Odsłony: 48234

Zakaz używania fajerwerkówSłuch to jeden z najlepiej rozwiniętych zmysłów u psa. Pies rejestruje dźwięki z zakresu od 16 Hz do 50.000 Hz, podczas gdy człowiek tylko do 20.000 Hz. To sprawia, że pies potrafi usłyszeć szmer poruszającej się myszy z odległości około 20 metrów - podczas gdy ludzie ten sam szmer usłyszą z odległości 3 metrów.
Wrażliwość słuchu sprawia, że dźwięk wybuchu jest dla psa bardzo nieprzyjemny i w konsekwencji może skończyć się nawet uszkodzeniem słuchu!
To dlatego często podczas wybuchów fajerwerków psy rzucają się do panicznej ucieczki, zrywają się ze smyczy w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. NAWET TE NAJSPOKOJNIEJSZE mogą się spłoszyć, gdy wybuch nastąpi BLISKO!!!
A pamiętać też musimy, że strzał, który my słyszymy jako bardzo daleki, jest o wiele głośniejszy dla każdego psa. Wyobraźmy więc sobie co czują psy, które są lękliwe?!

Gdy miałam lękliwego pieska, każdy Sylwester to był koszmar. Dla suni niemal zawał lub wylew, tętno galopujące, oddech chrapliwy, urywany, oczy ze strachu wychodzące z orbit i próby zakopania się gdziekolwiek, i to takie, że pazury były odrywane od ciała do krwi, a nawet betonowe ściany (o tynku można nie wspominać oczywiście!) tego nie wytrzymywały! Prób połamania kończyn, szczęki, stawów biodrowych i żeber nie zliczę, ale do tego już nie dopuszczałam - uznawałam, że sytuacja jednak wymaga interwencji. Zwłaszcza po tym, gdy tak się wbiła pod wannę, że niewiele brakowało, a trzeba byłoby zrywać wannę. 
I to wszystko po tym, jak dziewczynka dostawała "petardę" środków uspokajających - więcej już nie można było, bo było ryzyko zagrożenia życia - i chyba tylko dzięki temu nie przypłacała szaleństw hukowych zawałem lub wylewem. W rzeczywistości chyba tylko narkoza byłaby skuteczna :'( a ja zupełnie poważnie rozważałam taką ewentualność, bo choć "twarda ze mnie sztuka", to i mnie trudno było wytrzymać widok tej biednej psiny. Niestety, narkoza nie byłaby bezpiecznym wyjściem. A my z córką już nie wiedziałyśmy, co jeszcze wymyślić, by uchronić biedną sunię przed nią samą: próbowałyśmy nawet "zatykać" jej uszy, żeby choć trochę jej ulżyć, włączać w łazience, do której się chowała, głośno grające radio, żeby zagłuszyć huk. Wszystko na nic!

A w finale obie - tzn. ja i sunia - siedziałyśmy w wannie, bo tam pies sobie krzywdę nie bardzo mógł zrobić i trudno jej się było wyrwać, bo ścianki gładkie i śliskie, a mnie łatwiej było ją utrzymać, bo siły dostawała w panice takiej, że gdy tylko się o coś zaczepiła to potrafiła iść "po trupach", a utrzymanie jej - nawet w tej wannie - było naprawdę dużą sztuką, mimo jej jedynych 11 kg. (cieszyłam się, że nie jest bernardynem!).

Szukałam rady, bardzo chciałam pomóc mojej dziewczynce. Wielokrotnie wtedy słyszałam, czego mi NIE WOLNO robić, a głównie:
- nie głaskać,
- nie pocieszać, a jeśli już mówić, to spokojnie,
- a najlepiej - ignorować.
Trudno się było do tego stosować, gdy psina robiła sobie krzywdę i w każdej chwili mogła zejść na serce na przykład. I tak szło, coraz gorzej i trudniej, choć udało nam się przeżyć razem 16 Sylwestrów, to jednak przypłaconych taką męczarnią psa, która w końcu w starszym wieku stała się przyczyną wylewu do mózgu, że do końca swoich dni będę pamiętać, nie mówiąc już o tym, że przyzwyczaiłam się do tego wannowego świętowania i po odejściu suni zupełnie nie umiałam sobie zorganizować Sylwestra! I choć nawet kiedyś lubiłam popatrzeć na te seanse światła i koloru (ale nigdy nie aż tak, żeby strzelać), to znienawidziłam je do końca swoich dni! A gdy brałam też udział w poszukiwaniach - często niestety bezowocnych - psów przyjaciół, ratowaniu zwierząt potrąconych przez pojazdy, a potem też zdałam sobie sprawę z tego, co przeżywają zwierzęta gospodarskie i dzikie w tym czasie, ile z nich ginie, w tym także od lampionów, którymi niektórzy zastąpili fajerwerki, moja nienawiść nabrała koloru i stała się nieprzejednana!

Najgorsze było to, że niestety - mimo iż pytałam kogo tylko mogłam - nikt mi (poza radą podania leków) nie umiał powiedzieć: CO na litość boską ROBIĆ?! 

Dziś już wiem, dzięki mądrym ludziom (dziękuję "DOGadajcie się") i mądrym książkom, i oczywiście z własnej zawodowej praktyki, że:

1. Jakiekolwiek mówienie do psa w takiej sytuacji jest błędem, bo bardzo zdenerwowany, widzi, że się na nim koncentrujemy, a to jest nagroda za zachowanie niepożądane. W dodatku dla psa nasze ględzenie, którego nie rozumie, często oznacza, że faktycznie dzieje się coś, czego należy się bać.

2. Faktycznie nie należy w żadnym wypadku psa głaskać, tulić itp. bo pogłębiamy reakcje stresowe i nagradzamy psa za zachowanie niepożądane (głaskanie jest dla psa nagrodą, a nie uspokojeniem!).

3. Najlepszą reakcją na psi strach jest… ZIEWANIE, przeciąganie się, odwracanie się bokiem, otrząsanie.

Nie ma się co śmiać! Popatrzcie, jak zachowuje się pies, gdy na niego krzyczycie - oblizuje nos, ziewa, odwraca głowę, często odwraca się bokiem, a nawet tyłem. A gdy mija stres - otrząsa się.
To nie jest lekceważenie - to są SYGNAŁY USPOKAJAJĄCE, które pies wysyła do Was, żeby Was uspokoić, a które każdy pies ma "wdrukowane" w geny - ślepe szczenię, wzięte niespodziewanie na ręce, zaczyna ziewać!

Zatem przemówcie do niego znanym mu językiem, a z pewnością dobrze Was zrozumie, nawet gdy jest bardzo przestraszony (no dobrze, daruję Wam jedno - nie musicie oblizywać nosa).

Jeśli więc macie lękliwego psa, albo szczeniaka, który właśnie się uczy: "czy się bać", to:

1. W ŻADNYM WYPADKU NIE bierzcie go na ręce (nawet, "żeby mu pokazać jakie to ładne, więc nie ma się czego bać" - dla niego to nie jest ładne, to pies, ma inne gusta!).

2. W ŻADNYM WYPADKU NIE głaszczcie i nie przemawiajcie doń czule! W ten sposób "nagradzacie" niepożądane zachowania psa (w tym przypadku lęk), przez co go wzmacniacie.
Nie okazujcie też zdenerwowania, a wręcz nie denerwujcie się! Pies bardzo dobrze wyczuwa nerwowe reakcje członków "stada", a wobec tego wyczuje też Wasze zdenerwowanie! A wtedy będzie przekonany, że faktycznie jest się czego bać. Musicie uświadomić sobie, że Wasze zdenerwowanie szkodzi zwierzęciu, jak również to, że choćbyście z nerwów po suficie chodzili, to i tak to niczego nie zmieni! Jeśli musicie, to sobie też zafundujcie środek uspokajający ;) Dodam, że dla Was przeciąganie się, ziewanie itd. to też czynności uspokajające (przekonacie się, że po pewnym czasie zaczniecie naprawdę ziewać ;))

3. Z bardzo lękliwym psem zgłoście się z do weterynarza kilka (w ciężkich przypadkach nawet kilkadziesiąt) dni przed Sylwestrem, żeby zacząć podawać mu środki uspokajające wcześniej - lepiej działają podawane najpierw w charakterze premedykacji, niż podane jednorazowo. Wówczas też podaje się inne leki, słabsze i w ostatecznym rozrachunku mniej szkodliwe dla psa, a często skuteczniejsze, dzięki podawaniu w dłuższym czasie, niż jednorazowa dawka bardzo silnych środków (UNIKAJCIE leku SEDALIN - więcej w artykule "Nerwusy" - raczej polecam środki feromonowe, nie piszę jakie, bo to by była krypto-reklama, a są naprawdę dobre). Środki najskuteczniejsze (podawane/zapisywane przez lekarza) wymagają dla zauważalnych efektów od 3 do 6 tygodni podawania, poczynając od małych dawek i zwiększając je dalej. Nie należy przekraczać wskazanych przez lekarza dawek (bo efekt ich może być wtedy wręcz odwrotny) i nie wolno ich podawania przerywać nagle - dawkę trzeba zmniejszać stopniowo również w okresie od 3 do 6 tygodni.

4. W ŻADNYM WYPADKU NIE spuszczajcie psa ze smyczy, gdy tylko zaczynają się "treningi" do Sylwestra i dopóki trwa "czkawka" po Sylwestrze. Lepiej dla psa by trochę pobył w ograniczeniach, niż by przechodził koszmar bezdomności albo - a często też jednocześnie - przechodził operacje po potrąceniu przez pojazd lub umierał gdzieś w męczarniach!

5. Jeśli pies wpada na dworze w panikę zafundujcie sobie i psu: dobrą obrożę szytą, zapinaną na klamrę metalową (plastiki potrafią pękać, zwłaszcza gdy jest zimno), dobre, mocne szelki, i mocną smycz dwustronną - taką, która ma karabińczyki z dwóch stron - zapinajcie smycz jednym końcem w szelki, drugim w obrożę. To nie ma znaczenia, że Twój piesek jest mały - on i tak szybciej biega od Ciebie, a szelki, obroże i smycze dwustronne są i dla maluszków też. Nie ma co żałować pieniążków, to wbrew pozorom nie jest aż tak wielki wydatek - zwłaszcza rozłożony na rok(!), bo dzięki temu:

a) gdy pies ciągnie i szarpie (np. przy niespodziewanym strzale) nie przydusza się, bo ciężar rozkłada się bardziej równomiernie, a Wam łatwiej będzie go utrzymać,

b) jeśli pies w panice wyrwie głowę z obroży, to utrzymają go szelki, jeśli się wykręci z szelek, to utrzyma go obroża - szanse na wyjście i z tego, i z tego są małe (do każdego z tych "wyjść" trzeba przeciwnego ruchu), a Wy zyskujecie czas na odpowiednią reakcję (zamiast łapania psa w panice, co jest przy szybkości psa niewykonalne);

a to znacznie poprawi bezpieczeństwo Waszego pupila (psy często wpadają w panice pod samochód lub gubią się, a że uciekały w panice, to nie umieją potem wrócić).

6. W Sylwestra wychodźcie z psem na krótkie spacery, jak najczęściej, tak by zwiększyć szanse na załatwienie się, bo zwykle w czasie jednego spaceru udaje się to psu choć raz, a im więcej spacerów tym więcej szans na opróżnienie pęcherza i jelitek. Im częściej strzelają (najczęściej już wieczorem), tym rzadsze spacery, przed północą już wcale. Zaniechać spacerów można/trzeba już wcześniej jeśli pies cierpi na bardzo silą fobię. Jeśli się mimo wszystko w domu zsiusia - trudno, to tylko bezbronny zwierzaczek (nawet gdy waży 70 kg.). Z resztą będzie mniejsza szansa na siusiu, gdy stres będzie mniejszy, bo "nie wystawiamy go bezpośrednio na strzały", a w domu pies czuje się bezpieczniej (tu można zastosować dyfuzory feromonowe lub spray, obroże mają kiepską opinię).

7. Warto pomyśleć o przeniesieniu legowiska psa w miejsce, gdzie strzały słychać najmniej - pamiętajmy, że w łazience często są wywietrzniki, przez które niesie się pogłos i drgania. Niektórym psom pomaga głośno włączone radio, ale niektóre się jeszcze bardziej denerwują, więc obserwujcie uważnie reakcje psa! I żeby pies nie wytworzył sobie skojarzenia przeniesienia legowiska z traumatycznymi strzałami, przenośmy je co najmniej kilka razy w roku na jakiś czas, zwróćmy jednak uwagę, by to NIE następowało w krótkim czasie po wystrzałach, burzach itp.. Nie jest wskazane przeniesienie legowiska na stałe w najcichsze miejsce, bo stałe izolowanie psa od "normalnych" dźwięków dnia codziennego (nawet, gdy tylko częściowo są wyciszone) może pogłębić u psa zachowania lękowe, a tego nie chcemy, prawda?

8. Jeśli mamy bardzo lękliwego psa, to zastanówmy się nad kupnem legowiska-budki (dla dużych psów też można je dostać) lub klatki kenelowej, którą na stałe czymś cienkim (przewiewnym) przykryjemy, m.in. po to, by można było "bez zbędnych ceregieli" (nie zwracając zanadto uwagi psa) przykryć ją dodatkowymi kocami, czy innym materiałem spełniającym rolę dźwiękochłonnego ekranu. Takie legowisko będzie też o tyle dobre, że nerwowy zwierzak (a z takim psem mamy przecież do czynienia) na co dzień zyska swój "bezpieczny azyl", co da mu niezbędne wytchnienie (pod warunkiem oczywiście, że i my będziemy traktowali go jak jego nienaruszalny azyl) i na codzień będzie wyciszało psa. Takie rozwiązanie pozwoli mu się też wyspać w spokoju, co ma niebagatelne znaczenie dla zmniejszenia ogólnej nerwowości. Klatki kenelowej nie wolno zamykać - pies musi mieć możliwość swobodnego wejścia i wyjścia z niej - zarówno na co dzień, jak i w okresie burz lub "świętowania".
SZCZEGÓLNIE i na co dzień NALEŻY CHRONIĆ LEGOWISKO PSA PRZED DZIEĆMI!!! Pies, gdy ma ich dość, nie zamknie się w pokoju albo w łazience przed nimi. Nawet gdy psa nie ma w budce, czy klatce NIE wolno dzieciom do niej wchodzić - pies ma doskonały węch i będzie wiedział o każdym naruszeniu jego azylu. Dzieci to nie panowie życia - choć dziś panuje pajdokracja - to przyszli opiekunowie zwierząt (nawet, gdy ich nie będą miały na własność) i nauczenie ich szacunku dla potrzeb zwierząt przekłada się później na poszanowanie zasobów ekologicznych i ekonomicznych, tudzież na poszanowanie praw innych ludzi!

9. Gdy już zaczynają się huki - zamknijcie okna i zasłońcie je (nie udusicie się przez ten krótki czas, a pies jest też wrażliwy na błyski!), usiądźcie swobodnie, rozluźnieni (nie pokuleni, z nogą na nogę), możecie oglądać telewizję, kręcić się po mieszkaniu, czyli róbcie to, co robicie na codzień, tyle że nie koniecznie powinniście oglądać relację z Sylwestra ze sztucznymi ogniami. Ziewajcie, przeciągajcie się, spokojnie obracajcie się do psa bokiem, nawet tyłem, otrząśnijcie się trochę - nie patrząc na psa (obserwujcie go tylko kątem oka). Jeśli trzeba, niech robią to wszyscy członkowie rodziny. Warto też psu zafundować do jedzenia coś, za czym przepada (ale nie zmuszać do jedzenia).

I spędźcie Sylwester z psem - to jest Wasz najlepszy, najwierniejszy i niezawodny "przyjaciel", a przede wszystkim jest całkowicie zależny od Was! Czy gdyby to był człowiek, zostawilibyście go w potrzebie?!

To wszystko sprawdziłam na swoich psach, na psach sąsiadów i przyjaciół oraz tych, które wyprowadzałam z różnych rodzajów traumy. Działa, ale trzeba być konsekwentnym i nie bać się, że ktoś nas "oceni" - a co ziewać nie wolno (?!) - to nie jego problem i nie jego przyjaciel! 

No i wytrzymać trzeba wystraszone reakcje psa! Gdy będzie widział, że na Was to nie robi wrażenia, a wręcz pokazujecie mu - i dobrze to rozumie, bo "mówicie" w jego języku - że to fraszka, to lepiej zniesie tę okropną noc. A z roku na rok będzie coraz łatwiej, zwłaszcza, gdy do takich "ćwiczeń" wykorzystacie inne "huki" w ciągu roku (niektórzy robią to tak, że włączają nagrania z YouTube i w tym czasie dają psu coś smacznego i przekazują sygnały uspokajające, ale mnie się nie zdarzyło, by pies nie odróżniał ich od "normalnego" huku, więc to nie mogło zadziałać).

Szczeniak z kolei zawsze patrzy na opiekuna pytającym wzrokiem: "a co to się dzieje?", a gdy zobaczy reakcje rozluźniające, "od dziecka" się nauczy, że to nic nie znaczy - nawet jeśli się trochę wystraszy, to sygnał będzie dla niego jasny: "spoooko". Również nerwowe z natury psy uspokajają się, a z czasem - nawet gdy reagują - to zdecydowanie słabiej. I potem już nie będzie trzeba "ziewanych seansów".

A gdy do Sylwestra jest jeszcze trochę czasu, to polecam Wam przeczytanie niedużej i niedrogiej - ale baaardzo mądrej i wielce pomocnej - zwłaszcza dla właścicieli nerwowych psów - książki:

"Sygnały uspokajające. Jak psy unikają konfliktów.", autorka: Turid Rugaas.

Pewnie! Jest wiele mądrych książek na ten temat, ale ta robi wrażenie prostym językiem i bogactwem "odkryć" na 1 cm2 druku.

A w dodatku, nawet bardzo zajęte osoby zdołają ją przeczytać (fajnie się czyta "do poduszki").

Koniecznie zaopatrzcie psa w TRWAŁĄ ADRESÓWKĘ - najlepiej metalową, grawerowaną (nie z laminatu grawerskiego i nie emaliowaną z płytkim grawerem). Adresówki wypełniane ręcznym pismem są bardzo nietrwałe, szybko mogą się stać nieczytelne, nie mówiąc o tym, że to co dla nas jest czytelne, dla innych może stanowić egipskie hieroglify. Adresówka metalowa, grawerowana to wydatek rzędu kilkunastu złotych wraz z przesyłką, a oferta jest szeroka i można dobrać różne ciekawe kształty i sposoby mocowania. Zwróćcie uwagę jak szerokie/grube jest "uszko" adresówki, na jakim kółku jest zawieszona lub jak jest mocowana do obroży (gdy jest to blaszka nakładana na obrożę) - powinny one wytrzymać mocne szarpanie, bo pies może nimi o coś zaczepić, lub ktoś może niechcący - łapiąc psa - złapać za adresówkę.
Zwykły człowiek, który znajdzie Waszego psa powinien mieć możliwość niezwłocznego powiadomienia Was, bez szukania weterynarza (zwłaszcza w święta!) i podróży do schroniska (które też dla Waszego psa będzie koszmarem!). Warunkiem jest oczywiście Wasz naładowany telefon i włączony dzwonek! Telefon też należy mieć zawsze przy sobie! Czy wyobrażacie sobie sytuację, że Wasz pupil ucieka, a Wy zamiast go szukać musicie biec do domu po telefon, albo - co gorsza - czekać aż się naładuje?! Pamiętajcie, że pies, gdy się zgubi, często wraca w miejsce, gdzie widział opiekuna po raz ostatni lub - jeśli dobrze zna teren - pójdzie pod dom! Dlatego tak ważne jest byście mogli niezwłocznie zapewnić sobie pomoc, a do tego potrzebny Wam będzie naładowany telefon!

I oczywiście ZACZIPUJCIE swojego psiaka - w razie gdyby wszystko zawiodło chip to jedyne, czego pies nie zgubi (jak np. może zgubić adresówkę, czy obrożę).
Wszczepienie chipa to zabieg taki, jak szczepienie - zastrzyk w kark. Jest to koszt od 0 zł. - wiele gmin funduje chipy, tyle że zwykle kończą się one najdalej w połowie roku, ale można przecież zaczipować zwierzaczka w tym czasie. U weterynarzy koszty wynoszą 30-50 zł. (słyszałam też o 10 zł., ale ostrożnie, bo to mogą być "podróbki"), a z paszportem ok. 100 zł. Paszport nie jest niezbędny, a wszczepić chip można tam gdzie taniej, a nie u weta, który na co dzień prowadzi psa (Uwaga na czipy rozpoczynające się cyfrą 900, są one tanie i "nierejestrowalne" w "porządnych", powszechnie używanych bazach!...).
I pamiętajmy, by SPRAWDZIĆ CZY WET WPROWADZIŁ DANE NASZEGO PUPILA DO BAZY i czy został on do nas PRZYPISANY (czy w bazie są wszystkie dane potrzebne do odnalezienia nas)!

P.S. W zeszłym (już) roku, w ramach akcji "Nie strzelam w Sylwestra" na Fb, spotkałam się m.in. z poradą, by kupić psu BALONIKI do zabawy i gdy pęknie mu w trakcie zabawy parę baloników, to pies uodporni się na strzały!
Niech Bóg nas wszystkich broni przed takimi poradami... A najbardziej nasze lękliwe psy!!!

Ten sposób to PROSTA DROGA DO WZMOCNIENIA LĘKU U PSA, a także do wytworzenia nowej traumy! Psy lękliwe są wrażliwe, a huk - nawet nieduży w naszym(!) wyobrażeniu - w paszczy lub na wysokości pyska (pies bawi się używając przednich łap) to dla takiego wrażliwca kolejny powód do lęku! A to tym bardziej, że każdy pies ma kilkadziesiąt razy ostrzejszy słuch niż człowiek, zaś wrażliwcy mogą mieć po prostu słuch jeszcze czulszy, niż ich pobratymcy (podobnie bywa u ludzi)!

KAŻDEMU PSU MOŻNA POMÓC - nawet temu najbardziej lękliwemu! Lepiej jednak powierzyć to fachowcom, z tym, że i tak większość pracy jest po stronie opiekuna psa, bo to od jego wytrwałości i konsekwencji zależy to, jak dalece i w jakim czasie uda się zniwelować problem.