 r. Brian Deer dziennikarz Sunday Timesa (nawiasem mówiąc, nie mający żadnej wiedzy medycznej, ani nawet najmniejszego doświadczenia w dziennikarstwie śledczym) "ujawnił" konflikty interesów finansowych ze strony Wakefielda (w tym czasie według Deera dr Wakefield był m.in. zaangażowany w proces z jedną z firm farmaceutycznych produkujących szczepionki, a także finansowany był ze środków publicznych przez Radę Pomocy Prawnej w celu zbadania sprawy, co miałoby jakoby odbywać się w ramach przygotowywanego wraz z rodzicami ośmiorga dzieci biorących udział w badaniu, procesu przeciwko producentowi szczepionki MMR). Twierdził on również, iż dzieci do badania zostały specjalnie wybrane oraz na dzieciach wykonywano inwazyjne eksperymenty medyczne (np. ileokolonoskopie, badania płynu mózgowo-rdzeniowego), które były zbędne i służyły jedynie zaspokojeniu ciekawości badaczy i ewentualnym celom procesowym, a także, że badania te były tak prowadzone, iż dzieci musiały trzymać 3 osoby i na skutek tego pielęgniarki odeszły ze szpitala, a co ważniejsze, iż Wakefield działał bez wymaganej zgody ze strony komisji etycznej.
Jak to zwykle w takich razach bywa wątek podchwyciła natychmiast prasa sensacyjna i rozpętała się nawałnica. Powtarzano twierdzenia Deera, często zupełnie bezkrytycznie, a wielokroć niedokładnie i/lub z "dodatkami" własnymi, mającymi wzmocnić sensacyjny przekaz (tego typu "sensacje" we współczesnej praktyce dziennikarskiej już wielokrotnie wszyscy obserwowaliśmy w różnych dziedzinach).
Ostatecznie dr Wakefield został oskarżony o oszustwo, Brytyjska Generalna Rada Medyczna (GMC) podjęła w jego sprawie (oraz 2-ch jego kolegów) dochodzenie, w następstwie którego odebrano mu uprawnienia do praktykowania w charakterze lekarza w Wielkiej Brytanii (nadal jest jednak doktorem nauk medycznych, gdyż jego doktoratu nie zanegowano).
Po przeprowadzeniu postępowania Rada stwierdziła, iż dr Wakefield:
- "został opłacony przez prawników reprezentujących rodziców, którzy wierzyli, że ich dzieci zostały skrzywdzone przez MMR",
- przeprowadził badania "bez wymaganych wskazań pediatrycznych", w tym ileokolonoskopie, biopsje jelita grubego i nakłucia lędźwiowe, mające służyć jego własnym badaniom, bez zgody komisji etyki wydziału i wbrew interesom zdrowotnym dzieci, podczas gdy testy te nie wynikały ze wskazań w historii choroby lub objawów u dzieci,
- działał "nieuczciwie i nieodpowiedzialnie", "nie ujawniając w jaki sposób rekrutowano pacjentów do badania", jak również w nieprawdziwy sposób opisując, jakie dolegliwości dzieci miały i kiedy te dolegliwości były obserwowane w stosunku do ich zaszczepienia,
- "przeprowadził badania bez zatwierdzenia ich przez komisję etyczną szpitala",
- zakupił próbki krwi - za 5 funtów każda - od dzieci obecnych na przyjęciu urodzinowym jego syna, z których Wakefield zażartował w późniejszej prezentacji,
- "bezczelnie lekceważył wszelkie cierpienia, jakie mogą mieć dzieci".
[por. Literatura, poz. 8]
Jak widzimy stwierdzone przez Komisję "winy" dr. Wakefielda są przerażające, żeby nie powiedzieć budzące obrzydzenie.
Spróbuję przeanalizować jednak teraz - na podstawie dostępnych materiałów - co się tak naprawdę, najprawdopodobniej stało? (Dlaczego "naprawdę", bo gdyby zarzuty te były prawdą, dr Wakefield powinien odpowiedzieć również karnie, a tak się nie stało, a dlaczego "najprawdopodobniej"?, bo 100% prawdy chyba nigdy nie poznamy - zbyt wiele jest tu wątków i zaangażowanych stron i - nie czarujmy się - zaangażowanych, niemałych finansów).
Zacznijmy więc od artykułu, w którym naukowcy stwierdzili: "Zidentyfikowaliśmy powiązaną chorobę przewodu pokarmowego i regresję rozwojową w grupie wcześniej normalnych dzieci, która była na ogół związana w czasie z możliwymi wyzwalaczami środowiskowymi.". Artykuł nawiązywał też do wcześniejszych badań wykazujących współistnienie dysfunkcji jelit oraz autyzmu: "jednorodność zmian patologicznych w jelitach oraz fakt, że poprzednie badania wykazały dysfunkcję jelit u dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, sugeruje, że połączenie jest realne i odzwierciedla unikalny proces chorobowy. Asperger po raz pierwszy odnotował związek między celiakią a psychozami behawioralnymi. [pierwsze hipotezy były już pod koniec lat 70. w l. 80. XXw. - przyp.aut.] Walker-Smith i współpracownicy wykryli niskie stężenia antytrypsyny alfa-1 u dzieci z typowym autyzmem, a D'Eufemia i współpracownicy stwierdzili nieprawidłową przepuszczalność jelitową, cechy enteropatii jelitowej małych naczyń, u 43% z grupy dzieci autystycznych bez objawów żołądkowo-jelitowych, które to [zaburzenia] nie występowały w grupie kontrolnej. Te badania, łącznie z naszymi własnymi, włączając dowody niedokrwistości i niedoboru IgA u niektórych dzieci, poparłyby hipotezę, że konsekwencje zapalenia lub dysfunkcji jelita mogą odgrywać rolę w zmianach zachowania u niektórych dzieci".
Celowo zamieszczam cały akapit z wniosków badania, aby każdy mógł naocznie stwierdzić, czy jest tu gdziekolwiek powiązanie szczepionki ze zmianami zachowania u dzieci?
Idźmy jednak dalej. Badacze napisali: "Nie wykazaliśmy związku między szczepionką przeciwko odrze, śwince i różyczce a opisanym zespołem. Prowadzone są badania wirusologiczne, które mogą pomóc w rozwiązaniu tego problemu.
Jeśli istnieje związek przyczynowy między szczepionką przeciwko odrze, śwince i różyczce a tym zespołem, to po wprowadzeniu tej szczepionki w Wielkiej Brytanii w 1988 r. można było spodziewać się wzrostu zachorowalności. Opublikowane dowody są niewystarczające do wykazania, czy nastąpiła zmiana w częstości występowania lub że jest związek ze szczepionką przeciw odrze, śwince i różyczce.
Genetyczne predyspozycje do zaburzeń ze spektrum autyzmu sugeruje nadmierna reprezentacja u chłopców i większa zgodność między bliźniętami monozygotycznymi [jednojajowymi] niż dwuzygotycznymi. W kontekście podatności na infekcje, powiązanie genetyczne z autyzmem, związane z allelem zerowym genu dopełniacza (C)4B zlokalizowanego w regionie klasy III kompleksu głównego zgodności tkankowej, zostało zarejestrowane przez Warrena i jego współpracowników. Produkty genów C4B mają kluczowe znaczenie dla aktywacji szlaku dopełniacza i ochrony przed infekcją: osobnicy dziedziczący jeden lub dwa zerowe allele C4B mogą nie radzić sobie z określonymi wirusami w odpowiedni sposób, w tym prawdopodobnie z osłabionymi szczepami". Zauważmy co piszą badacze: szczepionka była na rynku od 1988 r. - minęło więc już 10 lat, a skoro tak to - gdyby istniał związek szczepionki z zachorowaniami - powinna zwiększyć się liczba dzieci chorych na omawiane schorzenia. Jednak na podstawie istniejących dowodów, badacze n i e mogli stwierdzić, c z y liczba zachorowań się zwiększyła bądź nie, a n i tego, c z y istnieją jakiekolwiek tego typu powikłania po szczepionce.
W zamian za to badacze zwracają uwagę, iż istnieją naukowe doniesienia sugerujące genetyczną skłonność do autyzmu, a to m o ż e - jak piszą badacze - oznaczać, że dzieci, które taką genetyczną skłonność mają, m o g ą gorzej sobie radzić nawet ze słabymi wirusami. [Niemal identyczne zjawisko jest znane medycynie od lat w przypadku skłonności do nowotworów, nie mówiąc już o wrodzonym niedoborze odporności. - przyp. aut.]
Ostatnie 2 zdania artykułu brzmią następująco: "Zidentyfikowaliśmy przewlekłe zapalenie jelit u dzieci, które może mieć związek z dysfunkcją neuropsychiatryczną. W większości przypadków początek objawów był po szczepieniu przeciwko odrze, śwince i różyczce. Konieczne są dalsze badania w celu zbadania tego zespołu i jego możliwego związku z tą szczepionką". Czy tu jest stwierdzenie, że szczepionka ma związek z dysfunkcjami zachowania? Naukowcy stwierdzili, iż zidentyfikowali chorobę jelit, która m o ż e mieć związek z zaburzeniami neurologiczno-psychicznymi. Zaobserwowali też, że w większości (omawianych w badaniu) przypadków pierwsze objawy pojawiły się po szczepieniu. Jak to stwierdzili? Na takiej samej zasadzie, na jakiej stwierdza się reakcję anafilaktyczną na skutek zetknięcia z jakąkolwiek substancją - przez obserwację. Czy sami, osobiście dokonali tej obserwacji? Tak. W jaki sposób? Poprzez analizę występujących po sobie zdarzeń (z pewnością widocznych w historii choroby pacjenta): dziecko zdrowe, normalnie funkcjonuje, może czasem się przeziębi, ale generalnie funkcjonuje normalnie, stąd jest zakwalifikowane do szczepienia -> dziecko otrzymuje szczepionkę -> u dziecka występują objawy problemów jelitowych i jednocześnie pojawiają się problemy z komunikacją, kontaktami, mówieniem. Ważną częścią diagnozy jest wywiad - a chorym lub opiekunami dziecka, a jak wyżej pisałam rodzice ośmiorga dzieci powiązali wystąpienie objawów behawioralnych ze szczepieniem przeciw śwince/odrze/różyczce, jednego - z zachorowaniem na odrę.
Czy lekarz może zlekceważyć taki ciąg zdarzeń? Czy może uznać, że zdarzenia te nie mają ze sobą związku? Może. Jeśli jednak jest lekarzem, to powinien sam z siebie zainteresować się, co jest przyczyną problemów jelitowych i co jest przyczyną zahamowania ,a nawet cofnięcia w rozwoju.
I co wtedy? Wykonuje b a d a n i a. Innej możliwości brak, bowiem w przeciwnym wypadku każda diagnoza będzie "wróżeniem z fusów", zamiast rzeczywistej, p r a w i d ł o w e j d i a g n o z y. I co zrobili lekarze? Badania diagnostyczne - takie, jakie uważali, że mogą dać odpowiedź na pytanie: co było przyczyną problemów jelitowych oraz neurologiczno-psychiatrycznych (pamiętajmy, że m.in. u 2 dzieci stwierdzono zapalenie mózgu, w którym standardowo wykonuje się nakłucie lędźwiowe, a u wszystkich stany zapalne jelit, w których najczęstszym badaniem jest kolonoskopia/ileokolonoskopia).
Jak ustalił Sąd Najwyższy dr Pegg (przewodniczący Komisji Etycznej) i prof. Walker-Smith (szef oddziału gastroenterologii dziecięcej) wymienili w tej sprawie korespondencję. 15 października 1996 r. dr Pegg, w celu dokładnego wyjaśnienia zasad dotyczących niezbędnych badań, jakie należy przeprowadzić u dzieci w ramach projektu "przedstawił swoje zastrzeżenia i poprosił o komentarze. Niektóre z badań zaklasyfikował jako "wysokiego ryzyka", w kategorii przyjętej przez Brytyjskie Stowarzyszenie Pediatryczne w wytycznych opublikowanych w sierpniu 1992 r., w których stwierdzono, że niedorzecznym byłoby poddawanie podopiecznych ryzyku wyższemu niż minimalne, gdy procedura [badanie] przyniesie niewielką lub bardzo niepewną korzyść dla nich. W związku z tym starał się potwierdzić, że "dziecko będzie poddane temu reżimowi [...]. Podniósł także zapytanie dotyczące formularza zgody, który rodzice musieliby podpisać przed przeprowadzeniem dochodzeń wymaganych przez badanie na ich dziecku."
Prof. Walker-Smith odpowiedział: "Oczywiście jest to intensywne postępowanie z procedurami, które można uważać za obarczone "wysokim" ryzykiem, chociaż są wykorzystywane zwłaszcza do badań dzieci z przewlekłą chorobą zapalną jelit. Dzieci te cierpią na chorobę z "beznadziejnym rokowaniem" w związku z ich zaburzeniem dezintegracyjnym mózgu. Często nie miały takiego poziomu badań, który uznalibyśmy za odpowiedni dla dziecka, które cierpi na tak niszczący stan. W odniesieniu do ich objawów żołądkowo-jelitowych, które będą obecne we wszystkich badanych przez nas dzieciach, często były one niedostatecznie badane. Do tej pory zbadaliśmy pięcioro takich dzieci pod kątem klinicznym, w rzeczywistości wykazano przewlekłe zapalenie jelit. Jedno dziecko miało już znaczącą odpowiedź na żywienie dojelitowe. Z pewnością dziecko ma wymierną korzyść: i) ustalenie diagnozy oraz wykluczenie przyczyn metabolicznych i innych ii) rozpoczęcia postępowania terapeutycznego".
Tak więc wszelkie badania diagnostyczne muszą uwzględniać dobro pacjenta, zatem powinny one być z punktu widzenia diagnozy absolutnie niezbędne i takie, by nie narażać zdrowia i życia pacjenta. I tu lekarze zastosowali tę zasadę - przeprowadzone badania nie przekroczyły norm stosowanych zazwyczaj w tego typu procedurach. Przy tym jak stwierdziła przed sądem przedstawicielka GMC "panna Glynn, protokół kliniczny może co do zasady przepisać wiele identycznych badań pacjentom ze złożonymi i trudnymi do rozwiązania problemami, próbując zdiagnozować ich stan". Może się więc zdarzyć, iż to samo badanie będzie wykonywane kilkakrotnie u jednego pacjenta, po to, by należycie zdiagnozować jego dolegliwości. Ponadto - jak ustalił Sąd - członkowie zespołu projektowego, w tym dr Wakefield i prof. Walker-Smith prowadzili korespondencję na temat realizowanych u dzieci badań, zarówno z lekarzami kierującymi dzieci do szpitala, jak i wysoko postawionymi lekarzami, a więc posiadającymi duże doświadczenie w praktyce medycznej. Nikt nie miał najmniejszych zastrzeżeń co do procedur medycznych w ramach tego projektu, a z pewnością ktoś zwróciłby na to uwagę, gdyby występowały nieprawidłowości.
Data korespondencji z Komisją Etyki poprzedza zatwierdzenie przez nią projektu dr. Wakefielda.
Jak wobec powyższych ustaleń Sądu Najwyższego wyglądają oskarżenia Deera oraz orzeczenie GMC w kwestii poinformowania i zgody Komisji Etycznej?
Otóż w trakcie postępowania prowadzonego prze GMC, złożono wyjaśnienia, że badania innych dzieci, niż te zakwalifikowane do projektu 172-96, "objął projekt 162-95 [ogólne pozwolenie udzielone profesorowi Walker-Smithowi we wrześniu 1995 r.]". Komisja jednak nie uznała tych wyjaśnień, czego z resztą nie uzasadniła (GMC odrzuciła to wyjaśnienie "W świetle wszystkich dostępnych dowodów" - był to jedyny "argument").
(Wyrok w tej sprawie nadal analizuję w miarę dysponowania czasem :P, więc "trochę" to pewnie potrwa, zanim uzupełnię artykuł o dalsze szczegóły, tym bardziej, iż wszystkie one wymagają naprawdę dogłębnego przeglądu - przyp.aut.)
Czy te badania, które wykonali odpowiedziały ostatecznie na pytania badawcze? Okazało się, że niestety nie, co zdarza się w diagnozowaniu medycznym dość często - lekarz nigdy nie ma pewności, czy badanie przyniesie ostateczną odpowiedź, zazwyczaj mówi: "zrobimy takie to a takie badania i zobaczymy, co dalej". I tu badacze zobaczyli, że wyniki jedynie sugerują, że może zachodzić korelacja (związek) podania szczepionki i zaburzeń jelitowych, a w dalszej kolejności zaburzeń jelitowych z zaburzeniami neurologicznymi - takie obserwacje już były publikowane zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w USA, Kanadzie i kilku innych krajach. I cóż takiego dalej zarekomendowali badacze? Co ich zdaniem było wręcz "konieczne", by postawić diagnozę, by odpowiedzieć na postawione pytania, by potwierdzić lub zaprzeczyć słuszności zamieszczonych obserwacji? "Dalsze badania". Czy tak?
Trzeba w tym miejscu powiedzieć - o czym wspomniałam już wyżej - że Andrew Wakefield był już od co najmniej kilku lat głęboko zaangażowany w pomoc dzieciom z autyzmem i ich leczenie oraz rehabilitację oraz to, że -według informacji prasowych - sam ma syna z objawami autyzmu, które pojawiły się (według rodziców) po podaniu szczepionki MMR. (Czy jednak jego zaangażowanie osobiste powoduje, że przestaje on być lekarzem i badaczem?) Jego działania i badania indywidualne - finansowane z pozyskiwanych przez niego stypendiów naukowych - w dużej mierze były skierowane w tę stronę. Stąd m.in. została opracowana nowa formuła szczepionki przeciw odrze, dla której - już po publikacji omawianych obserwacji - wystąpił o pozwolenie podania 1 dziecku (pierwsza próba kliniczna).
Tu koniecznie powinniśmy pamiętać, że zanim jakikolwiek preparat zostanie dopuszczony do fazy badań klinicznych (na ludziach-ochotnikach), badacze muszą dowieść jego bezpieczeństwa przez inne badania: najpierw w warunkach laboratoryjnych w zależności od preparatu - chemiczne muszą być zbadane pod kątem reakcji z różnorodnymi substancjami, a patogeny pod kątem warunków rozmnażania, funkcjonowania, ewentualnej wrażliwości lub oporności na substancje chemiczne (leki), a następnie działania na organizmy żywe (najczęściej na zwierzęta niestety). Takie badania i eksperymenty wymagają długiego czasu. W tej sytuacji jest oczywiste, że Wakefield zaczął prace nad szczepionką dużo wcześniej niż została zamieszczona krytykowana publikacja - nie mógł wówczas nawet wiedzieć, że w przyszłości przeprowadzi krytykowane badania.
Ukończenie koniecznych badań wymaganych do wystąpienia o zgodę na podanie szczepionki w pojedynczej próbie klinicznej nastąpiło już po publikacji. Prawdopodobnie Wakefieldowi nawet nie przyszło do głowy, że to kiepski czas na takie wystąpienie, skąd bowiem mógł przypuszczać, że zostanie z tego powodu zaatakowany. Wiedząc dokładnie czym jest autyzm i jakie są jego konsekwencje, będąc przekonany o podwyższonym ryzyku stosowania skojarzonej szczepionki i wiedząc, że rodzice - przez wycofanie alternatywnej szczepionki z rynku - stracili możliwość wyboru rodzaju szczepienia. (I żebyśmy się dobrze zrozumieli - NIE twierdzę, że Andrew Wakefield jest jakowymś aniołem opiekuńczym, ani tym bardziej zbawcą ludzkości - opisuję fakty, znane powszechnie warunki i twierdzenia obu stron tego konfliktu, jeśli tylko są dostępne) uważał, że należy to zrobić jak najszybciej. To jednak także zostało Wakefieldowi poczytane za zaplanowane wcześniej działanie, które rzekomo miało zostać podparte omawianą publikacją i obliczone było na szybkie wprowadzenie szczepionki na rynek oraz wzbogacenie się na niej. Twierdzenia te przyjmowano "na wiarę", choć sąd lekarski stwierdził jednak, iż działanie to nie było obliczone na zysk. Stanowisko sądu nie miało jednak wpływu na niektóre publikacje prasowe, które do dziś powtarzają oskarżenia o chciwość lekarza kosztem dzieci.
W rezultacie w 2004 r. - 6 lat po publikacji - 10 z 12 współpracowników Wakefielda oficjalnie stwierdziło: "Główny akcent publikacji dotyczył pierwszego opisu nieoczekiwanego uszkodzenia jelit u dzieci, które opisano w [...] Chcemy by stało się jasne, że w niniejszym dokumencie nie ustalono związku przyczynowego między szczepionką MMR a autyzmem, ponieważ dane były niewystarczające, jednak możliwość takiego powiązania została podniesiona, a konsekwencje miały znaczący wpływ na zdrowie publiczne, dlatego uważamy, że teraz jest odpowiedni czas, w którym powinniśmy razem oficjalnie wycofać interpretację umieszczoną we wnioskach, w dokumencie."[12]. (Dwóch autorów publikacji - Andrew Wakefield i Peter Harvey - nie podpisało wniosku o wycofanie). Zostało to natychmiast podchwycone przez prasę sensacyjną i rozpropagowane (najczęściej bez dosłownego cytatu), jako wycofanie się z wyników badań i niejako "przyznanie się do winy".
Przyjrzyjmy się jednak czego dotyczyło owo oświadczenie? Wakefield i współpracownicy opublikowali w The Lancet wyniki obserwacji z 12 przypadków zapalenia żołądkowo-jelitowego (taka liczba wcale nie stanowi wyjątku w publikacjach medycznych, co łatwo sprawdzić, ba zdarzają się nawet obserwacje pojedynczych przypadków!). Inaczej mówiąc, autorzy pracy opisali zaobserwowane przez nich powtarzające się problemy zdrowotne (głównie jelitowe), jakie widzieli u 12 dzieci po ich zaszczepieniu oraz przeprowadzili badania kliniczne, żeby stwierdzić co było przyczyną owych problemów, a następnie wyniki i obserwacje opublikowali.
Dlaczego jednak się z nich wycofali? Otóż oni NIE wycofali wyników obserwacji, a jedynie wnioski formalne, jakie zostały zamieszczone w podsumowaniu badania (standardowo każda publikacja naukowa zawiera wnioski i rekomendacje). Mało tego. NIE wycofali oni twierdzenia, że związek między szczepieniem a zaburzeniami jelitowymi mógł zaistnieć, a jedynie stwierdzili, iż wycofują swoje wnioski, gdyż "konsekwencje miały znaczący wpływ na zdrowie publiczne".
Dlaczego to jest takie istotne? Musimy pamiętać, że mamy do czynienia z 10 poważnymi ludźmi, o uznanych autorytetach medycznych i badawczych, dla których takie oświadczenie z pewnością miało poważne konsekwencje. Ponadto z pewnością byli oni w pełni świadomi wagi odwołania swoich wniosków dla przyszłych badań, które mogą mieć z kolei istotny wpływ na zapadalność i możliwości leczenia jednego z najpoważniejszych zaburzeń z jakimi przyszło się obecnie zmierzyć zarówno medycynie, jak i społeczeństwu, jako że coraz powszechniej występujący autyzm rzutuje w sposób istotny na kwestie socjalne i psychospołeczne.
I to jeszcze jest mało - każda publikacja tego typu jest najpierw recenzowana przez innych ekspertów, a więc kolejnych ludzi, którzy także angażują w to swoją wiedzę i autorytet. Jest więc raczej nieprawdopodobne, iż najpierw 12 poważnych ludzi (z Wakefieldem 13) zdecydowało się na opublikowanie nieprzemyślanych stwierdzeń, a następnie kolejni w sposób równie lekkomyślny zarekomendowali opracowanie do publikacji. Stąd tak istotne jest wczytanie się zarówno w samą publikację w The Lancet, jak i w oświadczenie jej autorów wycofujące wnioski formalne, zamiast polegania na sensacyjnych doniesieniach prasowych.
Na koniec trzeba też stwierdzić fakt, iż odwołanie owych wniosków miało miejsce po 6 latach (a więc przez 6 lat owi poważni ludzie uważali, że publikacja jest w porządku?), a ponadto żaden z 12 współpracowników Wakefielda nie został ukarany w jakikolwiek sposób, mimo iż prześledzono opublikowane przez nich dane, co oznacza, iż nie stwierdzono w nich żadnych nieprawidłowości.
I jeszcze jeden, mogący mieć istotny wpływ obszar - kampania niesprawdzonych zarzutów, a niejednokrotnie wręcz oszczerstw, naciski opinii publicznej (w tym wybuchy wściekłości i nienawiści ze strony rodziców, których nieszczepione dzieci zachorowały), a także naciski środowisk farmaceutycznych, a co za tym idzie także naukowych musiały wywrzeć niemały wpływ na naukowców i z pewnością miały swój niemały udział w decyzji o odwołaniu wniosków formalnych.
Dlaczego zatem The Lancet - poważne czasopismo medyczne - wycofało publikację zespołu Wakefielda? Komentując tę kwestię, redaktor czasopisma, dr Richard Horton, powiedział, że odwołanie nastąpiło po opublikowaniu informacji wskazujących, że dr Wakefield otrzymał 55 000 GBP (101 000 USD, 82 000 EUR) od Rady Pomocy Prawnej w celu zbadania sprawy możliwych roszczeń wobec producentów szczepionek, w tym dotyczących niektórych dzieci biorących udział w badaniu. Był to finansowy konflikt interesów, który powinien zostać zgłoszony redaktorom The Lancet, ale nie był (Lancet 2004; 363: 820-1). Szkoda tylko, że dr Horton oparł się jedynie na doniesieniach prasowych, a nie na faktach (o tym dalej).
W oświadczeniu zamieszczonym w The Lancet napisano: "Zgodnie z orzeczeniem wydanym przez Radę Generalną Rady ds. Zdrowia w Wielkiej Brytanii z dnia 28 stycznia 2010 r. stało się jasne, że kilka elementów tekstu Wakefield i wsp. z 1998 r. jest błędnych, w przeciwieństwie do ustaleń z wcześniejszego dochodzenia. W szczególności twierdzenia zawarte w oryginalnym piśmie, że dzieci były "kolejno kierowane" i że dochodzenia zostały "zatwierdzone" przez lokalny komitet etyczny, okazały się nieprawdziwe. Dlatego całkowicie wycofujemy ten artykuł z publikacji".[13]
A czy tak było w rzeczywistości?
Warto i tu zwrócić uwagę, iż wycofanie artykułu miało miejsce 12 lat po jego publikacji (precedens!) - w 2010 r.. Czyżby przez 12 lat żaden poważny naukowiec nie zauważył "fałszywych" wniosków zespołu Wakefielda? Przez 12 lat nikomu "nie przeszkadzało", że (rzekomo) "próba na której przeprowadzono badanie była specjalnie dobrana"? To również brzmi co najmniej nieprawdopodobnie. Poza tym niejednokrotnie różne publikacje wcześniej i później wywoływały gorące spory w środowisku medycznym, a mimo to ich nie wycofywano.
Skąd więc taka decyzja w tym przypadku? Warto zwrócić uwagę na wypowiedź dr. Hortona po wycofaniu publikacji, iż przez rozwój dostępu do informacji możliwa jest "szersza dystrybucja i komentowanie - dokładnie lub w inny sposób". A czymże jest ów "inny sposób" niż delikatnie i kulturalnie nazwanym przez Hortona przekłamaniem lub zwyczajnym niezrozumieniem, wynikającym z powierzchownej wiedzy, a nawet z jej braku? Nie wiemy co dokładnie miał dr Horton na myśli w tym stwierdzeniu, ale można wyciągnąć z niego wniosek, że gdyby dostęp do informacji stricte fachowych, a następnie rozprzestrzenianie się wiadomości, nie były tak łatwe jak obecnie, to Deer nie dowiedziałby się o nich, a rozpowszechnienie "wieści" jego autorstwa nie byłoby aż tak "piorunujące".
Wróćmy jednak do samego Andrew Wakefielda oraz dochodzenia prowadzonego przez GMC.
Jednym z dwóch pozostałych oskarżonych razem z dr Wakefieldem był profesor John Walker-Smith, 73-letni wówczas lekarz o olbrzymim dorobku naukowym i doświadczeniu pediatrycznym, uważany za twórcę gastroenterologii dziecięcej w Wielkiej Brytanii. On również został pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza w Wielkiej Brytanii! Oczywiście natychmiast wyciągnięto stąd wnioski - gdyż rzeczywiste ustalenia sądu były nieznane - że skoro taka "potężna" osoba straciła prawo, aby być lekarzem, to dowody przeciw oskarżonym również musiały być co najmniej potężne. Dało to asumpt do różnej maści publikacji oskarżających lekarzy (a w najlepszym razie sugerujących) o najgorsze poczynania i intencje.
Cóż się jednak okazało, gdy prof. Walker-Smith odwołał się do Sądu Najwyższego? Sąd po niezwykle drobiazgowym (i nazywanym "najdłuższym procesem w Wielkiej Brytanii") postępowaniu, obejmującym analizy setek dokumentów, wysłuchanie i analizy wielu ekspertów i biegłych, stwierdził, iż dochodzenie przeprowadzone przez GMC było powierzchowne i poprowadzone niechlujnie, a wnioski z niego wyciągnięte w dużej mierze opierały się na publikacjach prasowych, zamiast na rzetelnych dociekaniach i skazanie na podstawie takiego dochodzenia jest niemal karygodne. Sąd jednocześnie uniewinnił prof. Walkera-Smitha od wszelkich zarzutów, gdyż mimo zgromadzonego olbrzymiego materiału nie znalazł żadnych dowodów jego winy. (zachęcam do lektury owego dokumentu - te 89 stron odnosi się także w bardzo istotnych kwestiach do roli i działań dr. Wakefielda oraz pokazuje z jak podziwu godną skrupulatnością i dokładnością sąd poprowadził dochodzenie).
Dlaczego zatem dr Wakefield nie odwołał się od wyroku GMC? Tym bardziej, iż posiadał dowody, że dzieci były kierowane do kliniki przez niezależnych lekarzy medycyny rodzinnej, prowadzone badania były zatwierdzone przez radę etyki, a środki pochodzące od Rady Pomocy Prawnej Wakefield wykorzystał zupełnie inaczej, niż twierdził Deer?
Otóż odwołał się, ale... musiał wycofać apelację. W porównaniu z profesorem Walkerem-Smithem był on człowiekiem dużo mniej zamożnym, zaś apelacja wymagała niemożliwych do zrealizowania przez niego opłat sądowych. Stracił w tym czasie również pracę, nie mogąc podjąć żadnej innej, bo pozbawiony został prawa do praktyki lekarskiej. Został także tak haniebnie skompromitowany, że znalezienie jakiejkolwiek pracy, która pozwoliłaby mu na utrzymanie rodziny graniczyło z cudem. Stracił również wszelkie stypendia naukowe, dzięki którym prowadził własne, niezależne badania. Pomimo iż każdy lekarz jest w Wielkiej Brytanii obowiązkowo ubezpieczony na wypadek popełnienia błędu, to jednak ubezpieczenie - z którego mógłby pokryć koszty apelacji - nie obejmowało "działań niezgodnych z prawem", a za takie uznano przecież badania Wakefielda. W związku z tym towarzystwo ubezpieczeniowe odmówiło sfinansowania apelacji. Co ciekawe - w przypadku prof. Walkera-Smitha towarzystwo ubezpieczeniowe sfinansowało apelację. Nie do końca wiadomo, czy na takich decyzjach towarzystw zaważyły różnice w doświadczeniu i reputacji obu oskarżonych. Niewątpliwie zarówno pozycja społeczna, jak i zawodowa profesora była znaczniejsza, niż pozycja dr. Wakefielda. I trudno też oprzeć się wrażeniu, że wrzawa wokół dr. Wakefielda oraz ciężkie oskarżenia pod jego adresem - podczas gdy profesor raczej pozostawał w cieniu - również miały najprawdopodobniej na to wpływ.
Każdy proces sądowy przy tym, czy podobne do nich postępowania, ma także wyznaczony przez prawo konkretny termin w jakim ostatecznie można złożyć apelację. Po tym terminie, apelacja jest nieskuteczna, czyli inaczej mówiąc nie jest rozpatrywana. Zanim dr Wakefield był w stanie zebrać tak poważną kwotę, termin na złożenie apelacji minął.
W rezultacie, jak sam mówił, stracił również swój kraj, gdyż jedyne co mógł zrobić, to wyemigrować możliwie jak najszybciej - dopóki zasoby pozwalały mu na przeprowadzkę rodziny - i podjąć pracę tam, gdzie utrata praw lekarza w Wielkiej Brytanii nie stawała temu na przeszkodzie. Wyemigrował wówczas do USA, gdzie podjął dalszą walkę z koncernami farmaceutycznymi, forsującymi swoje wyroby na rynkach światowych.
Oczywiście zastanawiające jest, dlaczego środowiska, w ramach których dr Wakefield działał nie pomogły mu w takiej sytuacji. Wiadomo przecież było, iż takie orzeczenie GMC skazuje go na to, co w rezultacie stało się udziałem jego rodziny i jego, jako lekarza i człowieka. W takich sytuacjach zazwyczaj ludzie "stają na rzęsach", by ratować swoje życie lub pomóc komuś, komu ufają i kto w ich obronie poniósł lub musi ponieść poważne straty. Tu się tak nie stało. Pytanie "dlaczego" pozostaje do dziś bez odpowiedzi (?) Jest natomiast bardzo prawdopodobne, że stało się tak, z tych samych powodów, dla których rzadko kiedy dobroczynne ruchy społeczne są w stanie skutecznie rozwiązać poważne problemy, zwłaszcza dużych społeczności, a tym bardziej przeciwstawić się bogatym, wpływowym i skupiającym w swoich rękach różne media przeciwnikom.
W styczniu 2012 Andrew Wakefield, (jako obywatel brytyjski zamieszkały w Teksasie), pozwał Briana Deera oraz Brytyjski Dziennik Medyczny (BMJ) i dr Fionę Godlee, brytyjskiego redaktora BMJ, w sądzie w Teksasie o zniesławienie. Wakefield twierdził, że seria artykułów zatytułowana "Secrets of the MMR Scare" napisana przez Briana Deera, wydana przez Fiona Godlee i opublikowana w BMJ, była zniesławiająca - artykuły wskazywały poważne nieetyczne zachowanie Andrew Wakefielda.
W sierpniu 2012 r. pozew Wakefielda został oddalony z powodu braku jurysdykcji (nie był uprawniony do orzekania w sprawach, które nie miały miejsca na obszarze działania sądu). Wakefield odwołał się od tej decyzji. We wrześniu 2014 r. Sąd Apelacyjny w Teksasie dla Trzeciego Okręgu również orzekł, że odwołanie Andrew Wakefielda zostało odrzucone.
Pozew ten został oceniony jako "strategiczne" działanie Wakefielda (który doskonale wiedział, iż sądy w Teksasie nie mogą orzekać w sprawach takich, jak jego), mające na celu odstraszenie potencjalnych dalszych oskarżycieli - miały pokazać, że Wakefield będzie się bronił wszelkimi możliwymi sposobami. Jednocześnie miały one oznaczać, że Wakefield jest niewinny, ma na to mocne argumenty, a fakt iż nie zostały one rozpatrzone pozostaje poza jego wpływem, bo to przecież oczywiste, że nie może on wpłynąć na sąd (zainteresowanych samymi kwestiami proceduralnymi z punktu widzenia prawa zachęcam do przeczytania artykułu i innych w tym temacie
Takie postępowanie każe zastanowić się nad szczerością motywów dr. Wakefielda - skoro składa apelację w Texasie, to dlaczego nie złoży jej w Wielkiej Brytanii? Z drugiej strony, ma on prawo do obrony wszelkimi sposobami, tym bardziej, że chronić musi także rodzinę. Ktoś powie może, że najlepiej by zrobił w tej sytuacji, gdyby wycofał się po prostu ze wszystkich wystąpień - wówczas i on, i jego rodzina z czasem mieli by spokój. Znamy jednak niejeden przypadek ludzi, którzy uważając, że takie postępowanie byłoby nieuczciwe, niemoralne i szkodliwe, walczyli nawet na "gruzach" własnego życia. Wygląda na to, iż dr Wakefield jest tak bardzo przekonany o racjach, które przedstawia, że gotów jest on działać nawet wówczas, gdy naraża siebie i rodzinę na ataki, a jedynie próbuje zminimalizować szkody wynikające z jego działań. Jeśli się głębiej zastanowić, większość z nas uzna jego prawo do takich działań "osłonowych". Dlatego ocena jego postępowania w tym względzie jest jednak trudna.
Różne są zdania na temat dr. Wakefielda. Jedni twierdzą, że jego winą była jedynie nieudolność (w co trudno uwierzyć przy jego osiągnięciach), a potem najczęściej wkładano w jego usta różne treści, a on nie umiał się od nich zdystansować (o wielu też nie wiedział). Trudno zdecydować czy takie twierdzenia bardziej dr. Wakefieldowi pomagają, czy szkodzą. Czy naprawdę ktoś o jego osiągnięciach byłby aż tak głupi i nieudolny? To raczej nieprawdopodobne, chyba że doznał długookresowego "zaćmienia umysłu" Inni znów podnoszą argument, że jego oskarżenie nie zmienia faktu, iż na skutek jego twierdzeń przeprowadzono badania, które mogą wskazywać na to, iż autyzm ma jednak związek ze szczepionką MMR. Przywołują oni przykład ADHD, gdzie twórca tego pojęcia wycofał się z niego, stwierdzając, iż chodziło mu tylko o podniesienie własnej wartości zawodowej, a mimo to, wychodząc od jego twierdzenia, udowodniono, że ADHD jednak istnieje, czyli niejako "odkryto na nowo" ADHD. Jeszcze inni natomiast stwierdzają, że był świadomym oszustem i zostało to jednoznacznie udowodnione, co sąd potwierdził swoim wyrokiem, a odkrycia śledztw dziennikarskich - jak owe "urodzinki" syna - nie pozostawiają wątpliwości, co do jego moralności i etyki - chętnie je nagnie, gdy jest to dla niego wygodne.
Trzeba jednak stwierdzić, że po obu stronach tego sporu znajdziemy działania i wypowiedzi, które budzą poważne wątpliwości, zarówno z punktu widzenia rzetelności, jak i moralności oraz poszanowania zasad czy to życia publicznego, czy w odniesieniu do wolności słowa (nie każdą wypowiedź można wygłaszać, a tym bardziej publikować w ramach "wolności słowa").
Nie ulega też wątpliwości, że walka obu stron jest nierówna - z jednej strony pojedynczy lekarze, badacze, osoby prywatne - nawet jeśli się zrzeszają w organizacjach społecznych - działający w zakresie im dostępnym, finansujący swoje działania ze środków prywatnych własnych i dobroczynności publicznej oraz dobrowolnych sponsorów (co jak wiadomo przynosi znacznie ograniczone dochody), a z drugiej giganci farmaceutyczni, z możliwością zaangażowania potężnych środków finansowych oraz całej armii prawników, zakupienia i sfinansowania lobbingu i lobbystów, zamówienia artykułów prasowych, a nawet większych publikacji. Koncerny, które tworzą i wprowadzają na rynek leki, ale robią to z oczywistą myślą zysków, które z możliwie największą n a d w y ż k ą pokryją koszty w postaci wytworzenia leków oraz niezbędnych (wymaganych procedurami) badań. Jest oczywiste, że jak każdy producent, również przemysł farmaceutyczny będzie dążył do maksymalnego obniżenia kosztów oraz maksymalnego wzrostu zysków - nie czarujmy się, w polityce i biznesie nie ma sentymentów, a jedyną zasadą jest korzyść ekonomiczna.
Korzyść społeczna to już kwestia leżąca w rękach rządów (a więc polityki!), które muszą się z nią liczyć, ale też - jak wiemy z doświadczenia - bardzo różnie z tym bywa, a raczej rzadko kiedy korzyści społeczne przeważają nad ekonomicznymi.
Raz, że rzadko który rząd może sobie pozwolić na sfinansowanie tak potężnych badań, jakie byłyby wymagane w przypadku masowych problemów (jak właśnie szczepienia i szczepionki) - każdy grosz publiczny jest "oglądany" tysiące razy przez różnych ludzi i różne organizacje, i zawsze znajdzie się ktoś, kto zaprzeczy potrzebie tak kosztownych badań (a wziąwszy pod uwagę lobbing, taki "ktoś" znajdzie się z pewnością i jeszcze będzie miał potrzebne mu wsparcie).
Dwa - o wprowadzeniu poszczególnych leków decydują zwykle różni urzędnicy, o różnym wykształceniu, różnej wiedzy, różnych przekonaniach nawet, a także podlegający różnym naciskom, co z pewnością ma wpływ na ich decyzje, bo - jak nie raz się też przekonujemy w naszym życiu - nie zawsze są one słuszne z punktu widzenia interesu społecznego, a bywa że nawet zapisów prawa.
Trzy - badania dotyczące wpływu czegokolwiek (w tym np. szczepień) na populację wymagałyby badań prowadzonych w długiej perspektywie czasowej, a to rządom (jakiejkolwiek "barwy") jest nie na rękę, bo chcą się one "pochwalić" konkretnymi wynikami swoich działań przed końcem kadencji ("publika" oczekuje rezultatów, a nie "rozpoczętych działań"). Małą motywację zatem będzie miał jakikolwiek rząd, by takowe badania sfinansować.
A co z funduszami prywatnymi? Badania na taką skalę i w tak długiej perspektywie czasowej z pewnością przekroczą możliwości każdego sponsora. Musiałaby znaleźć się taka jednostka naukowa, która potrafiłaby pozyskać i utrzymać kilku, a być może nawet kilkunastu sponsorów przez dostatecznie długi czas do przeprowadzenia takich badań. Możemy sami odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w obecnych okolicznościach i gdy wszelkie kroki w tym kierunku zostały zdyskredytowane i są nadal piętnowane 1) znajdzie się taka jednostka naukowa 2) znajdzie ona dostatecznie wielu sponsorów 3) zdoła ich utrzymać przez czas potrzebny na przeprowadzenie badań?
I na koniec: każdego można zdyskredytować czy wręcz skompromitować - jak mówi stare polskie przysłowie, "kto chce psa uderzyć, ten kij znajdzie" - bo nikt święty nie jest i z każdego błędu można zrobić wielkie wykroczenie, a nawet najlepsze chęci przedstawić w "odpowiednio ustawionym świetle" tak, by wyglądało to na występek, a nawet przestępstwo. Dlatego - jak się wydaje - należy z rezerwą podchodzić do różnych oskarżeń, tym bardziej że - to także obserwujemy na co dzień - media tak dalece gonią za sensacją, byle tylko powiększyć swoje nakłady czy oglądalność, że niejedno z nich jest gotowe zamieścić cokolwiek, byle tylko "zaistnieć na rynku". A to z prawdą - a przynajmniej pełną prawdą - najczęściej się mija.
My więc jako widzowie - choć bywa to trudne - powinniśmy ważyć swoje sądy w oparciu o różne źródła, a nie tylko przez pryzmat kilku, czy nawet kilkunastu doniesień prasowych (i tego Państwu życzę ). A ponadto pamiętać trzeba, że społeczeństwo - to małe lokalne, jak i to duże państwowe, a nawet globalne - to l u d z i e borykający się z różnymi problemami, chorobami, przeszkodami, dla których to, co my uważamy za oczywiste, będzie miało zupełnie inną wymowę, a przecież owi ludzie - nawet gdy są w mniejszości - to też obywatele tego samego kraju i mają takie same prawa do poszanowania ich dóbr (zdrowia, mienia, życia), jak my.
Kończąc opis tej ciekawej, ale jakże trudnej i bolesnej sprawy - szczególnie zapewne dla dr. Wakefielda, który nadal walczy - na razie wygląda na to, że po raz kolejny Dawid spotkał się z Goliatem - takich historii zdarzyło się już wiele od czasów biblijnych, jak choćby wspomniana na wstępie sprawa dr. Semmelweissa. Miejmy jednak nadzieję, że "dobro zwycięży", bez względu na to, po której stronie ono w rzeczywistości leży.
A co na to inni?
Jednym z badaczy, którzy swoimi badaniami wsparli hipotezę Wakefielda był niemały autorytet w sprawach autyzmu - dr Rimland wraz ze swoim zespołem badawczym. Zauważyli oni między innymi, że łączna częstotliwość występowania autyzmu po 1980 r. podwoiła się, a do roku 1995 była już około 10 razy większa niż w 1980 r. Ponadto, chociaż typ wrodzonego ASD wzrósł od 3 do 4 razy, to ASD mające swój początek w wieku ok. 18 miesięcy wzrosło gwałtownie - znacznie więcej niż 10 razy w porównaniu z poziomem z 1980 r. Na początku lat 80. XX w. autyzm występował bowiem u około 15 dzieci na każde 10 000 urodzeń (1 na 667 dzieci), ale liczba ta wzrosła do dziś do ponad 1 na każde 68 dzieci w ogóle, a gdy rozpatrywać samych chłopców to zaburzenia ze spektrum autyzmu występują u 1 na 42 dzieci. Autyzm przeszedł od rzadkiego zaburzenia do syndromu, który jest tragicznie powszechny w USA i Europie.[11]
Jon Pangborn wywnioskował, że większość autystycznej populacji wydaje się teraz mieć "nabytą chorobę spowodowaną przez coś, czego nie robiliśmy 20 lat temu". Dr Rimland powiązał wzrost zapadalności na autyzm w latach 80. i 90. z wprowadzeniem szczepionki MMR - uważał, iż między nimi zachodzi istotna korelacja (zależność).
W ślad za tym zauważono także zwiększenie wczesnego występowania innych zaburzeń neurologicznych oraz zmian układowych, jak np. epilepsja (padaczka), zespól Guillain-Barre'a czyli symetryczny niedowład kończyn występujący wraz z zaburzeniami czucia, zespół nieustannego krzyku, inaczej zwany zespołem nieustannego płaczu, drgawki, zespół hiperaktywno-hipotensyjny, zapalenie mózgu, zapalenie opon mózgowych, przewlekłe zapalenie stawów, plamica małopłytkowa. To tylko najczęściej wymieniane.
Z czasem, w 2003 r. Rimland opublikował książkę, w której omawia swoje badania obejmujące lata 80. XX w. i następne, odnośnie potencjalnego wpływu szczepionki MMR, zawierającej rtęciowy konserwant - tiomersal (metaloorganiczny związek chemiczny, sól sodowa kwasu etylortęciotiosalicylowego, odznaczający się znaczną toksycznością), na wyzwalanie objawów autyzmu. Swoje twierdzenia podtrzymywał mimo zdyskredytowania ich głównego autora - Andrew Wakefielda - oraz opublikowania innych badań, które nie wykazały związku autyzmu z tiomersalem.
Na korzyść jego twierdzeń trzeba dodać, iż istnieją także badania, które sugerują, iż zanieczyszczenia w szczepionkach mogą mieć wpływ na wyzwalanie autyzmu (i innych chorób neurodegenracyjnych oraz autoimmunologicznych), są one jednak w większości nie uznawane przez czynniki decyzyjne np. z powodu zbyt małej populacji objętej badaniem lub innych formalnych problemów, co jednak wynika m.in. z ograniczenia funduszy i z faktu, iż badania prowadzone są najczęściej na skalę lokalną, lub na niewielkich grupach pacjentów, których obejmuje swoją opieką jednostka badawcza (najczęściej też badania prowadzone są w USA, gdzie badacze mają szerszy dostęp do prywatnych funduszy, a te mogą z kolei wywołać tzw. "konflikt interesów", przez co badanie nie zostanie uznane.). Tworzy to swoiste błędne koło i dopóki niemożliwe będą badania na szerszą skalę, te ważne pytania pozostaną bez odpowiedzi. Z tego m.in. względu dr Rimland uznał, że było to "o wiele za wcześnie, aby odrzucić hipotezę [szczepionki]". Mimo różnych publikacji wyników badań, które mogły wskazywać na brak związku, nie odwołał on swoich twierdzeń do śmierci, w 2006 r., a i wśród lekarzy na całym świecie nie brak takich, którzy zgadzają się ze stanowiskiem dr. Rimlanda.
Centrum Kontroli Chorób, American Academy of Pediatrics i American Medical Association nie poparły zdania Rimlanda. Odrzucił on mimo to twierdzenia Centrum, że wystąpienie gwałtownego wzrostu występowania autyzmu w wieku około 18 miesięcy, czyli w tym samym czasie, gdy dzieci poddawano szczepieniu MMR, była przypadkowa.
Gdy Departament Służby Zdrowia w Kalifornii, wraz z badaczami z Anglii i Finlandii, ogłosił, że szczepionka "odgrywa niewielką lub żadną rolę w chorobie", Rimland pozostał niezachwiany, podobnie jak wówczas, gdy Robert L. Davis skrytykował teorię Rimlanda i opublikował w Archives of Pediatrics and Adolescent Medicine badania, w których nie znaleziono związku między MMR, a chorobą zapalną jelit, wskazaną w raporcie Wakefielda, "ani żadnych dowodów na to, że szczepionka spowodowała ostry początek objawów".
Ostatecznie Amerykański Instytut Medycyny (IOM) w swoim raporcie z 2004 r. (znów mamy rok, gdy Deer opublikował swój artykuł i w Wielkiej Brytanii trwała nawałnica medialna) stwierdził, że "zbiór dowodów epidemiologicznych sprzyja odrzuceniu związku przyczynowego między szczepionkami zawierającymi tiomersal i autyzmem", jednak nie oświadczyła jednoznacznie, iż na podstawie badań stwierdzono brak związku. Agencja Regulacyjna ds. Leków i Produktów Medycznych (MHRA), Krajowa Służba Zdrowia (NHS), Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Europejska Agencja Leków (EMEA), Agencja ds. Żywności i Leków (FDA), Ośrodki Kontroli Chorób (CDC) i wiele innych krajowych i międzynarodowych organizacji medycznych wydały oświadczenia o podobnym charakterze, nie znajdując związku pomiędzy autyzmem a tiomersalem na podstawie dowodów dostępnych ówcześnie w różnych badaniach.
Niemal wszystkie agencje związane w jakikolwiek sposób z przeciwdziałaniem zagrożeniom zdrowotnym stwierdzają, że obecnie istnieje zbyt mało danych, by można było w ogóle stwierdzić, czy szczepienia (ewentualnie które i kiedy stosowane) są bezpieczne dla organizmu, zwłaszcza noworodka i niemowlęcia. Brak też danych na temat ewentualnych konsekwencji długookresowych (np. w ciągu kilku, czy kilkunastu lat). Te materiały, które są obecnie, pozwalają jedynie stwierdzić, iż stosowanie szczepień pociąga za sobą niższe ryzyko powikłań i ciężkich odczynów rzutujących w znaczny sposób na stan zdrowia, niż ekspozycja na zachorowania, zwłaszcza w przypadku takich chorób jak odr., czy krztusiec.
Istniejące badania dowodzą także, iż kontakt z zakażeniem zwiększa ryzyko zachorowania mimo szczepienia, co ma wskazywać na konieczność możliwie najrozleglejszego tzw. "wyszczepienia" całej populacji (czasem nazywanej kohortą, albo stadem), czyli należy zadbać o to, by jak najwięcej dzieci (osób) zostało zaszczepionych po to, by zmniejszyć liczbę zachorowań, co znów zmniejszy ryzyko zetknięcia się z zakażeniem, a tym samym zmniejszy ryzyko zachorowania mimo szczepienia.
"W latach 1987–1998 w Kolorado zanotowano 505 potwierdzonych zachorowań na odrę oraz 1140 zachorowań na krztusiec, w tym u dzieci w wieku 3–18 lat odpowiednio 202 (40%) i 541 (47%) przypadków. Ryzyko zachorowania na odrę lub krztusiec było znamiennie zwiększone u dzieci zwolnionych ze szczepienia w porównaniu z zaszczepioną populacją, najbardziej wśród dzieci w wieku 3–10 lat [normalny wiek w którym dzieci w znakomitej większości przechodziły choroby tego typu - z tego powodu zostały one nazwane "chorobami zakaźnymi wieku dziecięcego" - przyp. autorki]. [...] ryzyko względne (RR) zachorowania na krztusiec w nieszczepionej populacji dzieci w wieku 3–18 lat było 10,6 [...] razy większe niż u zaszczepionych dzieci, natomiast w populacji w wieku 3–10 lat aż 26,1 [...] razy większe." [zwróćmy uwagę na lata objęte badaniem oraz datę publikacji].
Gwoli ścisłości trzeba dodać, że nawet publikacje nakłaniające do szczepień stwierdzają jednak wprost: "Nie ma środków zabezpieczających w 100% przed zachorowaniem na chorobę zakaźną, jednak szczepionki wielokrotnie zmniejszają niebezpieczeństwo. [...] Skutki uboczne pojawiają się tak rzadko, że bilans zysków i strat szczepień zostaje przechylony na stronę zysków." lub "ryzyko zakażenia naturalnego wirusem odry, Bordetella pertussis lub innymi drobnoustrojami jest nieporównywalnie większe niż ryzyko wystąpienia niepożądanych odczynów poszczepiennych". [por. Literatura, poz. 7]
Zatem "większe dobro" wymaga, by jak najwięcej dzieci (osób) zostało zaszczepionych, mimo istniejącego ryzyka. Usprawiedliwia się w ten sposób narażenie dzieci na ciężkie powikłania w imię "większego dobra". Musimy jednak także mieć stale na uwadze pytanie: jakie owo "większe dobro" ma znaczenie dla dziecka, które poniosło szkodę oraz jego rodziców i rodzeństwa? Dla wielu osób jest to co najwyżej i jedynie wybranie "mniejszego zła", kosztem niczemu niewinnych dzieci, co jest nie tylko nieetyczne, ale także nieludzkie. To w ich obronie głównie występują organizacje - niesłusznie nazywane przez ich przeciwników "antyszczepionkowymi", które popularyzują wiedzę o NOP oraz walczą o prawo do indywidualnych decyzji dotyczących szczepień. Odpowiedzialność społeczna dotyczy także tej części populacji, która na skutek szczepień - zwłaszcza gdy są one obowiązkowe, co jest wspierane sankcjami karnymi - ucierpiała.
A to tym bardziej, iż - jak choćby zwraca uwagę prof. Z. Rudkowski we wskazanej powyżej publikacji - "Bardzo słuszna jest zatem opinia Autorów komentowanego badania [cytowanego powyżej odn. zwiększenia ryzyka zachorowań - przy. aut.], że decyzję o zaszczepieniu należy podjąć po usłyszeniu porady i uświadomieniu przez lekarza, który powinien pamiętać o prawach pacjenta i odpowiedzialności społecznej, oraz po rozważeniu korzyści zdrowotnych i ryzyka szczepienia. Jak to wiele razy powiedziano, szczepienie zdrowego dziecka jest nie tylko mechanicznym podaniem szczepionki (tzw. masowe szczepienie), ale poważnym w następstwa złożonym działaniem lekarza (czasem zespołu konsultującego), zawsze opartym na wiedzy i najlepszej intencji zdrowotnej, podejmowanym za zgodą pacjenta lub jego opiekunów (mimo że jest to w Polsce obowiązkowe). Cały ten proces powinien być należycie udokumentowany, na co zwracają uwagę Autorzy komentowanego badania."
Organizacje walczące o dobrowolność szczepień, wskazują jednak, iż w przypadku szczepień obowiązkowych naruszane są (i teoretycznie, i co gorsza praktycznie) podstawowe prawa pacjenta (m.in. te wymienione w cyt. wyżej publikacji), co przejawia się najczęściej w:
1) braku pełnej informacji przekazywanej pacjentom lub rodzicom dziecka zarówno o korzyściach, jak i ryzyku konkretnego szczepienia,
2) braku informacji, co należy zrobić w przypadku wystąpienia niepokojących objawów po szczepieniu,
3) zaniechaniu badań, nawet u dzieci, u których występują alergie i niespecyficzne reakcje organizmu na różne czynniki,
4) zaniechaniu badań nawet w przypadku dzieci, w których rodzinie występują alergie i niespecyficzne reakcje organizmu na różne czynniki, w tym szczepienia i/lub poważne schorzenia w wyniku tzw. autoagresji bądź choroby/zaburzenia neurologiczne,
5) braku konsultacji ze specjalistami, nawet w przypadku dzieci, u których występują alergie i niespecyficzne reakcje organizmu na różne czynniki, a także, w których rodzinie występują poważne schorzenia w wyniku tzw. autoagresji lub choroby/zaburzenia neurologiczne,
6) swoistej "mechanizacji" szczepień tzn. ograniczenia do pobieżnej kontroli stanu zdrowia dziecka przed szczepieniem, bez wnikania w "indywidualną historię" zdrowia dziecka,
7) pomijaniu lub lekceważeniu zgłaszanych przez rodziców odbiegających od normy objawów po szczepieniach, traktowanie ich jak rezultatu "histerii nadopiekuńczej matki/ojca",
8) braku odpowiednich informacji (adnotacji) w historii choroby pacjenta o zgłaszanych problemach występujących po szczepieniu, które lekarz ma obowiązek zamieścić, nawet wówczas, gdy nie widzi związku wskazanych objawów ze szczepieniem,
9) braku lub znacznie zaniżonej liczbie raportów ze strony lekarzy o stwierdzonych lub zgłaszanych przez pacjentów niepożądanych odczynach poszczepiennych.
Podnoszą one również i ten argument, iż badania, które świadczą o tym, że zmniejszenie "poziomu wyszczepienia populacji" ma wpływ na zwiększenie liczby zachorowań wśród osób/dzieci szczepionych, w sposób jednoznaczny stawiają pod niemałym znakiem zapytania wartość i skuteczności szczepień, skoro uzyskana odporność jest na tyle "mała", iż zetknięcie się z zakażeniem wielokrotnie zwiększa (nawet do 20 razy) ryzyko zachorowania, mimo szczepienia (szczególnie w przypadku krztuśca).
Ważną kwestią wskazywaną przez organizacje jest także i to, że większość badań dotyczących ryzyka publicznego, przy nawet częściowej rezygnacji ze szczepień, pochodzi sprzed 15-20 lat (np. większość publikacji dotyczących wpływu braku szczepień na zdrowie publiczne pochodzi z lat 2000-2004 i obejmuje badania prowadzone w l. 1987–1999) i dotychczas nie zostały zweryfikowane/przeprowadzone ponownie, podczas gdy doświadczenie uczy, iż na przestrzeni 15-20 lat zmiany w stanie zdrowia populacji mogą być tak znaczące, iż wszystkie badania prowadzone wcześniej nadają się tylko "do kosza" lub dla historyków, choćby ze względu na takie zjawiska zachodzące od tamtego czasu, jak lawinowy wzrost zachorowań na autyzm, stwardnienie rozsiane i inne schorzenia autoimmunologiczne, nowotwory różnego rodzaju, alergie, nietolerancje, itp., a to wszystko mimo tego, że poza decydującymi czynnikami genetycznymi w rozwoju alergii, nowotworów, chorób autoimmunologicznych, itd., poważną rolę odgrywa zespół licznych czynników środowiskowych, które uległy znacznym zmianom (np. tzw. "zachodni" styl życia, czy "zespół ubogości mikrobiologicznej", zanieczyszczenie środowiska, w tym powietrza, wody, artykułów spożywczych, itd.). Z pewnością także na przestrzeni owych 15-20 lat zmieniła się w sposób znaczący technologia wytwarzania szczepionek. Od tamtego czasu znacznie - żeby nie powiedzieć dr.stycznie - wzrosła także liczba szczepionek podawanych dzieciom od pierwszej doby po urodzeniu do trzeciego roku życia. Liczba szczepionek podawanych w późniejszym okresie także wzrosła, ale nie tak znacząco, co nie zmienia postaci rzeczy, że również jest niemała.
Za istotny argument organizacje uważają także i to, że wszelkie badania wskazujące na wzrost "ryzyka publicznego" odnoszą zmniejszenie liczby szczepień (poziomu wyszczepienia w populacji) do wzrostu zapadolności na choroby zakaźne wieku dziecięcego, podczas gdy - skoro mowa o powikłaniach poszczepiennych - powinny się one odnosić do liczby i nasilenia powikłań na skutek zachorowań. NIE same bowiem zachorowania są zagrożeniem (całe pokolenia dzieci zapadały na te choroby wychodząc z nich w przytłaczającej większości bez szwanku), a jedynie ewentualne powikłania, które występują niezwykle rzadko, a jeszcze rzadziej pozostawiają po sobie trwały ślad, a tym bardziej poważne zaburzenia.
Trzeba tu obiektywnie stwierdzić, iż wiarygodnych badań, które odnosiłyby powikłania poszczepienne i ich skutki do powikłań chorobowych i ich skutków w zasadzie brak. A to jest poważna wada twierdzeń o zwiększeniu zagrożenia w przypadku zniesienia obowiązkowych szczepień przeciwko chorobom zakaźnym wieku dziecięcego.
Jednocześnie trzeba zaznaczyć, iż żadna szanująca się organizacja, która występuje przeciw obowiązkowym szczepieniom NIE mówi o zniesieniu szczepień na tak poważne choroby jak poliometylis (choroba Hainego-Medina), czy tężec. Apelują one jednak o rozwagę i czas na przeprowadzenie wiarygodnych badań.
A do czasu, gdy zyskamy pewność odnośnie:
- bezpieczeństwa poszczególnych szczepionek - samych patogenów, jak i dodatków do nich,
- łączenia ich w szczepionki tzw. trzy-, cztero-, pięcio- a nawet sześciowalentne, tzn. zawierające jednocześnie odpowiednio 3 (jak MMR) 4, 5 lub 6 patogenów (wirusów, bakterii),
- wieku, w którym można bezpiecznie podać dziecku konkretną szczepionkę,
proszą one także o to, by pozwolić rodzicom - jako najlepiej znającym swoje dzieci - wraz z ich lekarzami prowadzącymi, na indywidualne decyzje odnośnie podejmowanego ryzyka, liczby wykonywanych szczepień oraz czasu ich zastosowania.
Wskazują one przy tym, iż obowiązek szczepień pociąga za sobą nie tylko brak wyboru co do samego szczepienia, ale także brak wyboru co do samej szczepionki (konkretnego producenta), a to samo w sobie łamie podstawowe prawa pacjenta do wyboru sposobu leczenia/prewencji, a poza tym bardzo źle wpływa na konkurencję między firmami oraz dbałość o bezpieczeństwo i jakość szczepionek. Obowiązek szczepień powoduje także, iż lekarze zbyt małą wagę przykładają do indywidualnych przeciwskazań - wykazanie, iż szczepienie m o ż e wywołać niepożądane skutki jest dość trudne, a warunki "zwolnień" tak wyostrzone, że lekarze nie chcą się w nie angażować, tym bardziej, że zawsze znajdzie się lekarz (a nierzadko tzw. autorytet), który stwierdzi, że lekarz źle ocenił stopień ryzyka, albo błędnie uznał, że... (to widać w dyskusji na temat szczepień i szczepionek w samym środowisku lekarskim). Po co więc lekarz ma się narażać na nieprzyjemności. Łatwiej i szybciej jest "liczyć, że nic się nie stanie" - przecież większość dzieci jakoś przez to przechodzi, a - jak twierdzą "autorytety" -nawet jeśli mają zaburzenia, to nie z tego powodu. A to wszystko mimo że życie nauczyło nas niejednokrotnie, jak bardzo różne "autorytety" myliły się w wielu różnych kwestiach, jak dalece opinie większości prowadziły do fatalnych skutków, podobnie jak niewiarygodne są twierdzenia producentów leków (poparte badaniami!), czego przykładem niech będzie talidomid, czy - ponoć nieszkodliwy - APAP (paracetamol, którego podawanie dziecku w przypadku wystąpienia niepożądanych odczynów poszczepiennych - np. gorączki - jest błędem, o czym lekarze bardzo rzadko - a najczęściej wcale - uprzedzają rodziców!)[15]. Ci, którzy wierzą w etykę i rzetelność oraz "nieomylność" lekarzy zdają się zapominać, że każdy lekarz to tylko człowiek - ze wszystkimi ułomnościami, jakie się pojawiają u innych ludzi i w różnych zawodach, własnymi obciążeniami rodzinnymi, życiowymi, własnymi mniej lub bardziej traumatycznymi lub pozytywnymi doświadczeniami, itd. I choć lekarzom stawiamy wyższe wymagania etyczne, niż innym ludziom, to bycie lekarzem tego nie zmienia, i czy chcemy czy nie - ba! nawet czy sam lekarz tego chce, czy nie - wszystko to wpływa na jego wybory, jako lekarza.
Trzeba także zdawać sobie sprawę, iż poza patogenami (wirusami, bakteriami) szczepionki zawierają bardzo różne substancje pomocnicze, takie jak:
- adiuwanty wzmacniające działanie szczepionki (np. wodorotlenek glinu, fosforan glinu),
- środki konserwujące chroniące szczepionkę przed zanieczyszczeniami drobnoustrojami (np. tiomersal, formaldehyd, czyli kwas mrówkowy/formalina),
- substancje stabilizujące (np. cukry - laktoza, sacharoza, miód, białka - żelatyna, albumina ludzka, aminokwasy - glicyna, kwas glutaminowy oraz glicerol, sorbitol, chlorek magnezu, siarczan magnezu).
Adiuwanty to substancje dodawane do szczepionek, zawierające zbyt małe cząsteczki aby były wystarczająco skutecznymi antygenami. W sposób nieswoisty wzmacniają one immunogenność antygenów szczepionkowych (bakterii, wirusów w szczepionce), a co za tym idzie reakcję odpornościową immunizowanego (szczepionego) organizmu. Ingerują one zarówno w odporność komórkową jak i humoralną.
Przykłady stosowanych adiuwantów szczepionkowych:
- związki chemiczne: związki glinu, np. wodorotlenek glinu, siarczan glinu, fosforan glinu (prowadzono badania także nad azotanem ceru, siarczanem cynku, chlorkiem wapnia oraz koloidalnym wodorotlenkiem żelaza);
- emulsje olejowe: mieszaniny oleju oraz wody z dodatkiem tanzydów (tanzydy są substancjami powierzchniowo czynnymi, które stabilizują obie fazy emulsji, a przykładem takiego adiuwantu jest kompletny adiuwant Freuda (FCA), czyli emulsja oleju parafinowego w wodzie zawierająca emulgator i inaktywowane termicznie prątki gruźlicy Mycobacterium tuberculosis lub Mycobacterium butyricum, jednak bezpieczniejszy w stosowaniu jest niekompletny adiuwant Freuda (FIA), który jest emulsją wodno-olejową pozbawioną mykobakterii);
- produkty pochodzenia bakteryjnego: np. lipopolisacharyd ściany komórkowej bakterii G-(LPS), lipid A, lipoproteina ściany komórkowej bakterii G-(LP),
- toksoidy: nieaktywne i nietoksyczne dla organizmu toksyny (np.: toksoid krztuścowy, błoniczy),
- saponiny: rodzaj glikozydów, ich przydatność jest ograniczona ze względu na toksyczność np.: saponina Quil A.
Substancje konserwujące dodaje się do szczepionek celem zabicia lub powstrzymania rozwoju drobnoustrojów, zwłaszcza bakterii i grzybów.
Przykłady substancji konserwujących:
- fenol dodawany do opakowań wielodawkowych;
- tiomersal: związek organiczny zawierający etylortęć (jw.), działający bakteriobójczo i grzybobójczo w stężeniach 0,001-0,01%, poprawiający jakość mikrobiologiczną antygenów, ułatwiający także ich termiczną inaktywacje oraz stabilizujący je,
- formaldehyd (kwas mrówkowy/formalina): obecny w niektórych szczepionkach dla dzieci jak np. przeciwko grypie czy polio, jego dodatek eliminuje szkodliwe skutki obecnych w tych preparatach toksyn bakteryjnych,
- 2-fenoksyetanol: zapobiega bakteryjnym i grzybiczym zakażeniom szczepionek,
- antybiotyki dodawane w śladowych ilościach do szczepionek wirusowych, np.: neomycyna, streptomycyna oraz polimyksyna B, które osłabiają działanie zanieczyszczeń zewnętrznych, mogących zanieczyścić preparat w momencie namnażania wirusa.
Do opakowań jednodawkowych unika się dodawania substancji konserwujących.[7]
W szczepionkach znajdziemy również substancje występujące w ilościach śladowych, będące pozostałościami z procesu wytwarzania szczepionki - np. formaldehyd (jw.), białka jaja kurzego, białka drożdży, antybiotyki. Niektóre chemiczne substancje pomocnicze i dodatkowe przedstawione zostały w poniższej tabeli.
Substancje pomocnicze lub śladowe pozostałości z procesu produkcyjnego zawarte w szczepionkacha | |
Nazwa substancji | Szczepionka |
neomycyna | przeciwko grypie (IDflu, Vaxigrip, Vaxigrip Junior, Vaxigrip Tetra) |
MMR (Priorix, MMRvaxPro) | |
przeciwko ospie wietrznej (Varilrix) | |
przeciwko poliomyelitis (Imovax Polio) | |
DTPa + IPV (Tetraxim, Infanrix-IPV) | |
skojarzona przeciwko WZW typu A i B (Twinrix) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Pentaxim, Infanrix-IPV+Hib, Infanrix hexa, Hexacima) | |
polimyksyna B | przeciwko poliomyelitis (Imovax Polio) |
DTPa + IPV (Tetraxim, Infanrix-IPV) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Pentaxim, Infanrix-IPV+Hib, Infanrix hexa, Hexacima) | |
żelatyna | MMR (MMRvaxPro) |
białka jaja kurzego | przeciwko grypie (IDflu, Influvac, Influvac Tetra, Vaxigrip, Vaxigrip Junior, Vaxigrip Tetra, Fluarix, Agrippal) |
MMR (MMRvaxPro, Priorix) | |
przeciwko żółtej gorączce (Stamaril) | |
przeciwko zapaleniu mózgu przenoszonemu przez kleszcze (Encepur, FSME-Immun) |
|
białka drożdży | przeciwko WZW typu B (Engerix B, Euvax B, HBvaxPro, Hepavax Gene TF) |
skojarzona przeciwko WZW typu A i B (Twinrix) | |
przeciwko HPV (Silgard, Gardasil) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Hexacima, Infanrix hexa) | |
lateks (w elementach opakowania) |
przeciwko meningokokom (Menveo, HBvaxPro) |
tiomersal | D – szczepionka błonicza adsorbowana, d – szczepionka błonicza adsorbowana |
T – szczepionka tężcowa adsorbowana, TT – szczepionka tężcowa adsorbowanab | |
DT – szczepionka błoniczo-tężcowa adsorbowana, Td – szczepionka tężcowo-błonicza adsorbowanac | |
DTP – Szczepionka błoniczo-tężowo-krztuścowa adsorbowana (DTPw) | |
2-fenoksyetanol | przeciwko poliomyelitis (Imovax Polio) |
szczepionki wysoce skojarzone (Pentaxim) | |
DTPa, dTpa (Tripacel, Adacel) | |
przeciwko WZW typu A (Avaxim 160 U) | |
polisorbat 80 | przeciwko HPV (Silgard, Gardasil) |
przeciwko grypie (Influvac, Influvac Tetra) | |
przeciwko rotawirusom (RotaTeq) | |
dTpa (Boostrix) | |
przeciwko pneumokokom (Prevenar 13) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Infanrix-IPV+Hib) | |
formaldehyd | przeciwko poliomyelitis (Imovax Polio) |
przeciwko durowi brzusznemu (Typhim Vi) | |
przeciwko Haemophilus influenzae typu B (Act-Hib) | |
DTPa, dTpa (Tripacel, Adacel) | |
DT+IPV (Dultavax) | |
DTPa+IPV (Tetraxim, Infanrix-IPV) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Pentaxim, Hexacima, Infanrix hexa) | |
przeciwko grypie (IDflu, Influvac, Influvac Tetra, Vaxigrip, Vaxigrip Junior, Vaxigrip Tetra) | |
przeciwko WZW typu B (HBvaxPro) | |
przeciwko WZW typu A (Avaxim 160 U) | |
związki glinu | DTPa, dTpa (Tripacel, Adacel, Infanrix-DTPa, Boostrix) |
DTPa(dTpa)+IPV (Infanrix-IPV, Tetraxim, Boostrix Polio) | |
DT+IPV (Dultavax) | |
przeciwko pneumokokom (Synflorix, Prevenar 13) | |
przeciwko meningokokom grupy B (Bexsero) | |
przeciwko HPV (Cervarix, Silgard, Gardasil) | |
przeciwko WZW typu A (Avaxim) | |
przeciwko WZW typu B (Engerix B, Euvax B, HBvaxPro, Hepavax Gene TF) | |
skojarzona przeciwko WZW typu A i B (Twinrix) | |
przeciwko zapaleniu mózgu przenoszonemu przez kleszcze (Encepur) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Pentaxim, Infanrix-IPV+Hib, Infanrix hexa, Hexacima) | |
streptomycyna | DTPa+IPV (Tetraxim) |
przeciwko poliomyelitis (Imovax Polio) | |
szczepionki wysoce skojarzone (Pentaxim, Hexacima) | |
gentamycyna | przeciwko grypie (Influvac, Influvac Tetra) |
a Opracowano na podstawie Charakterystyki Produktu Leczniczego (ChPL) uwzględniając szczepionki dostępne w Polsce. b wycofana z produkcji, preparat ten zastąpiła szczepionka Tetana, która nie zawiera tiomersalu jako środka konserwującego, ale może zawierać jego śladową ilość jako pozostałość po procesie produkcyjnym c wycofana z produkcji, preparat ten zastąpiła szczepionka Clodivac, która nie zawiera tiomersalu jako środka konserwującego, ale może zawierać jego śladową ilość jako pozostałość po procesie produkcyjnym DTPa - skojarzona szczepionka przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi (bezkomórkowa), dTpa - szczepionka zawierająca toksoid tężcowy, zmniejszoną dawkę toksoidu błoniczego i bezkomórkowych komponentów pałeczki krztuśca, DTPw - skojarzona szczepionka przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi (całokomórkowa), HPV - ludzki wirus brodawczaka, MMR - szczepionka skojarzona przeciwko odrze, śwince i różyczce, WZW - wirusowe zapalenie wątroby |
|
Poszczególne preparaty różnią się zawartością substancji dodatkowych (szczegółowy skład - p. Charakterystyka Produktu Leczniczego (pkt 2. [Skład ilościowy i jakościowy] i 6.1 [Wykaz substancji pomocniczych]). |
Źródło: Medycyna Praktyczna
Co prawda nie zarzucono całkowicie badań nad wpływem szczepionek - zarówno samego szczepienia (silny bodziec dla układu odpornościowego, zwłaszcza w przypadku połączenia kilku szczepionek w jednym podaniu), jak i działania poszczególnych patogenów (niektórych mechanizmów wpływu samego wirusa lub bakterii na działanie biochemiczne organizmu). Badaniami objęty jest także wpływ substancji konserwujących, stabilizujących i wzmacniających, na zmiany w organizmie dziecka, zwłaszcza w świetle ostatnich odkryć dotyczących predyspozycji genetycznych i subtelnych, a znaczących zmian biochemicznych organizmu w okresie intensywnego rozwoju i stabilizacji mózgu w fazie prenatalnej (ciąży), okołoporodowej, postprenatalnej (noworodkowej) i wczesnego dzieciństwa. Badania te dotyczą również zaburzeń biochemicznych powodujących nadmierne "przycinanie" neuronów w wieku przedszkolnym i szkolnym.
Niestety wszystkie badania tego typu uległy dr.stycznemu ograniczeniu, m.in. przez odebranie (nieprzyznawanie) funduszy państwowych i prywatnych na sfinansowanie badań, jak również część badaczy została zniechęcona (zaczęła mieć obawy) na skutek ogromnej burzy rozpętanej wokół raportu Wakefielda, a następnie jego przyznania się do fałszerstwa, rozdmuchanego dodatkowo przez koncerny farmaceutyczne, co deprecjonuje z góry badaczy i ich wyniki wszelkich badań potwierdzających - nawet gdy potwierdzają one tylko w pewnym stopniu lub sygnalizują - udział szczepień w występowaniu autyzmu lub innych problemów zdrowotnych, szczególnie u dzieci. Problemy w tym względzie pogłębiają także intensywne przeciwdziałania bardzo silnego lobby farmaceutycznego, mające wpływ na decyzje finansowe Kongresu i rządu USA, a także rządów w Europie. Od roku 2010 - od czasu afery ze sfałszowaniem badań A. Wakefielda - artykuły o badaniach i obserwacjach wskazujących, iż szczepionki mogą mieć wpływ na wyzwalanie autyzmu, prawie się nie ukazują, a jeśli już, to publikują je głównie organizacje przeciwdziałające obowiązkowym szczepieniom oraz popularyzujące wiedzę o niepożądanych odczynach poszczepiennych (NOP), a czasem portale, czasopisma i gazety "specjalizujące się" w spiskowych teoriach, co niestety źle służy kwestiom ochrony szczepieniami oraz powtrzymaniu NOP (wszelkim, bez względu na ich konsekwencje).
Teoretycznie wszystkie substancje pomocnicze w szczepionkach zostały dokładnie zbadane i występują w bezpiecznej ilości dopuszczonej przez instytucje zajmujące się rejestracją szczepionek. Jednak w praktyce - jak podnoszą inni badacze - niektóre substancje pomocnicze mogą wywoływać reakcje alergiczne (anafilaktyczne, czyli takie, które pobudzają przeciwciała IgE), co należy uwzględnić w czasie kwalifikacji do szczepienia (np. uczulenie na białko jaja kurzego, żelatynę, tiomersal, neomycynę, lateks), czego niestety wcześniej się nie sprawdza u dzieci (tak jest przynajmniej w Polsce), tym bardziej iż niektóre szczepienia podaje się już w pierwszej dobie po urodzeniu, gdy brak jest jeszcze jakiejkolwiek wiedzy o stanie zdrowia dziecka..
O ile toksyczność zależy jednak przede wszystkim od przyjętej dawki, a nie tylko od charakteru substancji (na przykład witaminy D czy A, z jednej strony są konieczne do prawidłowego funkcjonowania organizmu, a z drugiej – w odpowiednio większej dawce – mogą spowodować ciężkie zatrucie), to przy reakcjach uczuleniowych nie ma znaczenia dawka (ilość substancji), a samo jej występowanie, często nawet w ilościach śladowych.
Producenci szczepionek i niektórzy badacze twierdzą, że wszystkie substancje dodatkowe w szczepionkach są w dopuszczalnej dawce, bezpiecznej dla zdrowia dzieci i osób dorosłych. Żadne jednak źródła nie donoszą (poza ulotkami do leku, których polscy - ale nie tylko - rodzice zazwyczaj nie otrzymują) o wynikach sprawdzianu w niezależnych badaniach ani rodzajów pojawiających się reakcji alergicznych, ani ich ciężkości, ani częstości ich występowania.
Podobnie brak jest wyników badań, w jakim stopniu rtęć, aluminium (glin) i inne toksyczne substancje gromadzą się w organizmie dziecka, w jakim stopniu nakładają się na takie same zagrożenia pochodzące z innych źródeł (wody, powietrza, żywności), podczas gdy zarówno rtęć, jak i aluminium kumulują się w organizmie (nie są wydalane) i po jakimś czasie mogą stać się dla organizmu groźne. Nie wiadomo też, czy czas ten jest jednakowy dla każdego organizmu, czy też istnieją poważne odchylenia od tej normy. Ponadto, bez wiarygodnych odpowiedzi pozostają pytania: Czy każdy organizm ma taką samą tolerancję na identyczne ilości zanieczyszczeń? Czy każdy organizm jest w stanie poradzić sobie z nimi bez skutków negatywnych? Tego również na razie nie wiemy, choć - jak opisano wyżej - istnieją już całkiem poważne wskazania, iż gospodarka biochemiczna u dzieci z autyzmem jest zaburzona.
W przypadku różnych substancji zarówno egzogennych (zewnętrznych), jak i przy procesach zachodzących wewnątrz organizmu wystąpić też mogą objawy nadwrażliwości, czyli reakcje anafilaktoidalne, tzn. takie, które nie pobudzają przeciwciał IgE. Reakcja anafilaktoidalna, to reakcja, która klinicznie przypomina reakcję anafilaktyczną, ale nie dochodzi w niej do zmian w zakresie IgE. Zachodzą tu nieimmunologiczne mechanizmy aktywacji komórek tucznych[8] (bez reakcji antygenu, czyli bakterii/wirusa z przeciwciałem). W reakcjach anafilaktoidalnych dochodzi do uwalniania w dużych ilościach histaminy oraz substancji naczynioaktywnych, co zwiększa przepuszczalność naczyń i powoduje obrzęki, przekrwienia błon śluzowych, a także spadki ciśnienia. W przypadku reakcji na leki częściej niż do reakcji anafilaktycznych dochodzi do reakcji anafilaktoidalnej lub inaczej – idiopatycznej, wywołującej wstrząs niealergiczny. Reakcje anafilaktoidalne mogą zostać wywołane przez każdą substancję, jak choćby "niewinną" witaminę C i już przy pierwszym zetknięciu, bez wcześniej manifestowanych objawów (np. przy wcześniejszej ekspozycji nie wystąpiła wysypka, opuchlizna, czy katar), co zazwyczaj ma miejsce przy reakcjach anafilaktycznych. Reakcję anafilaktoidalną najczęściej wywołują takie czynniki, jak: stosowane w radiologii środki kontrastowe (na przykład dekstran), narkotyczne środki przeciwbólowe (najczęściej morfina), niesteroidowe leki przeciwzapalne (głównie aspiryna), leki zwiotczające mięśnie, niektóre substancje chemiczne dodawane do żywności jako konserwanty, stabilizatory bądź środki przeciwzbrylające, koloryzujące, poprawiające smak i zapach.
Przy tego typu reakcjach, połączonych z genetycznie wywołanymi zaburzeniami neuroprzekaźnictwa i gospodarki biochemicznej, zwłaszcza zachodzącej w wątrobie, mogą wystąpić poważne zakłócenia w rozwoju układu nerwowego, w tym przede wszystkim mózgu. Reakcje alergiczne bowiem mogą pozostawić po sobie już zniszczone tkanki (zidentyfikowane mylnie jako zagrożenie lub zniszczone "przy okazji" niszczenia "zagrożenia"), ale także wyuczone reakcje układu odpornościowego na własne tkanki, czyli tzw. choroby autoimmunologiczne. Ich przyczyny do końca także nie są jeszcze poznane, ale wiadomo już, iż najprawdopodobniej - mówiąc w uproszczeniu - "skojarzenie" konkretnego patogenu z komórkami, w których się on umiejscowił, może potem przy każdym zetknięciu się z tym patogenem (a przecież każdy z nas styka się z milionami mikrobów codziennie), wywoływać reakcję alarmową układu odpornościowego i stan zapalny w tkankach skojarzonych wcześniej z owym patogenem. Możliwe jest też, iż bez zetknięcia się z patogenem stan zapalny tkanek skojarzonych wcześniej z owym patogenem przechodzi w stan przewlekły, z okresowymi zaostrzeniami. Jak mówią badacze zaangażowani w badania biochemii organizmu i problemów układowych: "Istnieje coraz więcej dowodów na to, że układ odpornościowy może być zaangażowany w autyzm. Prowadzimy prace przede wszystkim z perspektywy genetycznej i postmortem w tej kwestii". (M.Casnova, 2013)
Innym "podejrzanym" przez badaczy poszukujących odpowiedzi na pytanie o tak gwałtowny wzrost występowania autyzmu związkiem był/jest acetaminofen, czyli popularny i - w opinii większości ludzi nieszkodliwy - paracetamol. Tylenol (nazwa, jaką producent Johnson & Johnson nazwał "swój paracetamol") podawano często dzieciom, u których po szczepieniu wystąpiła gorączka. Jednak części dzieci zalecono ibuprofen. Ankieta online skierowana do rodziców ujawniła, że dzieci przyjmujące acetaminofen w celu złagodzenia reakcji na MMR znacznie częściej zapadały na ASD niż dzieci przyjmujące ibuprofen: "Dzieci, które stosowały acetaminofen w wieku 12-18 miesięcy były ponad osiem razy bardziej narażone na ASD [zaburzenie autystyczne], gdy uwzględniono wszystkie dzieci [...] i ponad 20 razy częściej w grupie już występujących u dzieci zaburzeń ASD, gdy wyniki badań ograniczono się do dzieci, u których wystąpiła regresja."
Jednocześnie inne badania wskazały, że podczas ciąży nadnerczowy androgen, który jest prekursorem estrogenu dehydroepiandrosteronu (DHEA) był sulfonowany (niejako dezaktywowany przez siarkę) w celu jego przechowywania jako siarczan DHEA. Dehydroepiandrosteron jest chemicznie podobny do testosteronu oraz estradiolu i może łatwo być w nie przekształcony, dlatego jest uważany za prekursora obu tych hormonów, których prawidłowe wydzielanie i gospodarowanie nimi podczas ciąży jest bardzo istotne, a z pewnością jest ono związane z płcią dziecka. Mogłoby to wyjaśniać związek ASD z płcią (częstszym występowaniem u chłopców). Już wcześniej badacze zaobserwowali, że "ścieżka" sulfonowania DHEA w wątrobie, ma prawdopodobnie jakiś związek z występowaniem ASD. Jednak znaczenie tego androgenu w warunkach zdrowia i choroby nie zostało jeszcze dokładnie poznane.
Ponadto reakcja sulfonowania DHEA wymagała jako kofaktora (związku chemicznego "współpracującego" z enzymami) glutationu (GSH), którego poziom jest często bardzo niski u dzieci z ASD. Jego niedobory więc uniemożliwiają przekształcenie większość DHEA w dezaktywowany siarczan DHEA. Glutation jest głównym środkiem "odtruwającym" organizm i przeciwutleniaczem, szczególnie silnie działającym w wątrobie.
Biochemik, William Shaw przedstawił przekonujące dowody potwierdzające działanie obniżające paracetamolu na poziom glutationu. Shaw przypisał acetaminofenowi wiele innych zaburzeń, w tym epidemię astmy. Shaw pisał: "Znaczne obniżenie GSH w następstwie toksyczności acetaminofenu w wątrobie, przyciągnęła najwięcej uwagi w medycznej społeczności naukowej, ponieważ często może być śmiertelne lub wymagać przeszczepienia wątroby lub masywnego leczenia w nagłych wypadkach, aby zapobiec niewydolności wątroby (wątroba jest narządem o największej koncentracji GSH). Jednak toksyczność acetaminofenu jest związana z szeroką gamą innych zaburzeń u ludzi i/lub zwierząt doświadczalnych, w tym raka, wad wrodzonych, astmy, alergii i toksyczności dla mózgu".
Często organizacje podnoszą również kwestie oskarżania rodziców o niewiedzę, a nawet wręcz głupotę, ostracyzmu (wykluczenia) społecznego z powodu nieszczepienia dzieci, u których lub u których rodzeństwa wystąpiły powikłania po szczepieniach. Oskarżenia te, często wspierane przez lekarzy (nie koniecznie praktyków!) są źródłem pomijania obserwacji rodziców, dotyczących ich dziecka i reakcji na szczepienia i/lub leki, podczas gdy to rodzice przebywają z dzieckiem na co dzień, obserwują je i znają je najlepiej, dzięki czemu są w stanie zwrócić uwagę na odstępstwa od normy, w jakiej do tej pory dziecko pozostawało. Skłonność lekarzy do lekceważenia sygnałów od rodziców często powoduje zbyt późne diagnozy, a z tego powodu również pogłębienie zmian, które można było hamować już w początkach, a dodatkowo niestety dokładanie kolejnych zagrożeń (np. leków, następnych szczepień), które mogą znacznie pogorszyć stan dziecka, tym bardziej, iż obumarłych komórek mózgu nie można już potem odtworzyć. Ponadto owo lekceważenie nakłada się na kampanię strachu promowaną przez producentów farmaceutyków, którzy strasząc społeczeństwa epidemiami, powodują, że rodzice nie szczepionych dzieci są obrażani, poniżani, oskarżani o stwarzanie zagrożenia dla społeczeństwa, z którego to powodu wraz z dziećmi powinni być zamykani w gettach (jeśli nie w więzieniach), itd.
Dyskusje i wzajemne oskarżenia trwają na całym na świecie. Część krajów bądź to nie wprowadzała w ogóle obowiązkowych szczepień, część na skutek doniesień o poważnych skutkach wycofała się z obowiązkowych szczepień, zwykle częściowo, pozostawiając jako obowiązkowe tylko te zapobiegające najcięższym chorobom. W krajach tych postawiono na uświadomienie ludziom potrzeby zapobiegania, zwłaszcza zakażeniom niosącym stosunkowo duże ryzyko niebezpiecznych powikłań. W krajach tych rodzice mają także możliwość wyboru rodzaju szczepionki (producenta), analogicznie do możliwości przyjmowania/podawania (lub nie) każdego innego leku oraz wyboru jego producenta.
Literatura:
- E.K. Barbour. Evaluation of 12 stabilizers in a developed attenuated Salmonella Enteritidis vaccine. Vaccine, 20, 2002, 17-18
- K. Blecharz-Klin, I. Joniec-Maciejak, A Piechal, J. Pyrzanowska, A. Wawer, E. Widy-Tyszkiewicz E: Paracetamol impairs the profile of amino acids in the rat brain, Environ Toxicol Pharmacol. styczeń 2014, Vol. 37 (1), s. 95-102
- R.E.Brandlistuen, E.Ystrom, I.Nulman, G.Koren, H.Nordeng, Prenatal paracetamol exposure and child neurodevelopment: a sibling-controlled cohort study, International Journal of Epidemiology , Volume 42, Issue 6, 1 December 2013, Pages 1702–1713 (online)
- M. Casnova, M.D., Acetaminophen (Tylenol) and the autism epidemic, (online)
- M. Casnova, M.D., A safe way to study fever's dr.matic relief of autistic behavior? (online)
- G. Chodaczek: Adiuwanty jako czynniki podnoszące skuteczność szczepionek, Postępy Hig. Med. Dosw. (online), 58: 47–59, 2004
- K. Dzierzbicka, A.M. Kołodziejczyk: Adiuwanty – niezbędne składniki szczepionek nowej generacji. Postępy Biochemii; 52, 2: 204-211, 2006
- D.R. Feikin, D.C. Lezotte, R.F. Hamman, D.A. Salmon, R.T. Chen, R.E. Hoffman, Individual and community risks of measles and pertussis associated with personal exemptions to immunization, JAMA, Vol. 284/2000 s. 3145-3150 - Tłumaczenie oraz komentarz prof. dr hab. med. Zbigniewa Rudkowskiego: Indywidualne i społeczne ryzyko zachorowania na odrę lub krztusiec związane ze zwolnieniami ze szczepień, Medycyna Praktyczna
- England and Wales High Court (Administrative Court) Decisions, Walker-Smith v General Medical Council [2012] EWHC 503 (Admin) (07 March 2012), (online)
- GMC
- P. Górska: Adiuwanty oraz substancje konserwujące i stabilizujące zawarte w szczepionkach. [w[: W. Magdzik, D. Naruszewicz-Lesiuk, A. Zieliński: Wakcynologia (2-gie wydanie). Bielsko-Biała: α-medica press; 68, 2007
- R.K. Gupta, et al.: Adjuvants – a balance between toxicity and adjuvanticity. Vaccine; 11, 3: 293-306, 1993
- V. Iannelli, M.D., Andrew Wakefield Is Not A Fraud? (online)
- M. Kandefer-Szerszeń: Ćwiczenia z immunologii, wyd. Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin, 2006
- O. Kayser, R.H. Muller: Biotechnologia farmaceutyczna, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, 2003
- S. Mayor, Authors reject interpretation linking autism and MMR vaccine, BMJ, Vol. 328(7440) s. 602, 2004 (online)
- M. Mrozińska, E. Bernatowska, L. Szenborn i wsp.: Skład szczepionek - korzyści i zagrożenia, 2003
- J. Mrukowicz, M. Ściubisz, Czy szczepionki zawierają toksyczne składniki? (online)
- M. Olszak, Elementy składowe szczepionek, (online)
- M. Patyk, J. Silicki, R. Mazur, R. Kręcichwost, D. Sokołowska-Dąbek, U. Zaleska-Dorobisz, Radiomics – the value of the numbers in present and future radiology, Polish Journal of Radiology, Vol. 83/2018, s. 171-174
- L. Podsiadło, A. Urbanik, M. Kuniecki, J. Kozub, B. Sobiecka, Obrazowanie mózgowych ośrodków emocji przy pomocy funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, Polish Journal of Radiology, Vol. 72(1)/2007, s. 245-246
- B. Rimland, The autism epidemic, vaccinations, and mercury., Journal of nutritional & environmental medicine 2000,10, s. 261–266
- Rimland B. The autism explosion. Autism research review international 1999; 13(2) s. 3–5. (pobrane ze strony http://www.ariconference.com/ari/newsletter/132/page3.pdf)
- I. Rywczak, Ryzyko związane ze szczepieniami i chorobami, którym zapobiegają – cz. 5: poliomyelitis, Medycyna Praktyczna
- C.D. Skene, P. Sutton: Saponin-adjuvanted particulate vaccines for clinical use. Methods; 40, 1: 53-59, 2006
- M. Ściubisz, Ryzyko związane ze szczepieniami i chorobami, którym zapobiegają – cz. 6: odr., świnka i różyczka, Medycyna Praktyczna
- John MD Thompson, K.E. Waldie, C.R. Wall, R. Murphy, E.A. Mitchell, the ABC study group: Associations between Acetaminophen Use during Pregnancy and ADHD Symptoms Measured at Ages 7 and 11 Years, PLOS One, 2014 (online)
- S.Tzorfas, Recovering Autism, ADHD, & Special Needs: A Guide to Help Parents and Those who Work with Children Heal their Children Now, Shell Publications 2013
- A. Urbanik, J. Aleksandrowicz, M. Binder, B. Sobiecka, J. Kozub, R. Chrzan, Obrazowanie bólu i analgezji przy użyciu fMRI, Polish Journal of Radiology, Vol. 72(3)/2007 s. 246
- H. Viberg, P. Eriksson, T. Gordh, A. Fredriksson: Paracetamol (acetaminophen) administration during neonatal brain development affects cognitive function and alters its analgesic and anxiolytic response in adult male mice. Toxicological Sciences, 3-2014, 138 (1): s. 139-147
- J. Walecki, A. Sybilski, K. Kamińska, M. Szczerbicki, Obraz MRI w zespole Aspergera, Polish Journal of Radiology, Vol. 72(1)/2007, s. 244
- Dr A.J. Wakefield, FRCS, S.H. Murch, MB, A. Anthony, MB, J. Linnell, PhD, D.M. Casson, MRCP, M. Malik, MRCP, M. Berelowitz, FRCPsych, A.P. Dhillon, MRCPath, M.A. Thomson, FRCP, P. Harvey, FRCP, A. Valentine, FRCR, S.E. Davies, MRCPath, J.A. Walker-Smith, FRCP, Ileal-lymphoid-nodular hyperplasia, non-specific colitis, and pervasive developmental disorder in children. Retracted. (Rozrost limfoidalno-guzkowaty, nieswoiste zapalenie jelita grubego i całościowe zaburzenie rozwojowe u dzieci), The Lancet, Vol. 351, 28.02.1998
- L. Zeyan, MPH; B. Ritz, MD, PhD; C. Rebordosa, MD, PhD; P-C. Lee, PhD; J. Olsen, MD, PhD: Acetaminophen Use During Pregnancy, Behavioral Problems, and Hyperkinetic Disorders; American Medical Association, JAMA Pediatrics, Vol. 168(4)/2014 s. 313-320
- J. Żeromski, Immunologia. 19: Szczepienia 1996
[1] ICD-10 - Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych opracowana przez WHO (Światową Organizację Zdrowia)
[2] DSM-V - (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders) klasyfikacja zaburzeń psychicznych stworzona przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne
[3] Dawson, McPartland, Ozonoff, 2015
[4] Sacks, 2008
[5] Banaszak 1990, Canele 1987, Jaeken, Van den Berghe 1984
[6] Bekkeren 1984
[7] cytat wprost: e-biotechnologie.pl
[8] Komórki tuczne (mastocyty) – komórki tkanki łącznej oraz błon śluzowych, mające okrągły lub owalny kształt, powstające z prekursorów szpikowych (prawdopodobnie tych samych, co bazofile), do miejsca ostatecznego osiedlenia niedojrzałe docierają wraz z krwią. W tkankach docelowych ostatecznie dojrzewają. Najczęściej można spotkać je w okolicy niewielkich naczyń krwionośnych w narządach stykających się ze środowiskiem zewnętrznym, w tkance łącznej (otrzewna) lub wokół nerwów. Jądro komórkowe jest niewielkie, chromatyna skondensowana, aparat Golgiego jest dobrze rozbudowany, pozostałe organella są słabo rozwinięte. W cytoplazmie znajdują się liczne, ciemne, zasadochłonne ziarna, mające właściwość metachromazji. Błona komórkowa tworzy liczne mikrokosmki. Ziarnistości mastocytów są bogate w histaminę i heparynę. Ponadto pobudzone wydzielają prostaglandyny i cytokiny (np. interleukinę 4 i TNF-α). Zawierają również proteazy (np. tryptazę lub chymazę). Na ich powierzchni znajduje się receptor FcεRI wiążący przeciwciała IgE. Mastocyty zostały odkryte i opisane po raz pierwszy przez Paula Ehrlicha w 1876 roku. Są elementem układu immunologicznego i biorą udział w obronie organizmu przed pasożytami, bakteriami i innymi drobnoustrojami. Odgrywają rolę zarówno w mechanizmach odpowiedzi immunologicznej wrodzonej, jak i nabytej. Ich zasadniczą rolą jest wywoływanie lokalnego stanu zapalnego (m.in. alergie) w reakcji na czynniki egzogenne (zewnętrzne). Pełnią istotną rolę w rozpoznawaniu antygenów patogenów (wirusów i bakterii), ich rola w mechanizmach nabytej odpowiedzi immunologicznej opiera się na zdolności do prezentowania antygenu oraz różnorodnego działania uwalnianych cytokin i innych czynników humoralnych (przeciwciała produkowane przez limfocyty B, znajdujące się w bezkomórkowym płynie (łac. humor - płyn), np. w osoczu krwi, czy płynie tkankowym, których celem jest "oznakowanie" celów dla ataku ze strony układu odpornościowego). W procesie rozwoju reakcji zapalnych, w tym alergicznych, substancje wydzielane w dużych ilościach (mediatory preformowane i syntetyzowane de novo) przez mastocyty (degranulacja) mogą wywoływać objawy układowe, w tym wstrząs anafilaktyczny. Bezpośredni sygnał do degranulacji (degranulacja jest to gwałtowne uwolnienie na zewnątrz zawartości ziarnistości) stanowi między innymi reakcja antygenu z przeciwciałami IgE znajdującymi się na powierzchni błony komórkowej komórki tucznej. Sygnałem indukującym degranulację może być też związanie wzorców drobnoustrojów przez inne receptory (w tym TLR). Substancje uwolnione przez mastocyt powodują degradację składników istoty międzykomórkowej, poszerzenie kapilar, napływ granulocytów – skutkiem tego jest powstawanie stanu zapalnego. Nadmierna proliferacja (namnażanie) komórek tucznych jest przyczyną mastocytozy. W przebiegu tej choroby komórki tuczne gromadzą się w skórze (mastocytoza skórna) lub w narządach wewnętrznych (mastocytoza układowa). Ponadto u psów i kotów często występuje nowotwór komórek tucznych czyli mastocytoma. (Źrodło: Wikipedia)
[9] E.R. Ritvo, Autism treatments proposed by clinical studies and human genetics are complementary, Translational Psychiatry. 2014 Jul; 4(7): e415, Publikowane online: 29-06-2014
[10] Ignaz P. Semmelweis-opis
[11] Centers for Disease Control and Prevention - Data & Statistics - Identified Prevalence of Autism Spectrum Disorder ADDM Network 2000-2014 Combining Data from All Sites
Prevalence of Autism Spectrum Disorder Among Children Aged 8 Years — Autism and Developmental Disabilities Monitoring Network, 11 Sites, United States, 2014
Socioeconomic inequality in the prevalence of autism spectrum disorder: evidence from a U.S. cross-sectional study. (PubMed)
Summary of Autism Spectrum Disorder (ASD) Prevalence Studies
Key Findings: Trends in the Prevalence of Developmental Disabilities in U. S. Children, 1997–2008
[12] "The main thrust of the paper was the first description of an unexpected intestinal lesion in the children reported [...] We wish to make it clear that in this paper no causal link was established between MMR vaccine and autism as the data were insufficient. However, the possibility of such a link was raised and consequent events have had major implications for public health. In view of this, we consider now is the appropriate time that we should together formally retract the interpretation placed upon these findings in the paper."
[13] Oświadczenie o wycofaniu artykułu Ileal-lymphoid-nodular hyperplasia, non-specific colitis, and pervasive developmental disorder in children. Retracted. (Rozrost limfoidalno-guzkowaty, nieswoiste zapalenie jelita grubego i całościowe zaburzenie rozwojowe u dzieci), The Lancet, Vol. 375, Issue 9713, P445, 06.02.2010 (online
[14] urodziny synka Wakefielda
[15] miejscem metabolizmu paracetamolu jest wątroba, gdzie 95% przyjętego leku przekształcane jest do nieaktywnych siarczanów i glukuronianów, natomiast pozostałe 5% paracetamolu ulega przemianie do wyjątkowo toksycznej dla wątroby N-acetylo-p-benzochinoiminy, która jest natychmiast przekształcana pod wpływem silnego antyutleniacza wątrobowego, zwanego glutationem, do związków nietoksycznych. Wydolność glutationu wątrobowego ma swoje ograniczenia, dlatego u osób zdrowych paracetamol może stać się toksyczny już w dawce dobowej przekraczającej 10 g na skutek gromadzenia się wspomnianej już N-acetylo-p-benzochinoiminy. Do syntezy glutationu niezbędny jest aminokwas cysteina pochodzący z pożywienia.
Dlatego na toksyczne działanie paracetamolu szczególnie wrażliwi są ludzie cierpiący z powodu przewlekłych chorób wątroby (m. in. alkoholicy) lub z innych chorób ogólnoustrojowych, a także głodzeni albo wyniszczeni, ponieważ rozwija się u nich niedobór cysteiny, a co za tym idzie spada ilość glutationu w wątrobie. Niedobór glutationu uniemożliwia natychmiastową neutralizację N-ace-tylo-p-benzochinoiminy i u osób tych przyjęcie dobowej dawki paracetamolu w ilości 6 g lub większej może doprowadzić do uszkodzenia wątroby.